Zbigniew Janas, „opozycyjny polityk z czasów PRL”, jak go przedstawia telewizja TVN24, był uprzejmy wystąpić w programie „Jeden na jeden” Prowadząca zapytała go, jak głosował w 1993 roku, kiedy w Sejmie uchwalano „kompromis aborcyjny”, który, jak ludzie świadomi wówczas i teraz mówią – nie był żadnym kompromisem, tylko restrykcyjnym ograniczeniem praw kobiet poprzez ograniczenie prawa do aborcji. Dziennikarka przypomniała Janasowi, jak wtedy głosował. Mianowicie głosował „za”.

Teraz Janas mówi: „To z cała pewnością nie były moje poglądy. Natomiast tu widać było, że może być dużo gorzej. To są te wybory polityków. Miałem olbrzymi dylemat. Ja jestem zwolennikiem tego, żeby to kobiety decydowały, jeśli chcą przerwać. (…) Ja wiedziałem, że to się źle skończy, że to się skończy podziemiem aborcyjnym. (…) To jest czysta niesprawiedliwość. Ten kompromis miał konserwatywną twarz. (…) Muszę powiedzieć, że trochę się tego wstydzę. Mam nadzieję, że to nowe pokolenie odkręci ten nasz wstyd”.

Generalnie wolałabym, żeby ktoś taki jak Zbigniew Janas, czterokrotny poseł, ktoś, kto wymachuje swoją byłą opozycyjnością jak sztandarem, kompromitował się nieco mniej dynamicznie, niż miało to miejsce 12 listopada.

Otóż powiedzenie, że podniósł rękę za haniebną, antykobiecą ustawą z pełną świadomością jak dramatyczne skutki przyniesie to kobietom, świadczy o tym, że moralność dla Janasa jest pustym słowem. Na dodatek jakieś memłane pod nosem samousprawiedliwienia, że „takie są wybory polityków” dowodzi, że kręgosłup Janasa jest z nader miękkiej plasteliny. I nie, panie Janas, naprawdę niczego nie załatwia sformułowane z krzywym uśmieszkiem zdanie, że teraz jest panu „trochę wstyd”. „Trochę”??? Naprawdę? „Wstyd”??? Żadnych innych odczuć pan nie odczuwa? Żadnych refleksji, co do tysięcy kobiet, które dzięki pańskiej opozycyjnej dłoni w górze przeżywały tragedie nielegalnych aborcji, z narażeniem życia i zdrowia, a często z ich utratą. Nie mamy danych, ile kobiet zmarło z powodu źle wykonanej aborcji lub prób samodzielnego wywołania poronienia, ale takie ofiary były z pewnością. Jest pan winien tych śmierci. I teraz panu ledwie wstyd?

Oczywiście, są sytuacje, w których słowa niewiele znaczą. Jednak właściwie i świadomie użyte słowo „przepraszam”, skierowane do ofiar swoich haniebnych decyzji, świadczy o klasie polityka, godnego zaufania swoich wyborców. Zbigniew Janas przeprosić nie uznał za właściwe.

Redakcja nie zgadza się na żadne komentarze zawierające nienawistne treści. Jeśli zauważysz takie treści, powiadom nas o tym.

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Zobacz także

Demokracja czy demokratura

Okrzyk „O sancta simplicitas” (o święta naiwności) wydał Jan Hus, czeski dysydent (w dzisi…