Każdy, kto choć pobieżnie przeczyta „Deklarację ideowo-programową SLD” z 12 grudnia 2015 r., siłą rzeczy odniesie wrażenie, że napisały ją niewinne aniołki, które spadły z Nieba Wartości. Są czyste. Nie pokalało ich nawet współtworzenie brutalnego, neoliberalnego kapitalizmu.

„Sprawdziliśmy się na scenie politycznej” – powiadają. – „Jesteśmy wypróbowaną w czasie naszych rządów – w latach 1993-1997  i 2001-2005 formacją. Zdaliśmy egzamin z demokracji, propaństwowego myślenia, odpowiedzialności za los Polek i Polaków – zarówno w okresie naszych rządów, jak i w latach pracy opozycyjnej”.

Nie wiadomo więc, czemu te aniołki w obecnej kadencji nie znalazły się w miękkich fotelach sejmowych.

Teraz rozsiewają wokół wzniosły puch dobra, godności, sprawiedliwości i wszystkiego najlepszego, aby ubłagać Naród, by przy najbliżej okazji umieścił tam znowu ich eteryczne pośladki. Oni bowiem odmienią los kraju. Zadbają o ład, demokrację i pomyślność nawet najmniejszego ludzkiego robaczka. Choć są mniej radykalni niż papież Franciszek. Za to tak oślizgle gładcy w recytowaniu wartości, jak listy pasterskie naszego episkopatu.

Nawet jednak dokładna lektura tego utworu nie pozwala odpowiedzieć na pytanie: czy partia, co go w akcie dzieworództwa spłodziła, reprezentuje jakąkolwiek orientację ideową. Wprawdzie w jej nazwie jest słowo „lewica”, lecz nic z tego nie wynika. Toż to przy niej nawet polityka społeczna A. Merkel jest krwiście czerwona!

Przecież „wartości”, takie jak: wolność, równość, sprawiedliwość społeczna, dialog i współpraca służą do wycierania gęby wszystkim. Od PO zaczynając, a na ksenofobicznej prawicy z czarnym podniebieniem kończąc. Pojęcia te same w sobie nie wyznaczają horyzontu lewicy. Są pustymi komunałami. W tej sytuacji partia, która usiłuje się poprzez nie samookreślić, znajduje się już tylko tam, gdzie bohaterowie groteski A. Jarry’ego: nigdzie, czyli w Polsce demagogicznych politykierów. Nic przeto dziwnego, że kandydatką SLD na prezydenta była ostatnio ideowa i intelektualna lalka Barbie, czyli wiotka (także umysłowo) M. Ogórek.

Ponadto: „Deklaracja ideowo-programowa SLD” sprawia wrażenie, jakby stworzył ją mało zdolny student drugiego roku politologii, który wprawdzie zdążył już sobie przyswoić obiegowe frazesy polityczne i moralizatorskie zaklęcia, ale nie radzi sobie z logiką wywodu i stylem. Wszystko w niej stanowi jeden wielki miszmasz. Brak przejrzystej hierarchii tematów i problemów. Brak uporządkowanego następstwa myśli. Panuje za to chciejstwo i dobre intencje, którymi spokojnie można by wybrukować całe nasze rodzime, polskie piekło.

Nie jest to jednak przypadek. SLD bowiem, jak i jej poprzedniczka SDRP, nigdy nie posiadała wyraźnego kształtu ideowego. Od strony ideologicznej była emanacją zbiorowych złudzeń i mitów powstałych po 1989 r. Obiecywała, że zwróci klasom pracującym to, co odebrał kapitalizm: przywileje pracownicze, bezpieczeństwo socjalne i perspektywy życiowe, bo ma odpowiednie, doświadczone kadry i mądrych przywódców, którzy będą realizować interesy tych klas. Stąd masowe tej partii poparcie zarówno w 1993 r., jak i w 2001 r.

Od strony praktycznej natomiast partia ta stanowiła polityczny aparat do zdobywania stołków na różnych szczeblach władzy. Nie po to, by sprostać ich oczekiwaniom, lecz by nie dać się zmarginalizować solidarnościowej prawicy. Mity i złudzenia zaś ludzi pracy najemnej stanowiły dlań niezbędne paliwo do kolejnych kampanii wyborczych, którymi manipulowano po mistrzowsku (zwłaszcza w kampaniach wyborczych A. Kwaśniewskiego). Ale z upływem czasu wypaliło się ono niemal do cna. Zostały więc czyste „wartości”, SLD jako partia aniołów i „dorobek” na miarę prozaicznych funkcjonariuszy kapitału w Polsce. A nadzieja na urzeczywistnienie wciąż trwających złudzeń i mitów przesunęła się w stronę brunatniejącej prawicy.

Tymczasem w „Deklaracji” nie ma ani słowa o samorozliczeniu się. Realna praktyka polityczna i jej treść zniknęły. Jej autorzy zapomnieli, – co wypomina im w ostatnim numerze „Zdania” W. Luty – że w Sojuszu „od 1989 roku nie interesowano się kwestią socjalną, która stanowi podstawowy wyróżnik ruchu socjalistycznego i lewicowego w ogóle od zarania jego istnienia. Znajdując się osiem lat przy władzy (jedna trzecia historii III RP) SLD utracił kontakt z klasami pracowniczymi oraz ich organizacjami, które na całym świecie stanowią zaplecze społeczne ruchów lewicowych, a przez osiem lat rządów partia ta nie była zainteresowana ani programowo, ani w praktyce (…) Europejską Kartą Praw Podstawowych (choć teraz o niej w swojej „Deklaracji” przebąkuje – J.K.). Co więcej, bywało tak, ze w konfliktach własnościowych, finansowych i światopoglądowych stała po stronie silniejszych, w tym po stronie największego w Polsce właściciela ziemskiego – Kościoła katolickiego”.

Powstaje jednak nie tylko pytanie: czy SLD może wreszcie stać się partią lewicową, bo wiadomo, że jej struktura i charakter władz wszystkich szczebli do tego nie dopuszczą, ale czy ideowi lewicowcy w tej partii, których wciąż jest tam sporo, mają tyle siły i determinacji, by podjąć trud tworzenia partii rzeczywistego u nas narodu: klasy pracowników najemnych. Miejsce bowiem (także politycznych) aniołów znajduje się na bożonarodzeniowej choince.

Komentarze

Redakcja nie zgadza się na żadne komentarze zawierające nienawistne treści. Jeśli zauważysz takie treści, powiadom nas o tym.
  1. Jeśli pozostałe w Polsce dinozaury będące o wrażliwości lewicowej chcą żyć a nie zdychać od tego ścierwa trzeba trzymać się zdala-wonieje trupem…
    Może urodzi się nowe
    Nowe znaczy bardziej z lewicy hut ,magazynów i dyskontow aniżeli wykladowców akademickich pracujących kilka godzin w tygodniu.
    Lewica to walka o godne życie!
    Jeśli się ma godne dostatnie zycie taka walka jest tylko hobby w wolnym czasie:0

  2. Wszystko prawda. Znam kilku ludzi z SLD i przeraża mnie ich „ideowość”. Jedyne, co ich ożywia, to kto kogo, kto za kogo, gdzie, za ile itp. Wielu z nich to zwykła kołtuneria przywiązana do wartości stricte mieszczańskich. Bo lewicowość to także, a może przede wszystkim styl życia i bycia, a nie tylko partyjna legitymacja. A styl SLD najlepiej uosabiał kiedyś Ryszard Kalisz, który przyjeżdżał na uliczne manifestacje wypasionym (choć nie tak jak właściciel) jaguarem.
    SLD powinna albo stać się realnie lewicową – choć podzielam pogląd, że zbiurokratyzowany aparat do tego nie dopuści – albo przejść na pozycje jawnie konserwatywne. Stać się takim miejskim PSL.

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Zobacz także

Para-demokracja

Co się dzieje, gdy zasady demokracji stają się swoją własną karykaturą? Nic się nie dzieje…