Nagrodę dla młodych dziennikarzy, czyli statuetkę tzw, Zielonego Prusa zgarnął Rafał Woś, zaś ze Złotym Prusem wyszedł z siedziby Dziennikarzy RP Grzegorz Sroczyński. Stowarzyszenie wysłało tym samym komunikat, że staje murem za dziennikarzami, którzy za propagowanie lewicowej wizji świata bywają poddawani ostracyzmowi.
SDRP od lat przyznaje nagrody dla dziennikarzy w dwóch kategoriach: to Złoty oraz Zielony Prus. Pierwszy przyznawany jest dziennikarzom mogącym poszczycić się już sporym dorobkiem, druga nagroda wędruje do młodych dziennikarzy za obiecujący start.
Główną nagrodę Złotego Prusa zgarnął Grzegorz Sroczyński, od 1999 roku związany z „Gazetą Wyborczą”, a od 2017 z redakcją gazety.pl. Sroczyński dziś jest laureatem wielu branżowych nagród dziennikarskich, m.in. Nagrody Radia Zet im. Andrzeja Woyciechowskiego (2014 r.), Grand Press (2014 r.) czy Nagrodą im. Barbary N. Łopieńskiej (2014 r.).
Zielony Prus powędrował do Rafała Wosia, który w ostatnim czasie pożegnał się z redakcją „Polityki” w atmosferze wzajemnego niezrozumienia i stając się tym samym „lewicowym dziennikarzem wyklętym”. Oprócz Wosia nominacjami wyróżniono dziennikarkę Portalu Strajk Weronikę Książek, ale również Antona Ambroziaka (Oko.press), Małgorzatę Domagałę („Gazeta Wyborcza Lublin”), Jakuba Jamrozka (Polskie Radio). Redakcja Portalu Strajk gratuluje zwycięzcom, zaprasza również do lektury tekstów Weroniki oraz całego zespołu.
Przeciwko umorzeniu śledztwa w sprawie śmierci Jolanty Brzeskiej
Kilkaset osób demonstrowało 9 listopada w Warszawie pod Ministerstwem Sprawiedliwości w zw…
Woś „lewicowym dziennikarzem” był może kiedyś. Obecnie jest dziennikarzem bezkrytycznie propisowskim. Popieranie rządu w kwestiach, które mogą podobać się lewicy (jak polityka społeczna) byłoby zrozumiałe – problem jednak zaczyna się wtedy, gdy „lewicowy” dziennikarz zaczyna popierać np. pisowski skok na media. Z dużym niesmakiem przeczytałem ostatnio wypowiedź Wosia, w której mizdrzył się on… Karnowskich (jako potencjalnych nabywców Radia Zet). Czy to jeszcze mieści się w granicach lewicowości?
Woś, który zyskał uznanie lewicy jako błyskotliwy krytyk gospodarczego liberalizmu, albo nie odnalazł się w nowej rzeczywistości, albo przeciwnie – kalkuluje tyleż sprawnie, co cynicznie. I być może wyszło mu, że jego krucjatę łatwiej będzie prowadzić z prawicowych pozycji.
Niezależnie od tego, co myśli Woś (i czy faktycznie tak myśli), PiS nie jest i nie będzie dla lewicy żadnym sprzymierzeńcem. Pomimo, że za głównego wroga uważa liberałów, doskonale też zdaje sobie sprawę, że jest to przeciwnik, którego potrafi ograć, ale jeszcze nie pokonać. Dlatego też PiS w pierwszej kolejności skoncentrował się na zniszczeniu lewicy. Przeciwnika o tyle istotnego, że wciąż jest w stanie wpłynąć na wynik wyborów, za to dużo słabszego od liberałów. Stanowiącego dość łatwy cel, świetnie przy tym wpisujący się w pisowską narrację. I stąd to wszystko, co obserwujemy w ostatnich latach: agresywna polityka historyczna, mająca wymazać lewicę z pamięci, a przynajmniej ją obrzydzić, wszelkie ustawy de(bil)izacyjne, czy wreszcie zawrotna kariera słowa „lewak”, rzucanego pod adresem oponentów, niezależnie od tego, czy z lewicą mają cokolwiek wspólnego. Woś albo zatem nie rozumie, że w nowej, pisowskiej rzeczywistości nie ma być miejsca dla lewicy – albo przeciwnie: rozumie to aż za dobrze…
PS. Gratulacje dla Pani Weroniki. :)