W tym roku motto przewodnie XX Manify warszawskiej zogniskowało się wokół kwestii przemocy dotykającej kobiety. Przemocy fizycznej, psychicznej, seksualnej, ekonomicznej. Każdej.

„Kim jest przemocowy gość?”

Organizatorki wyjaśniły:

„To ten, który stosuje przemoc – fizyczną, psychiczną, seksualną, ekonomiczną. Może nim być nasz sąsiad, współpracownik, szef czy kolega, o którym mamy bardzo dobre zdanie. Może być nim nasz partner. Może mieć nienaganną reputację, może oficjalnie deklarować sprzeciw wobec przemocy. To niekoniecznie potwór, którego łatwo wykluczyć ze środowiska i udawać, że problem zniknął”.

Każdego roku przemocy doświadcza od 700 tys. do miliona Polek. Policyjne statystki przemocy w rodzinie niezmiennie mówią, że około 95 proc. sprawców to mężczyźni. Dane Agencji Praw Podstawowych UE za 2017 pokazują, że w Polsce 12 proc. kobiet padło ofiarą przemocy fizycznej ze strony partnera, psychicznej – 37 proc., seksualnej – 4 proc. Wypełniono około 75 tys. Niebieskich Kart. W 2018 było ich niewiele mniej (73). Policja odnotowała ogólną liczbę zgłaszających się ofiar przemocy domowej na 88 133. Część z nich wszczęła procedurę, część to „kolejne przypadki w trakcie” jej trwania. Ogólna liczba podejrzewanych sprawców będących pod wpływem alkoholu to ponad 43 tysiące. 427 dzieci odebrano z domów rodzinnych, ponieważ uznano je za zagrażające.

Wolne od przemocy i dyskryminacji nie są nawet środowiska, gdzie oficjalnie deklaruje się wolnościowe, lewicowe poglądy – przypomniały organizatorki demonstracji i przemawiające w jej trakcie aktywistki. Wzywały działaczki, by nie milczały, „by nie zaszkodzić sprawie” i nie rezygnowały ze swoich ideałów, lecz dążyły do tego, aby seksizm i przemoc przestały być tolerowane.

„Przemocowiec to również dłużnik alimentacyjny – nas, kobiet, nikt nie pyta, czy możemy pozwolić sobie na wykarmienie, zakup ubrań dla dziecka czy opłacenie rachunków. Nie mamy wyjścia, nie możemy liczyć na społeczną wyrozumiałość. W przeciwieństwie do mężczyzn, którym wciąż się pobłaża”.

„Samodzielny ojciec” wciąż w odbiorze społecznym pozostaje bohaterem. Kobieta nie może liczyć na order matki roku tylko dlatego, że codziennie zapewnia byt dziecku, które powołała na świat.

Nie łudźcie się. Fundusz Alimentacyjny obejmuje tylko część dzieci, którym się one należą. Służy wyłącznie najmniej zarabiającym do 800 zł dochodu na osobę w rodzinie. Większość dłużników, również tych doskonale sytuowanych, często jednak nie rozumie, że alimenty to nie prezenty. Nie płaci aż 84 proc. zobowiązanych. Dłużnik alimentacyjny ma najczęściej twarz mężczyzny (kobiety stanowią 4 proc.), statystycznie jest w wieku 36-45 lat. Problemy z łożeniem na własne dzieci mają najczęściej mieszkańcy województw mazowieckiego, śląskiego i dolnośląskiego.

Na poprawę tego stanu rzeczy jest akurat nadzieja – ale nie płynie ona z funduszu, lecz z propozycji kar nakładanych na pracodawców, którzy pomagają alimenciarzom oszukiwać. Tu powstaje też kolejny problem – świadomego unikania zatrudnienia przez dłużników. To również wyzwanie dla rządu, na razie podjęte w teorii.

– Dłużnicy alimentacyjni bardzo często mają pieniądze, ale nie płacą, bo wyznają zasadę, że „na byłe dzieci nie płacą”. „Bo to zła kobieta była”. Nie żartuję – to są cytaty z dłużników i to nierzadkie. Trudno mi stać po ich stronie – mówi Ritmann. – Do tego często powstaje coś, co nazywam „zorganizowaną grupą wspierania dłużnika”. Wchodzi do niej obecny partner, pracodawca, rodzice. Kryją i chwalą dłużnika, że taki sprytny, bo wykiwał komornika. Na pewno komornika? – mówi z żalem Andrzej Ritmann, rzecznik prasowy Izby Komorniczej w Łodzi.

Wśród demonstrantek i demonstrantów można było dostrzec wiele osób, które szczególnie sprzeciwiały się kapitalistycznemu wyzyskowi / fot. Małgorzata Kulbaczewska-Figat

„To właściciel korporacji, szef, który nie szanuje praw pracownic i pracowników. To kapitalista, który buduje i wspiera system oparty na wyzysku najciężej pracujących”.

Wyzysk na polskim rynku pracy dotyka mnóstwo grup kobiet: od studentek po uchodźczynie i seniorki.

– Nie może być mowy o emancypacji kobiet w systemie kapitalistycznym, który opiera wyzysk na podziale siły roboczej – ze względu na płeć, pochodzenie czy posiadanie uprawnień do pracy w danym kraju. Dzięki podziałowi na pracownice i pracowników gorszej kategorii możliwe jest równanie płac w dół i szantażowanie innych pracowników. Taką rolę odgrywają często kobiety, które są niżej opłacanie, ale także migrantki i migranci, osoby o niepewnej z prawnego i praktycznego punktu widzenia sytuacji na rynku pracy – powiedziała Katarzyna Rakowska z Inicjatywy Pracowniczej Codziennikowi Feministycznemu.

Dlatego część demonstrantów i demonstrantek przyszła na Manifę z czerwonymi flagami i hasłami jednoznacznie domagającymi się całkowitej zmiany systemu: „Zniszcz kapitalizm, zanim zniszczy ciebie”, „Kapitalizm nie działa, inny system jest możliwy”. Aktywiści Historii Czerwonej przypomnieli postać Róży Luksemburg, przywódczyni rewolucji niemieckiej 1919 r. i wybitnej teoretyczki marksistowskiej, oraz jej hasło: Socjalizm albo barbarzyństwo, innej drogi nie ma!

„To polityk, który ten system legitymizuje. Który nie upomina się o prawa wykluczonych i marginalizowanych”.

Karolina Piasecka, żona radnego-przemocowca, twierdzi, że schematy zawsze są bardzo podobne. – Nie wiedziałam, jak to się stało, jak to możliwe, że on coś takiego robi. A potem zaczęłam sobie tłumaczyć, że to moja wina, że nie powinnam tak na niego krzyczeć. Że zasłużyłam. Więc najpierw na pewno był szok. Potem próba tłumaczenia. A potem wiara, że to się nigdy więcej nie powtórzy. Bo przecież on jest dobry i czuły, jesteśmy mężem i żoną, rodziną. Kochamy się. (…) Niech pani nie pyta, czy w tym jest sens. Z boku – żadnego. Ale ja wtedy naprawdę wierzyłam, że jak będę taka, jak on chce, to wszystko się ułoży. Ulegałam. Odpuściłam raz, drugi. I dalej tak życie się toczyło. Wierzyłam, że jeśli zrobię to, czego chciał, to będzie dobrze, spełnię jego oczekiwania, będzie zadowolony. Dostosowałam się do zasad, jakie narzucił.

fot. Małgorzata Kulbaczewska-Figat

Beata Szydło ze swoimi gratulacjami dla radnych Podkarpacia, wycofany projekt ustawy bagatelizujący „przemoc jednorazową”, niedawny popis Janusza Sanockiego w Sejmie – to polityczne hamulce ręczne zmian na lepsze, które politycy zaciągają, aby mieć większą kontrolę nad instytucją „polskiej rodziny”. Sanocki: „Likwidacja przemocy w rodzinie jest likwidacją rodziny”. Bo przecież sprzeciw wobec tłukącego męża to „żandarm w każdej sypialni i inspektor w każdej kuchni”.

Idące w Manifie kobiety i dziewczyny wyrażały jednak przekonanie, że nie zawsze musi być tak samo. „To my jesteśmy rewolucją” – brzmiało hasło zgromadzenia. Bo, jak podkreślały organizatorki, lekceważeniu ze strony polityków kobiety mogą przeciwstawiać swoją solidarność, działanie w duchu siostrzeństwa i pomocy wzajemnej. Wtedy będą w stanie skutecznie sprzeciwiać się nakładanym na nie ograniczeniom i dyskryminacji.

„To hierarcha Kościoła – skrajnie patriarchalnej instytucji, w której kobieta jest nikim, i który swoją wewnętrzną hierarchię usiłuje przenieść na społeczeństwo”.

Kościół katolicki jest znanym entuzjastą klapsów. „Spór o to, jaki rodzaj bicia dziecka jest stosowaniem przemocy, a jaki jeszcze przemocą nie jest, to czysta aberracja. Bicie słabszego i bezbronnego przemocą jest zawsze” – pisze ks. Adam Boniecki w „Tygodniku Powszechnym”, demaskując przedstawicieli kościoła, którzy z dumą powoływali się na Stary Testament i akapitu o „nieżałowaniu rózgi”.

„Szczególnie bolesna w tej trudnej i wymagającej empatii debacie jest wręcz nieludzka postawa Kościoła. Powtarzane na okrągło brednie o zagrożeniach płynących z genderyzmu, o tradycyjnej roli kobiet i rzekomym braku problemu przemocy w rodzinach (zwłaszcza katolickich) są nie tylko pełne hipokryzji, ale wręcz niebezpieczne” – pisała Katarzyna Czernik w Kulturze Liberalnej dwa lata po uchwaleniu ustawy ratyfikującej konwencję antyprzemocową. – „ Czarny scenariusz, w którym mąż prawnie zmuszony jest na przykład do opuszczenia mieszkania, spędza rządzącym sen z powiek. Polska rodzina to bowiem rodzina pełna – z matką i ojcem – nawet kosztem zdrowia i bezpieczeństwa kobiety”.

fot. Małgorzata Kulbaczewska-Figat

Na tegorocznych Manifach – zarówno dzisiejszej warszawskiej, jak i wczorajszej, poznańskiej – wątek promowania przez kościół skrajnie antykobiecych postaw płynnie łączył się z niezgodą na krzywdę dzieci molestowanych przez księży, przy milczącym przyzwoleniu ich przełożonych.

Wrócili z Manify

– W tegorocznej Manifie, jak co roku przewijał się bardzo wyraźnie temat przeciwdziałania przemocy wobec kobiet, ale teraz ponad tło wybił się wątek przemocy nie tyle domowej, co tej, która spotyka nas praktycznie codziennie w każdym miejscu, w który przebywamy: w miejscach pracy, na spotkaniach towarzyskich, w środkach komunikacji miejskiej – powiedziała Portalowi Strajk Anna-Maria Żukowska, rzeczniczka Sojuszu Lewicy Demokratycznej. – Manifa nagłaśnia fakt, że przemoc to nie tylko agresja fizyczna powodująca widoczne obrażenia, to także wielokrotnie częstsza przemoc psychiczna: mobbing, słowne molestowanie, jak również przemoc ekonomiczna. W tym roku wyraźne i nośne były hasła antykapitalistyczne. Coraz więcej uczestniczek Manif dostrzega związek między ustrojem kapitalistycznym a przemocą, której ofiarami padają kobiety – zauważyła działaczka.

W gronie manifestujących nie zabrakło aktywistek i aktywistów warszawskiego okręgu Razem oraz delegacji Wiosny z Robertem Biedroniem na czele. Dopisała również frekwencja wśród osób dotąd niezaangażowanych w żadnych organizacjach.

– Pozytywnie zaskoczyła mnie ogromna ilość młodych osób z całkowicie nowymi hasłami na patykowcach i transparentach – skomentowała w rozmowie z Portalem Strajk Urszula Kuczyńska, działaczka Razem w Warszawie. – Nie panował w ostatnim czasie nastrój mobilizacji, ale widać wyraźnie pokłosie poruszenia z 2016 roku. Budzi się świadomość i gotowość do walki o prawa kobiet i mniejszości, a słowo „solidarność” zaczyna nieść swoje prawdziwe znaczenie: wszyscy za jedną, jedna za wszystkie. No i polskie #metoo ewidentnie rozpędu zaczęło dopiero teraz nabierać: nośność hasła walki z przemocą wobec kobiet, seksualną i nie tylko, wyraźnie wzrosła, bo wzrosła znajomość i świadomość problemu – podkreśliła.

fot. Małgorzata Kulbaczewska-Figat

– Manifa co roku przypomina o tym, że w Polsce kobiety są dyskryminowane na wielu obszarach życia, a obecna władza tę dyskryminację umacnia. Kobiety zarabiają około 20 proc. mniej niż mężczyźni, chociaż są lepiej wykształcone, pracują głównie w zawodach gorzej opłacanych od tych zdominowanych przez mężczyzn, zajmują mniej prestiżowe stanowiska – powiedział nam Piotr Szumlewicz, działacz związkowy, który na warszawskiej Manifie obecny jest co roku. Teraz dostrzega wyraźne pogorszenie statusu kobiet jako skutek działań obecnego rządu. – PiS niestety prowadzi politykę, która pogłębia dyskryminację kobiet, kobiety są traktowane jako ludzie gorszego sortu. Już na początku rządów PiS została zniesiona obowiązkowa opieka instytucjonalna nad sześciolatkami, zróżnicowano wiek emerytalny, radykalnie obniżając go kobietom i tym samym obniżając ich poziom emerytur. Również różnica między wskaźnikami zatrudnienia oraz aktywności zawodowej kobiet i mężczyzn należy do najwyższych w Unii Europejskiej, przekraczając 15 pkt proc. Instytucjonalna opieka senioralna praktycznie nie istnieje, a liczba dzieci objętych opieką żłobkową należy do najniższych w UE. W konsekwencji kobiety coraz częściej wypadają z rynku pracy, co w praktyce oznacza, że nie biorą udziału w życiu towarzyskim, wypadają z relacji społecznych, ich życie jest sprowadzane do ról domowych, a na dodatek czeka je głodowa emerytura. Ponadto podręczniki szkolne, programy telewizji publicznej, promowane przez władze wzorce życia rodzinnego dowartościowują niższą pozycję kobiet. Rząd rezygnuje też ze szkoleń antyprzemocowych w instytucjach publicznych, zwalcza feministyczne organizacje pozarządowe i media, jest niechętny wobec całościowej polityki na rzecz walki z przemocą wobec kobiet. Partia rządząca przeforsowała też ograniczenie dostępności tabletki dzień po, która chroniła wiele kobiet przed niechcianą ciążą, przyzwala i wspiera powoływanie się przez fundamentalistycznych lekarzy i aptekarzy na klauzulę sumienia, a w debacie publicznej co kilka miesięcy pojawiają się projekty zaostrzenia już restrykcyjnej ustawy antyaborcyjnej – mówi związkowiec.

fot. Karolina Jackowska

– Jak wiemy problem przemocy wobec kobiet w Polsce jest ogromny, dlatego warto zwracać uwagę na tę kwestię i przypominać, że nie zgadzamy się na żadną przemoc i żądamy zmiany prawa i wyższych kar dla sprawców. Niestety statystyki nie pozostawiają złudzeń, krzywdzą głównie mężczyźni, często wcześniej znani kobietom – dzielnym surwiwalkom – przetrwalniczkom. Tym kobietom, które mimo przemocy przetrwały , często ogromną i trudną do zniesienia systemową /seksualną /fizyczną /ekonomiczną /psychiczną przemoc – powiedziała nam Kaya Szulczewska, autorka wkluczającego projektu Ciałopozytyw. To również stała bywalczyni warszawskiej Manify.- Osób biorących udział w przemarszu było na moje oko dużo, a atmosfera wprost wspaniała. Widać było mnóstwo transparentów, które świadczyły o tym, jak bardzo zróżnicowane i intersekcjonalne jest środowisko feministyczne i jak dużo tematów jest obecnie dla nas ważnych i żywych.

Manifest Przetrwalniczek – tot. Kaya Szulczewska

Były zarówno kolorowe/ tęczowe flagi mniejszości seksualnych, jak i liczne hasła antyprzemocowe, antyklerykalne i antykapitalistyczne. Widać też, że od czasu czarnego protestu, debata na temat aborcji przybrała bardziej bezpośrednią i zróżnicowaną formę. Co bardzo cieszy, przestajemy wstydzić się swoich poglądów i zaczynamy mówić o doświadczeniu aborcji w normalny sposób. Mnóstwo transparentów okazywało wsparcie dla dyskryminowanych grup oraz pokazywało kobiecą solidarność i siłę. Były pełne mocy przemówienia i gorące okrzyki. Czuć było w tym siłę. Dla mnie Manifa to dzień okazania kobiecej solidarności i bardzo mnie cieszy, że jest tak dużo zaangażowanych osób, które chcą razem działać na rzecz praw kobiet w Polsce. Mam nadzieję, że razem uda nas się zawalczyć o lepszą przyszłość.

Jest o co walczyć. Dlatego po Manifie warszawskiej czeka nas jeszcze cała seria podobnych wydarzeń w innych miastach Polski. 8 marca po raz jedenasty odbędzie się Śląska Manifa w Katowicach. 9 marca o społeczeństwo wolne od wyzysku i dyskryminacji będą upominały się łodzianki, mieszkanki Trójmiasta, #MyNiepokorne z Kielc, torunianki, wrocławianki i lublinianki. Dzień później Manifa przejdzie ulicami Bydgoszczy, a 16 marca prokobiece i wolnościowe hasła zabrzmią w Rzeszowie, w regionie, który klerykalna i konserwatywna prawica chce zamienić w swój bastion.

patronite
Redakcja nie zgadza się na żadne komentarze zawierające nienawistne treści. Jeśli zauważysz takie treści, powiadom nas o tym.

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Zobacz także

Pamiętajcie o obozach

Czas na szczerość, co w dzisiejszej Polsce raczej szkodzi, niż pomaga. Przyjechał otóż do …