Przedstawiciele Komunistycznej Partii Polski oraz Kampanii Historia Czerwona symbolicznie uczcili pamięć Henryka Gradowskiego, przedwojennego działacza zastrzelonego przez funkcjonariuszy „Defensywy” – polskiej policji politycznej.
Jak co roku przedstawiciele antykapitalistycznej lewicy pozostawili zapalone znicze oraz fotografię Henryka Gradowskiego na skwerze na warszawskim Placu Zawiszy. To tam w nocy z 14 na 15 stycznia 1932 r. funkcjonariusze polskiej policji politycznej zastrzelili 23-letniego działacza Komunistycznego Związku Młodzieży Polskiej, a następnie KPP.
– Stało się to po rewizji przeprowadzonej przez policję polityczną w mieszkaniu działacza. Funkcjonariusze poszukiwali tam ulotek i biuletynów upamiętniających rocznicę śmierci Róży Luksemburg [15 stycznia przypada rocznica jej zamordowania – przyp. MKF]. Wyprowadzony z domu w pobliżu warszawskiego Placu Zawiszy został kilkakrotnie postrzelony w plecy przez funkcjonariuszy policji. Bracia zamordowanego twierdzili, że Henryk Gradowski został zastrzelony z zimną krwią – piszą działacze KPP. Oficjalna wersja wydarzeń brzmiała, iż mężczyzna został zastrzelony przy próbie ucieczki.
Henryk Gradowski był od wczesnej młodości działaczem Związku Niezależnej Młodzieży Socjalistycznej „Życie”, następnie Komunistycznego Związku Młodzieży Polski i od 1930 r. KPP. Studiował najpierw na wydziale matematyczno-przyrodniczym Uniwersytetu Warszawskiego, następnie na wydziale prawa – pierwszy kierunek studiów musiał przerwać, gdyż nie było go stać na kontynuowanie nauki. W dwudziestoleciu międzywojennym wielu młodych ludzi w jego sytuacji zwracało się ku radykalnym ruchom lewicowym.
Upamiętnienie aktywisty istniało na Placu Zawiszy od 1957 do 2005 r. Pamiątkowy kamień został usunięty dzięki staraniom radnych PiS z Ochoty, pod osłoną nocy, chociaż jego pozostawienia chcieli i działacze lewicowi, i część obrońców warszawskiego dziedzictwa kulturowego, w ocenie których przedwojenna historia powinna zostać zachowana ku pamięci. Dziś o refleksję nad ciemnymi kartami dwudziestolecia międzywojennego bardzo trudno.
Przeciwko umorzeniu śledztwa w sprawie śmierci Jolanty Brzeskiej
Kilkaset osób demonstrowało 9 listopada w Warszawie pod Ministerstwem Sprawiedliwości w zw…
A tak przy okazji: w „wiadomościach krajowych” ten tekst jest otoczony dwiema informacjami o zabiciu kota. Rzecz jasna nie jestem zwolennikiem zabijania zwierząt domowych, ale ranga tych dwu informacji jest niewspółmierna. Fakt, że znajdują się obok siebie w serwisie szacownego portalu strajk.eu jest w mojej opinii dowodem, że coś się źle dzieje w lewicowych głowach.
No i do tego te wspaniałe komentarze codziennych prawackich komentatorów-prowokatorów. To już świadczy wyłącznie o PT Redakcji.
Właściwie to nie wiem, po co tu tracę czas i komentuję. Może tylko ze względu na Henryka Gradowskiego, który nadal ma lat 22.
Bardzo dobrze. Bez pamięci, nie będzie przyszłości.
Obok usunięcia w 2013 tablic upamiętniającej zastrzelenie przez hitlerowców Janka Krasickiego (ul. Jasna, róg Świętokrzyskiej), jest to jeden z najobrzydliwszych czynów „demokratycznie wybranych” władz Warszawy. Lech K. podał obie ręce Hannie G.-W.
Osobną sprawą jest stan grobu Henryka Gradowskiego (i jego ojca) na Bródnie. Myślę, że oprócz stawiania lampek w miejscu zamordowania HG (które bardzo szybko znikają), warto (a nawet trzeba!) uporządkować nagrobek na cmentarzu – bo jest on doprawdy rozpaczliwy. O ile mi wiadomo istniej rodzina, a grób jest opłacony (nota bene na cmentarzu Bródnowskim opłacać może jedynie rodzina), więc kościelne władze cmentarza go nie usuną, ale stan nagrobka świadczy dobitnie o stanie polskiej lewicy (zwłaszcza rewolucyjnej).