„Proeuropejski” rząd Mołdawii, a właściwie trzymający go w ręku oligarcha Vlad Plahotniuc dali kolejny popis bezczelności i lekceważenia własnych obywateli. Planowana rekonstrukcja rządu przewiduje wprowadzenie do niego polityków zdawałoby się doszczętnie skompromitowanych, antybohaterów afery z wyprowadzeniem miliarda dolarów z krajowego systemu bankowego.
Gdy w 2015 r. wyszło na jaw, iż z systemu bankowego Mołdawii – rządzonej przez „proeuropejską”, „reformatorską” ekipę z premierem Valeriu Streltem na czele – wyprowadzono miliard dolarów, blisko 12 proc. krajowego PKB, w Kiszyniowie wybuchły potężne protesty. Na ulicach demonstrowało nawet 20 tys. ludzi. Chociaż w ostatecznym rozrachunku doszło tylko do fasadowych zmian na szczycie, wydawało się przynajmniej, że politycy bezpośrednio kojarzeni z wielkim przekrętem nie obejmą już nigdy kluczowych stanowisk w państwie. A jednak.
Rekonstrukcja rządu Pavla Filipa, o którym powszechnie wiadomo, że jest tylko reprezentantem najbogatszego Mołdawianina – Vlada Plahotniuka, przewiduje wymianę siedmiu ministrów. Wicepremierem ds. integracji europejskiej zostanie były premier i minister spraw zagranicznych Iurie Leancă, który w 2014 r. polecił w sekrecie wydzielić 9,2 mld lejów mołdawskich z państwowych rezerw na zasypanie dziury, jaką wytworzyło wyprowadzenie miliona z systemu bankowego. Ministrem gospodarki i infrastruktury zostanie Chiril Gaburici, też były premier, który nie tylko podobnie jak Leancă „gospodarował” państwowymi pieniędzmi (w jego przypadku było to „tylko” 4,5 mld lejów), ale wywołał dodatkowy skandal, oszukując w sprawie swojego wykształcenia.
Niewiele mniej skandaliczny wydźwięk ma powołanie na ministra sprawiedliwości Alexandru Tănase, który jako przewodniczący mołdawskiego Trybunału Konstytucyjnego bez większej żenady kierował wydawaniem orzeczeń na polityczne zlecenie. Do tego nie raz sugerował, że dla państwa mołdawskiego właściwie lepiej byłoby… ogłosić samolikwidację poprzez przyłączenie do Rumunii.
Pozostałe nominacje budzą mniej kontrowersji. Z niechęcią przyjęto natomiast fakt, że rekonstrukcja nie obejmie ministra obrony Eugena Sturzy, który swoje obowiązki zaczął pełnić jesienią tego roku w żenujących okolicznościach. 32-latek nie ma żadnego doświadczenia związanego z obronnością i przez całą karierę polityczną był albo „doradcą” bez widocznych osiągnięć, albo analitykiem tworzącym kolejne niewiele wnoszące do rzeczywistości recepty na „reformowanie Mołdawii”.
Przyszły rok w najbiedniejszym kraju Europy, którym z racji położenia między Ukrainą a Rumunią wyjątkowo interesują się silniejsi regionalni gracze, zapowiada się niepewnie. W związku z planowanymi wyborami parlamentarnymi konflikt między obozem Plahotniuka a jego oponentami może przerodzić się nawet w nową falę protestów ulicznych. Takie kroki, jak przeprowadzana rekonstrukcja rządu tylko dolewają oliwy do ognia.
Przeciwko umorzeniu śledztwa w sprawie śmierci Jolanty Brzeskiej
Kilkaset osób demonstrowało 9 listopada w Warszawie pod Ministerstwem Sprawiedliwości w zw…
Takie chamstwo władz wobec swego narodu nie jest niczym nowym, wystarczy popatrzeć na kaczą ekipę.