O tym, jak podlascy samorządowcy marnowali szanse na rozwój cywilizacyjny regionu, jak zmiana na lepsze w jednym obszarze poprawia jakość życia w następnych i jak to jest naprawdę z podlaską wielokulturowością Strajk.eu rozmawia z Sewerynem Prokopiukiem i Dorotą Koczot, działaczami partii Razem w województwie podlaskim, kandydatami do sejmiku województwa podlaskiego z pierwszego i drugiego miejsca na liście w okręgu 4, obejmującym powiaty białostocki, hajnowski i bielski.

W jakich obszarach polityki samorządowej na terenie, gdzie kandydujecie, lewicowa alternatywa jest szczególnie potrzebna? Może spróbujmy na początek wskazać trzy.

Dorota Koczot: Mam ochotę odpowiedzieć, że we wszystkich…  Syndrom zarządzania po najniższych kosztach, bez uwzględnienia perspektywy zwyczajnego mieszkańca gminy, powiatu czy niewojewódzkich miast, zdominował i politykę w kwestiach zatrudnienia, i politykę zdrowotną czy rodzinną.

Seweryn Prokopiuk: A także transport publiczny. Zaniedbania władz samorządowych (ale i centralnych) w tym zakresie, i to zaniedbania wieloletnie, sprawiły, że Podlasie nieprzypadkowo jest postrzegane jako biała plama na kolejowej mapie Polski.

DK: Władze widzą słupki, statystyki i bilanse, ale nie ludzi. Nie dostrzegają np. tego, że niejedna ciężarna kobieta na Podlasiu nie ma jak dotrzeć w 8 miesiącu ciąży na specjalistyczne badania do oddalonej o 30 km. poradni ginekologicznej. Nie widzą potrzeb osób starszych. Takimi ludźmi, jak mój 80-letni sąsiad ze wsi Uhów koło Łap, gdzie mieszkam, nikt się nie interesuje. Do tego obszarem wyjątkowo zaniedbanym są niskie pensje, za które trudno utrzymać rodzinę.

SP: My chcemy wprowadzić w samorządzie zasadę godnej płacy. Pracownik samorządu lub podległej mu instytucji musi być zatrudniony na umowę o pracę – to nie powinno podlegać dyskusji. Spychanie odpowiedzialności na prywatne firmy zewnętrzne przeważnie prowadzi do obniżenia ich jakości oraz wypychania pracowników na umowy śmieciowe.

Nadrabianie tych zaniedbań potrwa całe lata… Zastanawialiście się, ile udałoby wam się naprawić w ciągu jednej kadencji? Przy budżecie, jakim województwo podlaskie realnie dysponuje?

DK: Wiemy, że ten budżet jest ograniczony. Dlatego tym bardziej potrzebna jest generalna świadomość tego, jakie są priorytety. Ważniejsze są dodatki mieszkaniowe, czy ulgi dla deweloperów, jakie oferuje Białystok? Budowa nowych żłobków czy wsparcie dla specjalnych stref ekonomicznych, takich jak suwalska? Dla nas odpowiedź jest jasna.

Białostocki dworzec kolejowy / fot. Wikimedia Commons

SP: Musimy cały czas pamiętać, że regiony takie jak nasze województwo mogą liczyć na pomoc finansową w inwestycjach strukturalnych z Unii Europejskiej. Wykorzystajmy to. Przygotowaliśmy, razem z ekspertami, odpowiedni program. Chcemy – w skrócie – przywrócić połączenia między Białymstokiem a Łomżą i Hajnówką, z odpowiednią częstotliwością. Postulujemy rewitalizację linii kolejowych z Białegostoku w kierunku granicy z Białorusią, czyli do Kuźnicy i do Zubek Białostockich. Według ostrożnych szacunków nasze pomysły mogą kosztować ok. 20 mln zł. Brzmi poważnie, ale przecież z Brukseli cały czas słyszymy sygnały, że inwestycje w rozwój kolei są priorytetem. To jest do zrobienia.

Natomiast inny transportowy postulat, poprawy sieci komunikacji autobusowej, może być zrealizowany w całkiem niedługim czasie. Mamy spółkę PKS Nova, która na szczęście nie została jeszcze sprywatyzowana, ma nie najgorszy tabor, przy lepszym zarządzaniu mogłaby funkcjonować sprawnie. Nie wykluczamy także wykupywania usług przewozowych u prywatnych podmiotów, ale pod warunkiem, że ich pracownicy będą mieli umowy o pracę, a stan techniczny pojazdów nie będzie budził zastrzeżeń.

Co jeszcze z waszego programu – nie da się ukryć, ambitnego – mogłoby zostać zrealizowane w krótkiej perspektywie?

DK: Na pewno wojewódzka sieć poradni położniczo-ginekologicznych bez klauzuli sumienia działających zgodnie z najnowszą wiedzą medyczną, z zapewnionymi połączeniami do wsi, gdzie mieszkają kobiety, które tych poradni będą potrzebowały.

Można też naprawiać rzeczy mało spektakularne i pewnie dlatego niezauważane przez władzę, ale przecież bardzo pomocne w codziennym funkcjonowaniu. Na przykład brak biletomatów w Białymstoku jest bardzo uciążliwy. Za to inwestycje w lotnisko na Krywlanach można było odłożyć…

SP: Sprawa lotniska jest jak epopeja – duże pieniądze zostały wydane na kolejne ekspertyzy, mieliśmy kompletnie niewiążące referendum dotyczące tej inwestycji, z czego efekt jest taki, że lotniska nadal nie ma. Za to eksperci i politycy dalej spierają się co do sensowności jego budowy.

Dużo jest takiego marnotrawstwa w działaniach białostockiego samorządu? Nietrafionych, megalomańskich inwestycji?

SP: Ja bym raczej mówił o zaniedbaniach. Przykład – jest linia kolejowa nr 37 z Białegostoku do Zubek Białostockich, której dalszy ciąg, po białoruskiej stronie granicy, prowadzi do miasta Baranowicze. Zdaniem ekspertów jest to jedna z możliwych nitek nowego „jedwabnego szlaku”. Wymaga jednak rewitalizacji. O tym szlaku mówi i premier Morawiecki, i samorządowcy, pieniądze z UE leżą na stole, a efektów nie widać. Tymczasem niezależnie od tego, co naprawdę planują Chińczycy, ta rewitalizacja dałaby szansę rozwoju po obu stronach granicy.

fot. Razem Podlaskie

DK: Inna historia. Jest świetny ministerialny program ułatwiający zakup sprzętu multimedialnego, ale szkoły nie mają dostępu do szybkiego internetu, bo nasi samorządowcy nie zadbali o dostawców. W ten sposób program szybki Internet w każdej wsi, który wyrównywałby szanse cywilizacyjne w regionach, upada, chociaż był na wyciągnięcie ręki.

Województwo podlaskie, zresztą obok sąsiedniego lubelskiego, to obszar z najniższymi w Polsce przeciętnymi wynagrodzeniami, najbardziej dotknięte brakiem inwestycji. Co może z tym zrobić socjaldemokratyczna lewica, zasiadając w samorządzie?

SP: Tak naprawdę, bez inwestycji władz centralnych, niewiele. Jesteśmy w stanie podnieść wynagrodzenia w samym samorządzie i w instytucjach mu podległych. Inwestycje w infrastrukturę, wykorzystanie położenia przygranicznego, rozwój turystyki – znowu niemożliwy bez uzdrowienia transportu – mogą częściowo pomóc. Ale zaległości tak narosły przez lata, że samorząd własnymi siłami nie da rady, choćby bardzo chciał.

A polityka kulturalna? Podlasie chlubi się swoją mozaiką etniczną i kulturową. Może samorząd działa dobrze chociaż na polu wspierania i rozwijania tego dziedzictwa?

DK: To fakt. W tym obszarze nie można powiedzieć, by obowiązki samorządu, przewidziane w odpowiednich ustawach, ignorowane…

SP: Oficjalnie wielokulturowością regionu szczyci się praktycznie każdy podlaski polityk. Kiedy wchodzimy w szczegóły – nie jest już tak pięknie.

DK: Trzeba jednak zaznaczyć, że wiele zależy od ministerialnych decyzji, na które samorząd nie ma wpływu. Nie da się z poziomu władz lokalnych zakwestionować decyzji takich, jak cofanie dotacji na lokalną prasę skierowaną do zamieszkujących region mniejszości narodowych czy na festiwale kulturalne sprofilowane etnicznie. Inna sprawa, że samorząd może przynajmniej próbować zwiększyć regionalny budżet w obszarze polityki wspierania wielokulturowości. A tu, mam wrażenie, już brakuje dobrej woli.

SP: Dobrą wolę i energię mają pasjonaci. Dzięki unijnym środkom wielu takim osobom udało się doprowadzić do tego, by także w mniejszych miejscowościach powstały dobrze działające instytucje zajmujące się dziedzictwem mniejszości narodowych. Niestety niemałą rolę odgrywa też fakt, że tacy pasjonaci są potem gotowi pracować za darmo lub za grosze, byle inicjatywa nie upadła.

Dopóki chodzi o folklor czy kuchnię regionalną – w zasadzie nie ma problemu. Schody zaczynają się, kiedy mniejszości zabierają głos w sprawach historii najnowszej i okazuje się, że widzą ją inaczej, niż większość.

Wtedy ich głos nagle przestaje być słyszalny?

SP: Przytoczę dwa fakty: w Białymstoku mamy ulicę Łupaszki, a kiedy rada miejska głosowała, czy w mieście ma powstać pomnik Romana Dmowskiego, przeciwko był tylko jeden radny. To daje do myślenia.

Daje do myślenia też fakt, że właśnie na Podlasiu odbywały się w ostatnich latach jedne z największych i najgłośniejszych zgromadzeń nacjonalistów. Dodajmy, zgromadzeń pełnych nienawistnych okrzyków i prowokowania mieszkańców. Co zrobią samorządowcy z Razem, kiedy nadejdzie koniec lutego i nacjonaliści znowu zechcą czcić na ulicach Hajnówki „Burego”?

SP: Powiem krótko – samorząd musi przestać chować głowę w piasek i udawać, że nic się nie dzieje.

DK: Ja jestem na niemal wszystkich wydarzeniach upamiętniających ofiary „Burego” tu na Podlasiu, na spotkaniach organizowanych przez mieszkańców Hajnówki, którzy wyrażają sprzeciw wobec nacjonalizmu. Jestem przekonana, że przedstawiciele władz samorządowych powinni te spotkania wspierać swoją obecnością, a tego brakuje.

Nie chodzi tylko o to, by wydać zakaz marszu, w sprawie którego i tak ostateczną decyzję podejmuje minister. Jeśli w przestrzeni publicznej – na murach, przystankach, na prześcieradłach wywieszanych w pobliżu ulic – pojawiają się nacjonalistyczne, nienawistne hasła, zadaniem samorządowców jest zadbać, by zostały usunięte, zrobić wszystko, by sprawców znaleźć i odpowiednio ukarać.

Z tym może być gorzej. Śledztwo w sprawie prezentowania symboli takich jak Totenkopf, podczas marszu w lutym 2018 r. zostało przez policję umorzone.

SP: Zostaje tylko walka z rozwojem postaw nacjonalistycznych przez edukację. Innej drogi nie widzę.

W tej edukacji naturalnym partnerem wydają się organizacje równościowe i społeczne. We wdrażaniu postulatów związanych z godną płacą z kolei – związki zawodowe. Jak sobie wyobrażacie współpracę z nimi jako samorządowcy?

DK: Będę po prostu robić to, co do tej pory. Bronić lokatorek przed eksmisją, przychodzić na spotkania antynacjonalistyczne w Hajnówce i na wydarzenia związane z obroną praw kobiet…

SP: … które zresztą czasem współorganizowaliśmy. Podobnie jak działania na rzecz różnych grup zawodowych, czy to inicjowane przez ZNP, czy przez Inicjatywę Pracowniczą. Wiemy, że przede wszystkim musimy ich słuchać, korzystać z wiedzy, doświadczenia.

A współpraca z innymi siłami politycznymi? Powiedzieliście wiele krytycznych słów pod adresem dotychczasowych władz lokalnych – czy widzicie wśród konkurencji kogoś, z kim będzie można wchodzić chociaż w doraźne sojusze? Wspólnie załatwiać pewne problemy?

DK: Najważniejsze są postulaty. Ale realizując je nie chciałabym dostawać w pakiecie z potencjalnym koalicjantem zestawu politycznych propozycji, których nie dam rady przełknąć. Wszystko zależy i od konkretnego człowieka, który proponuje współpracę, i od kontekstu. Czasem z kimś z obozu reprezentującego jedną barwę polityczną da się sensownie porozumieć, a czasem nie.

SP: Przed wyborami takie rozważania nie mają sensu. Wprowadźmy najpierw swoich przedstawicieli do sejmiku, to jest nasz cel. Potem będziemy się zastanawiać.

Różni kandydaci w tych wyborach starają się uwodzić wyborców wielkimi wizjami. Miasta mają być nowoczesne, otwarte, społeczne, odważne – a jakie w waszej wizji byłoby Podlasie?

DK: Nasze marzenia mogą się wydawać bardzo przyziemne…

Seweryn Prokopiuk i Piotr Figiel przedstawiają program dla transportu / fot. Razem Podlasie

SP: Bo ja, gdybym miał tworzyć wielką wizję, to wskazałbym coś praktycznego:  dobrze funkcjonujący, zintegrowany transport. Wyobraźmy sobie: do każdego miasta powiatowego z istniejącą infrastruktura kolejową dojeżdżają pociągi. Z dworca w Białymstoku wygodnie dojeżdżam do Suwałk, Łomży, Hajnówki (8 par pociągów na dobę) i do Grodna na Białorusi. Przez granicę z Białorusią jadą pociągi pełne towarów, a po polskiej stronie granicy funkcjonują wielkie centra logistyczne. Do każdej wsi i miasta bez dostępu do torów dojeżdżają autobusy. Ludzie spokojnie dojeżdżają do pracy, szkoły, lekarza, na zakupy, a jak się trochę zasiedzą na kawie, to mają jeszcze wieczorny autobus. Do najmniejszych wsi, gdzie mieszka po kilka osób, dojeżdża gminny bus lub samochód, który zamawia się na telefon, dzień wcześniej.

DK: Moje marzenie to wyrównanie płac kobiet i mężczyzn. Po prostu. Chciałabym, żeby Karta Równości Kobiet i Mężczyzn w życiu lokalnym to nie był tylko jakiś mało istotny dokument, nad którym debatuje się na zorganizowanych przez samorząd konferencjach. Marzy mi się przyjęcie takiego planu, które powinno być poprzedzone szerokimi konsultacjami społecznymi, uwzględniającymi perspektywę kobiet w lokalnej polityce, wskazującego konkretne sposoby działania w zakresie równania płac, edukacji, opieki społecznej, zdrowia i bezpieczeństwa i stopniowe wdrażanie go.

Rozmawiała Małgorzata Kulbaczewska-Figat.

Redakcja nie zgadza się na żadne komentarze zawierające nienawistne treści. Jeśli zauważysz takie treści, powiadom nas o tym.

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Zobacz także

Argentyny neoliberalna droga przez mękę

 „Viva la libertad carajo!” (Niech żyje wolność, ch…ju!). Pod tak niezwykłym hasłem ultral…