Byli to nasi sąsiedzi, znajomi i bliscy. Ale przede wszystkim byli to ludzie. Kiedy czytam ich imiona, nazwiska i wiek. Wtedy przed oczami stają mi wsie, które tak dobrze znam. Wtedy nie widzę tylko naszych dziadków czy kogoś z przeszłości, ale siebie samą i moje dzieci. Byli to przecież ludzie tacy sami jak my: którzy stąd pochodzili, tu mieszkali, pracowali, mieli swoje rodziny i nie myśląc o jakikolwiek różnicach wspólnie tworzyli tutaj jedną społeczność.
Te słowa odczytała podczas zgromadzenia ku czci ofiar Romualda Rajsa „Burego” jedna z jego organizatorek. Hajnowianie na skwerze w centralnej części miasteczka zebrali się, by zapalić znicze i tym samym pokazać, że będą kultywować swoją pamięć, lokalną tożsamość, nie poddając się narzucaniu oficjalnej polityki historycznej i naciskom nacjonalistów. Byli obecni lokalni włodarze, do których dołączyli politycy Lewicy: podlascy działacze Razem i Sojuszu Lewicy Demokratycznej, poseł Adrian Zandberg, kandydat Lewicy na prezydenta Robert Biedroń. Przybyli również podlascy parlamentarzyści Koalicji Obywatelskiej.
Upamiętnienie rozpoczęli młodzi ludzie w wieku licealnym, którzy czytali listę zamordowanych sąsiadów, dziadków, dalszych krewnych, często opisując ich ostatnie chwile. Szokujące przykłady starszych ludzi spalanych żywcem, bezbronnych cywilów rozstrzeliwanych w płytkich, masowych grobach, śmierci małych dzieci wybrzmiały w moich uszach tak przerażająco, jakbym dowiadywał się o zbrodniach Burego po raz pierwszy.
Potem nastąpiła chwila ciszy, wrócił spokój, niemal melancholia, którą odczułem, wysiadając z pociągu z Warszawy. Wrażenie nieporównywalne ze stolicą. Potem wszyscy zgromadzeni zaczęli składać znicze. Mój wzrok przykuła jedna rodzina trzypokoleniowa: babcia, która prawdopodobnie urodziła się po wojnie i znała bezpośrednio historię pomordowanych, córka oraz kilkuletni chłopiec – wszyscy z przypinką „Pogoni” na piersiach. Kiedy zapytałem się o znaczenie symbolikę tej odznaki, usłyszałem, że noszą, bo jest ona symbolem wolnych Białorusinów.
– Na tych dramatycznych wydarzeniach z przełomu stycznia i lutego 1946 roku powinniśmy się uczyć, czym jest nacjonalizm. Jako przedstawiciele parlamentu jesteśmy tutaj, żeby jasno mówić, że państwo polskie potępia nie tylko przemoc, jak i zbrodnie, które tutaj miały miejsce – powiedział Adrian Zandberg.
– Dziękujemy, że przyszliście i że jesteście tutaj z nami. Można było przecież zostać w domu – tak jakby zimą 1946 nic się nie wydarzyło albo jakby dzisiaj nic nie miałoby się wydarzyć na ulicach naszego miasta – mówili organizatorzy. W tym czasie skrajna prawica już gromadziła się pod kościołem Podwyższenia Krzyża Pańskiego.
A gdy ruszyła, było przewidywalnie i powtarzalnie. Kilka czerstwych okrzyków „Cześć i chwała bohaterom”, „Śmierć wrogom ojczyzny”. Zebrała się grupa rekonstrukcyjna z plastikowymi pepeszami i aluminiowymi brauningami wystrojona w tradycyjne mundury paradne rodem z kampanii wrześniowej. Obok każda z uczestniczących grup zaczęła wyciągać swoje mozolnie przygotowane banery – po większości widać było, że recyklingowe na każdą demonstracje niezależnie od okazji, ponieważ dotyczyły oklepanych tematów. Był „Zakaz 447”, „Nie dla LGBT+”, „Śmierć wrogom ojczyzny”, a do tego garstka przygotowanych specjalnie na tą okazje: „Oprawcy i mordercy polskich patriotów – a na drzewach zamiast liści…” , „Bury Bohater”, „Najwięksi wyklęci z wyklętych: Ogień i Bury”.
Jednak najbardziej moją uwagę przykuły dwa wyróżniające się na tle innych banery. Jeden przedstawiający Stefana Michnika z napisem „Szechter = Michnik – Przeproś za ojca (Ozjasz Szechter) ; Przeproś za brata! – Precz z komuną!” z przekreślonym symbolem sierpa i młota oraz przekreślonym logiem Gazety Wyborczej. Na marszu w Hajnówce wielokrotnie podkreślano wrogość wobec redakcji na Czerskiej. Przemówienie organizatora wydarzenia oskarżało media „lewackie” (TVN, Wyborcza) o jawne zakłamywanie historii i dokonań „bohatera” Burego. Skandowano „Kłamstwo Michnika, wyrzuć do śmietnika”. Drugi był o wiele prostszy. Na kartonowym transparencie zapisano: „Żołnierze Wyklęci walczyli o Polskę – Demokratyczną i Wolnorynkową”. Autor tego „dzieła” maszerował w bluzie z logo jakże demokratycznych Narodowych Sił Zbrojnych…
Jednak poza kilkoma kuriozalnymi hasłami oraz oklepaną do granic możliwości narracją skrajnej prawicy „V Marsz Żołnierzy Wyklętych” nie był niczym nowym w przestrzenni politycznej Hajnówki. Wydawało mi się, że zauważyłem wręcz postępujące zmęczenie tematem i polityczną frustrację narodowców. Wiele grup skrajnej prawicy w tym roku zwyczajnie nie przyjechało. Na próżno szukać loga Autonomicznych Nacjonalistów, Szturmowców czy ludzi z środowiska byłego księdza Jacka M. Nie spotkamy także byłego herszta faszystów z ONR – Roberta Bąkowicza. Liczebność uczestników także z roku na rok maleje. Już w ubiegłych latach frekwencja miała się nijak do internetowych przechwałek organizatorów – w 2020 spadła poniżej setki. Liczba kontrmanifestujących, ekspresowo usuniętych z drogi przez policję, spisanych i pouczonych, powoli zbliża się do poziomu samego marszu.
Podobną tendencję widzimy w Warszawie, gdzie Marsz Niepodległości z roku na rok staje się coraz mniej „modny”, za to demonstracja Koalicji Antyfaszystowskiej zwiększa swoją liczbę uczestników. Może przyszedł na to czas – aby ludzie zagarniający symbol Polski Walczącej i plugawiący dobre imię Armii Krajowej za pomocą gloryfikacji zbrodniarza zrozumieli jedną rzecz. To właśnie Armia Krajowa wydała wyrok śmierci na Romualda Rajsa Burego za zbrodnię na ludności cywilnej.
Przeciwko umorzeniu śledztwa w sprawie śmierci Jolanty Brzeskiej
Kilkaset osób demonstrowało 9 listopada w Warszawie pod Ministerstwem Sprawiedliwości w zw…