O tym, dlaczego Ogólnopolskie Porozumienie Związków Zawodowych uważa, że projektowane zmiany w Kodeksie pracy są tak przerażające, że można straszyć nimi dzieci przed zaśnięciem, Strajk.eu rozmawia z Piotrem Szumlewiczem.
Najpierw krytykowaliście ograniczenie zakazu handlu w niedzielę, teraz nie podoba wam się Kodeks Pracy. Nie jest to przypadkiem opór dla zasady, „bo PiS”?
Nie, po prostu zła jakość prawa tworzonego przez obecną ekipę rządzącą to już reguła. Nowy Kodeks jest niespójny, dziurawy, niedopracowany. Wiele rozwiązań wygląda jak przypadkowe pomysły osób, które mają niewielkie pojęcie o realnym rynku pracy. Jakby zapomnieli, że Kodeks Pracy to nie obszar eksperymentów, tylko dokument stanowiący podstawę obowiązującego prawa.
Żadnych pozytywów?
Niewiele. Jasne, obok propozycji, które budzą nasz zdecydowany sprzeciw, są takie, które nam się podobają. Natomiast generalny kierunek zmian jest raczej zły. Sam minister Zieleniecki, który przewodził komisji, przyznaje, że jednym z głównych celów prac jest wzrost elastyczności prawa pracy.
My mamy w tej sprawie zupełnie odmienny pogląd. Polski rynek pracy jest bardzo elastyczny, mamy jeden z najwyższych wskaźników niestandardowego zatrudnienia w Europie. Zamiast zwiększać elastyczność rynku pracy, która prawie zawsze sprzyja pracodawcy, powinniśmy zadbać o bardziej stabilne stosunki pracy i większe bezpieczeństwo zatrudnienia.
Ważne jest nie tylko to, o czym prawo mówi, ale też wszystko to, co pomija. Odnotowaliście jakieś luki, jakieś istotne kwestie, o których nowy projekt milczy?
Owszem, na przykład o rozbudowaniu systemu kontroli. Od wielu lat postulujemy, aby wzmocnić kompetencje Państwowej Inspekcji Pracy, w tym radykalnie zwiększyć liczbę kontroli firm, dać inspektorom możliwość automatycznej zamiany umów cywilno-prawnych na etaty, podwyższyć kary dla nieuczciwych pracodawców. Niestety, w nowym projekcie nic takiego nie ma.
Nie zmieniły się też regulacje antymobbingowe – zgodnie z prawem pracownik właściwie nie ma możliwości wygrać sprawy o mobbing bez odchodzenia z pracy. Nowy kodeks nie rusza też wielu obszarów, które zmian wymagają. Modyfikuje natomiast część dobrych przepisów. Przykładowo, zgodnie z prawem powinna być radykalnie ograniczona liczba umów zleceń – dotyczy to większości pracowników ochrony czy gastronomii. Prawo w tym zakresie jest niezłe – niestety nie jest ono egzekwowane. Zamiast tego, ustawodawca chce je wywrócić do góry nogami.
26 dni urlopu dla wszystkich i do tego do wykorzystania do końca pierwszego kwartału po roku kalendarzowym. Dobra zmiana?
Niedobra. OPZZ od wielu miesięcy podkreśla, że Polacy pracują za długo, co źle wpływa na ich stan zdrowia, poziom stresu czy wydajność pracy. Dlatego my proponujemy wydłużenie urlopu wypoczynkowego do 32 dni. Ale zrównanie urlopu wypoczynkowego do 26 dni dla wszystkich pracowników jest na pewno krokiem w dobrym kierunku. Trudno zrozumieć, dlaczego osoby z krótkim stażem pracy mają mieć krótszy czas urlopu od osób starszych. Oni też potrzebują odpoczynku i regeneracji.
Szkoda, że o tym, kiedy potrzebujesz tej regeneracji, będzie decydował twój szef…
Tak, obawiamy się nadużyć ze strony pracodawców i narzucania pracownikowi, kiedy ma brać urlop. Ale jest jeszcze jeden „haczyk”, o którym mało kto wie: projektowane regulacje ograniczają też możliwość brania urlopu pracownikowi, któremu pozostało mniej niż 14 dni urlopu. Kodeks ma utrudnić dzielenie urlopu na pojedyncze wolne dni. Po jego przyjęciu trudniej byłoby też brać urlop na żądanie.
Właściwie dlaczego? To jakiś powszechny problem?
Trudno powiedzieć. Komisja miała takie widzimisię. Niestety, tego typu niezrozumiałe, arbitralne przepisy pojawiły się w wielu miejscach.
Zmniejszy się ochrona pracownika w małych firmach. Czy to nie jest obarczanie szeregowego pracownika zbyt wielką odpowiedzialnością? Nie będzie prowadziło do tego, że zacznie preferować pracę w większych zespołach i w większych podmiotach? W korpo? O to ma w tym wszystkim chodzić?
Jesteśmy oburzeni sankcjonowaniem patologii w mikroprzedsiębiorstwach. Już teraz sytuacja w najmniejszych firmach jest o wiele gorsza niż w tych dużych – zarobki są niskie, czas pracy dłuższy, prawo pracy jest częściej łamane. Nie ma tam związków zawodowych, a kontrole Państwowej Inspekcji Pracy docierają bardzo rzadko. Zamiast przyjąć rozwiązania przeciwdziałające patologiom, komisja kodyfikacyjna postanowiła w świetle prawa pogodzić się z różnymi patologiami, a nawet wprowadzić nowe. Np. zgodnie z projektem z małych firm będzie można zwalniać pracownika bez podania przyczyny, co miałoby dotyczyć między innymi kobiet w ciąży albo osób będących na urlopie. Komisja wprowadziła więc mechanizmy dyskryminacji ze względu na wielkość przedsiębiorstwa. Nie ma tam bodźców do promowania firm lepiej traktujących pracowników, a raczej po prostu daje się zielone światło dla wyzysku w małych przedsiębiorstwach.
Nadgodziny na kontach czasu pracy – czysty skandal.
W 2013 roku cała strona związkowa zawiesiła swój udział w Komisji Trójstronnej ze względu na wydłużenie okresów rozliczeniowych pracy z 4 do 12 miesięcy. Argumentowaliśmy wtedy, że takie rozwiązanie pozwoli niektórym firmom na niepłacenie za nadgodziny. Komisja postanowiła jeszcze umocnić tę patologię i usankcjonować wielomiesięczne odsuwanie w czasie wypłat za nadgodziny. Trudno nam zrozumieć ten kierunek proponowanych zmian. Zgodnie z raportami PIP duży odsetek firm nie płaci za nadgodziny, nie mówiąc o tym, ze ich nadużywa. Zgodnie z nowym rozwiązaniem środki za nadgodziny miałyby trafiać na specjalny fundusz zarządzany przez pracodawcę. Nie wiadomo, czemu to rozwiązanie ma służyć.
A co z „klasą średnią”? Dla najlepiej zarabiajacych nie będzie już obligatoryjnośc etatu, nawet jeżeli wykonują pracę na takich samych warunkach, co inni etatowcy. Wysokie (relatywnie) zarobki to usprawiedliwienie dla wyłączenia kogoś spod działania Kodeksu Pracy?
Nowe prawo zakłada, że dojdzie do znacznego zmniejszenia skali umów zleceń, ale te ograniczenia nie będą dotyczyć osób o dochodach przekraczających pięciokrotność minimalnego wynagrodzenia.
Dlaczego tak? To ukłon w stronę jakiejś konkretnej branży? Czy ktoś wstał rano i po prostu go natchnęło?
Trudno powiedzieć. To kolejna propozycja z cyklu rzucania w przestrzeń społeczną pomysłu pozbawionego uzasadnienia, który a nuż komuś się spodoba. Wydaje się, że jest to chyba furtka dla zawierania umów cywilno-prawnych z kadrą zarządzającą, ale skąd ten pomysł i czemu on ma służyć, trudno dociec.
Zmieni się podejście sądów do prawa pracy…
Zgodnie z rekomendacjami komisji przy interpretowaniu prawa pracy sądy miałyby zwracać uwagę nie tylko na interes zatrudnionych, ale także wolność prowadzenia działalności gospodarczej przez pracodawców i proporcjonalnie wyważać te interesy. Trudno powiedzieć, co komisja ma tutaj na myśli. Obowiązkiem sądów pracy jest troska o przestrzeganie praw pracowniczych.
Czy uwzględnianie wolności prowadzenia działalności gospodarczej miałoby np. usprawiedliwiać działania uderzające w związki zawodowe albo masowe zwolnienia w sytuacji, gdy sytuacja ekonomiczna firmy jest trudna? Sam zapis brzmi groźnie, ale to kolejna niewiadoma.
Walka ze śmieciówkami czy farsa? Komisja proponuje po prostu inne nazewnictwo i daje szeroki wachlarz możliwości unikania etatów…
Farsa. Członkowie komisji mówią o radykalnym ograniczaniu umów śmieciowych, a tymczasem postulują wprowadzenie nowych form umów śmieciowych, których w Polsce jeszcze nie było. Na przykład w nowym Kodeksie pojawia się rodzaj umowy wzorowany na angielskim kontrakcie „zero godzin”. To pomysł na totalną dyspozycyjność pracownika wobec pracodawcy i bardzo szczegółowe rozliczanie czasu pracy. Wprowadzenie zmian rekomendowanych przez komisję mogłoby doprowadzić nie tyle do ograniczenia umów śmieciowych, co odejścia od umów etatowych na czas nieokreślony. W nowym Kodeksie pojawia się bowiem wiele możliwości zatrudniania na niestandardowych rodzajach umów. Obecnie olbrzymia skala umów zleceń wynika w dużej mierze z nieprzestrzegania prawa. Komisja wskazuje tym samym pracodawcom zgodną z prawem ścieżkę odchodzenia od etatów. A nawet można powiedzieć, że buduje im drogi szybkiego ruchu.
Wiem, że stoicie na stanowisku, że rozwiązania mające znaleźć się w nowym prawie pracy powinny być przedmiotem szerszej debaty. Kto powinien zabrać głos?
Po pierwsze – teraz i tak jest już za późno. Nowy Kodeks Pracy w obecnym kształcie powinien po prostu zostać wyrzucony do śmietnika. Warto wykorzystać pojedyncze propozycje komisji, ale jako całość ten projekt jest nie do przyjęcia.
Jakiekolwiek zmiany w Kodeksie pracy powinny być dyskutowane w Radzie Dialogu Społecznego, gdzie zasiadają przedstawiciele rządu, związków zawodowych i pracodawców. Jeżeli jednak nowy Kodeks pracy miałby trafić do Rady w obecnej formie, bardzo trudno byłoby o dialog. Jak wypracowywać kompromis, gdy jest aż tyle złych rozwiązań?
Dziękujemy za rozmowę.
Rozmawiała Weronika Książek
Argentyny neoliberalna droga przez mękę
„Viva la libertad carajo!” (Niech żyje wolność, ch…ju!). Pod tak niezwykłym hasłem ultral…
Niczego się nie nauczyliście…
Jeśli trzeba przepchnąć niekorzystne zmiany społeczne, ZAWSZE wywołuje się sztuczne burze o aborcję, antysemityzm, „wyklętych”, kierunek głowy orła (w koronie czy bez)… Społeczeństwo bierze się za łby i jest święty spokój, nikt nie patrzy na ręce, można przepchnąć co się tylko zamarzy bogatym. Biedni mają zajęcie w postaci kolejnego „sztormu w nocniku”. Nie zorientują się nawet, że w tym nocniku już mają ręce po ramiona. Kiedy się obudzą, o ile w ogóle, dziwią się, czemu i co tak śmierdzi. W odpowiedzi dostaną kolejny temat zastępczy, równie mało ważny jak spektakularny…
Po prostu, prosta, żeby nie powiedzieć – prostacka inżynieria społeczna.
Jeśli kaczyści się za coś biorą, to na pewno spieprzą.