Zazwyczaj miewam niskie ciśnienie, dlatego oprócz porannej kawy mam zwyczaj podnoszenia go sobie lekturą do niej prawicowej prasy. Dziś, w ramach tej weekendowej rutyny, trafiłem w Plusie Minusie od Rzeczpospolitej na artykuł Piotra Zaremby ,,Między Greniuchem a Baumanem”. Nie będę ukrywał, że już na wstępie zdegustował mnie tytuł, dla taniej kontrowersji zestawiający światowej sławy naukowca z prowincjonalnym faszystowskim propagandzistą, jednak upatrując w tym szansy na zwalczenie wspomnianego niedociśnienia zdecydowałem się poświęcić i ów tekst przeczytać.
We wstępie autor pisze: ,,w tej sprawie jestem zakamieniałym symetrystą: nie wolno relatywizować ani faszyzmu, ani komunizmu. Dzisiaj w Polsce coraz usilniej próbuje się robić i jedno, i drugie”. Dalej Zaremba streszcza ,,dorobek” Tomasza Greniucha i po krótce opisuje kontrowersje, jakie wywołała jego nominacja na dyrektora wrocławskiego IPN-u. Przy okazji bardzo oszczędną krytykę byłego działacza ONR–u oraz wielbiciela hailowania i hitlerowskich kolaborantów przeplata hamletyzowaniem, iż ,,nie są to demoniczne zjawiska” i ,,otwartą pozostawia kwestię, czy taki relatywista w imię ideologii ma prawo do pracy, naukowej czy urzędniczej, w IPN”.
W kolejnych akapitach, zgodnie z przybraną pozą arbitra i ,,zakamieniałego symetrysty”, przechodzi do krytyki drugiej, komunistycznej ,,skrajności”, za której uosobienie służy mu postać Zygmunta Baumana. Okazję ku temu daje niedawne ukazanie się biografii wybitnego socjologa autorstwa Artura Domosławskiego pt. ,,Wygnaniec. 21 scen z życia Zygmunta Baumana”. I o ile w przypadku Greniucha potępienie Zaremby było łagodne, można by nawet rzec dobrotliwe, o tyle tutaj autora ogarnia trwoga. Pisze: ,,szczególnie niepokojące jest to, bo relatywizują nie jak zawsze peerelowscy emeryci broniący własnych biografii. Pewien typ ocen staje się wyznaniem wiary nowych zwartych środowisk, wpływowych i w publicznej debacie znaczących”. A cóż to za oceny? W przypadku Baumana to niepotępianie tego, iż ,,swoją karierę naukową poprzedził paradowaniem z pistoletem w roli utrwalacza nowej władzy” i nie tylko ,,odmawiał uznania tego za błąd życiowy”, ale nawet ,,zapewniał, że niczego się nie wstydzi, bo walczył po dobrej stronie”.
Przerażanie Zaremby budzi to, że ,,z kolei młodsze generacje liberalnej i mniej liberalnej lewicy kupują tę wizję, bo jest poręczną bronią w dzisiejszych sporach”. Od tego bowiem tylko krok do sytuacji jak ,,w wielu krajach Europy czy USA, gdzie za sprzeciw wobec różnych dogmatów można zapłacić karierą. (…) Choć nad Wisłą rządzi prawica, powoli ten duch pojawia się już i u nas, na razie w postaci środowiskowych ostracyzmów i spraw dyscyplinarnych za niewłaściwe słowa. Na tym tle dr Greniuch i jego małpujący ducha zideologizowanych lat 30. koledzy jawią się jako nieskuteczni maniacy”.
Nie trzeba być wybitnie spostrzegawczym, by zobaczyć, że początkowa (i tak niezbyt silna) krytyka Greniucha i podnoszącego głowę faszyzmu służy Zarembie jedynie jako wygodne alibi, mające dać możliwość zaprezentowania się jako ,,wyważonego centrystę” i umożliwić realizację głównego celu. Celu, jakim jest zajadłe potępienie coraz popularniejszego, szczególnie wśród młodych ludzi, patrzenia na czasy Polski Ludowej bez uprzedzeń i antykomunistycznych kalek. Głos Zaremby robi tu za głos wszystkich kapłanów postsolidarnościowej narracji, według której PRL to najgorszy czas w polskiej historii i mroczna wyrwa między złotym okresem II RP i cudowną III RP. Przyzwyczajeni do 30 lat całkowitej dominacji tępego antykomunizmu, zaczynają oni powoli zdawać sobie sprawę, że młode pokolenie, wychowane już w kapitalistycznej Polsce, coraz odważniej porzuca te dogmaty i zaczyna otwarcie mówić o osiągnięciach i sukcesach Polski Ludowej. Stąd właśnie histerycznie ataki i sięganie do zgranej płyty o ,,dwóch tak samo złych okupacjach”.
Osobiście postać Zygmunta Baumana darzę szczególnym uznaniem. Nie tylko jako naukowca, teoretyka płynnej ponowoczesności i krytyka społeczeństwa konsumpcyjnego, ale przede wszystkim jako odważnego człowieka. Odważnego, gdy pod Kołobrzegiem przelewał krew w walce z nazistami, gdy po wojnie jako oficer KBW zwalczał bandytów z NZW, ale przede wszystkim, gdy po ’89 roku miał odwagę nie ulec powszechnemu wśród osób publicznych kajaniu się za swoją służbę w PRL-u i mainstreamowemu ,,przyznawaniu się do błędu”. Mimo iż spotykały go z tego powodu liczne nieprzyjemności, czy to ze strony wrocławskich kibiców wulgarnie zagłuszających jego wykład, czy ze strony krytycznych wobec niego liberalnych mediów, on nie bał się otwarcie mówić, że ,,w owym czasie, to komuniści proponowali najlepsze rozwiązania dla kraju”, a on sam ,,był zaangażowany w walkę z terroryzmem”. Dlatego cieszy mnie ukazanie się jego biografii i mam nadzieję, że zarówno ona sama i tocząca się wokół niej dyskusja zachęci jak najwięcej młodych ludzi do zapoznania się bez uprzedzeń z życiorysem i dorobkiem Zygmunta Baumana. Na przekór wyciu prawicowych pismaków i propagandzistów.
Syria, jaką znaliśmy, odchodzi
Właśnie żegnamy Syrię, kraj, który mimo wszystkich swoich olbrzymi funkcjonalnych wad był …