Media w Kijowie i Warszawie zachłysnęły się informacją, iż ma zostać lada chwila zawarty wielowymiarowy strategiczny sojusz pomiędzy Wielką Brytanią, Polską i Ukrainą. Komentatorzy spoza tych państw nazywają go już „Małą Ententą”, uśmiechając się pod nosem. Cokolwiek myślimy w Polsce, ta nazwa nie kojarzy się zbyt pozytywnie i nie może być synonimem politycznego sukcesu.
Jedna Mała Ententa już była: tak nazywano porozumienie Czechosłowacji, Jugosławii i Rumunii utworzone w 1933 r. przeciwko rewizjonizmowi Węgier i ewentualnym próbom powrotu Habsburgów na tron austriacki. Każde z państw „Małej Ententy” miało silnego sąsiada, ale układy nie przewidywały pomocy wzajemnej. Ani w kwestii zagrożenia włoskiego, jakie odczuwała Jugosławia, ani w sprawie roszczeń niemieckich wobec Czechosłowacji, ani wreszcie w sprawie obaw Rumunii przed agresją ZSRR. Z każdym z tych potencjalnych agresorów przeciw jednemu z partnerów bloku obaj jego sojusznicy nie mieli spraw spornych. W efekcie pozostała „Mała Ententa” strukturą na wpół martwą, ograniczoną do spotkań dyplomatów. Jej ostateczny krach pokazało Monachium 1938, a potem 1 września 1939 r.
Wielka Brytania – czy nie trzeba powoli się przyzwyczajać do pisania: „Anglia”? – pod kierownictwem torysów z Borysem Johsonem na czele napina się ponad miarę. Swoją nadaktywnością w polityce międzynarodowej stara się pokazać, że jeszcze istnieje, że jeszcze coś znaczy i chce być liczona jako mocarstwo. Ma przecież jakąś tam ilość bomb jądrowych.
Próżne to zapędy. Po Brexicie jest tylko wyspą między Unia Europejską a Ameryką oraz karzełkiem wobec potęgi USA.
Ponadto skandale i afery – także korupcyjne – dramatycznie obniżyły popularność premiera i rządzących konserwatystów. Dochodzi do tego zamieszanie z obostrzeniami i całą otoczką wokół pandemii. Brytyjska służba zdrowia pokazała całkowitą swoją niewydolność i kiepską jakość. Społeczeństwo jest zmęczone i wściekłe, gdy dowiaduje się, że kiedy egzekwowano od ludzi realizację ostrych, pandemicznych obostrzeń 0 na Downing Street organizowano party, z alkoholem, bez maseczek i zachowywania wymaganej odległości.
„The Evening Standard” poinformował opinię publiczną o kobiecie, którą z tytułu wydania przyjęcia urodzinowego w swoim ogrodzie z udziałem 40 osób ukarano grzywną 12 000 funtów. Premier – jak zawsze – głupio i pokrętnie się tłumaczył na konferencji prasowej. Nie został pociągnięty do jakiejkolwiek odpowiedzialności.
Dochodzi do tego jawna i prymitywna korupcja na szczytach władzy. Ponadto sam Johnson – mimo iż kreuje się na szczerego wielbiciela wiktoriańskich, tradycyjnych zasad – jest oskarżany powszechnie o kupczenie (wśród swoich donatorów i sponsorów wspomagających Partię Konserwatywną i jego samego podczas kampanii wyborczej) tytułami i stanowiskami. Media nazywają to „skandalem konstytucyjnym”. W Polsce tylko tygodnik „Przegląd” informował o aferze „gotówka za lordostwo” – wyszło mianowicie na jaw, że po wpłaceniu na partyjne konto 3 mln funtów można było liczyć na otrzymanie arystokratycznego tytułu.
No, ale Anglia to przecież odwieczny, dobry sojusznik Polski. Zawsze nas wspierający, pozostający w sojuszach gwarantujących nasze interesy w Europie Środkowej i Wschodniej. A przynajmniej… chcemy w to wierzyć.
I wierzą polskie elity, chociaż lepiej byłoby spojrzeć prawdzie w oczy. Johnson w obliczu tragicznych notować rządu szuka usilnie potwierdzenia jakiejś jeszcze roli Wielkiej Brytanii na arenie międzynarodowej. I tu liczy na sukces. Z Waszyngtonu dochodzą chłodne sygnały o tolerowaniu brytyjskiego premiera, ale bez zbytniej konfidencji – ekipa Bidena pamięta czułe słówka prawione Trumpowi. Biden stawia w Europie przed wszystkim na kontakty z Niemcami, potem Francją. Anglia nie jest partnerem najważniejszym. Może być inaczej, jeśli zmieni się ekipa na Downing Street. Jeśli.
W kręgach komentatorów przywołuje się krążące ponoć w sferach około-dyplomatycznych powiedzenie: z USA lepiej pozostawać w sojuszu, niż być wrogiem. Bo Amerykanie, zwłaszcza „małym”, nie odpuszczą.
Z Anglikami odwrotnie – lepiej być ich wrogiem niż przyjacielem. Zawsze i tak cię wystawią do wiatru.
Kłania się wrzesień 1939 i „dziwna wojna” brytyjsko-francuska z III Rzeszą. Dziś Anglicy chcą walczyć podobnie jak wtedy – tym razem z Rosją – do ostatniego „ukraińskiego i polskiego żołnierza”. Czy tak właśnie nie było w historii nie raz i nie dwa? W historii powojennej również.
Niestety polski mainstream z historii jest słaby. Słucham komentarzy o Małej Entencie i jedno przychodzi mi do głowy. Przedwojenne zapowiedzi jako to „jest byczo”, że jesteśmy środkowo-europejskim mocarstwem i „nie oddamy ani guzika”. No i nieśmiertelne „bolszewika goń, goń, goń” . Tylko efekty były tragiczne.
Ruski stanął okoniem
Gdy się polski inteligencik zeźli, to musi sobie porugać kacapa. Ale czasem nawet to mu ni…
Ale jest ,,sukces” który można na łamy wypychać, szczególnie że w polityce wewnętrznej ,,polski ład” okazał się boordelem na cztery fajery i kosztuje przeciętnych podatników pięć-dziesięć tysięcy rocznie więcej. I próbuje się tą ,,ententą” tętent inflacji przykryć… A ta z kłusa zaczyna powolutku przechodzić w galop.