#MeToo, czyli „ja też” w Stanach Zjednoczonych doprowadziło do rewolucji obyczajowej o nieznanej dotychczas skali. Ofiary przemocy seksualnej publicznie oskarżyły toksycznych członków branży kinowej. Przerwane zostały kariery takich ludzi jak Harvey Weinstein czy Bill Cosby, a m.in. Kevin Spacey czy Sylvester Stallone spotkali się ze społecznym ostracyzmem. Tamta fala ominęła polskie kino. Przyszła z opóźnieniem, ale teraz już ruszyła.
Przed kilkoma dniami Absolwentka Państwowej Wyższej Szkoły Filmowej Telewizyjnej i Teatralnej im. L. Schillera Anna Paliga opublikowała na swoim profilu w mediach społecznościowych list otwarty. To odezwa do grona filmowego, ale też zwrot do reszty społeczeństwa, która filmy ogląda, ale nie siedzi w kinowej kuchni. List jest wstrząsający.
– Przykro mi, że muszę poruszać ten temat – najchętniej opowiadałabym o wymarzonych warsztatach castingowych, które chciałabym prowadzić albo o wątpliwej jakości zajęciach aktorstwa filmowego, o które należałoby zadbać. Tymczasem mam potrzebę opowiadania o strachu – zaczyna Anna Paliga. Dalej pisze o atmosferze panującej na wydziale aktorskim i jej konsekwencjach: „panuje absurdalne i niszczące przekonanie, że młodych należy „łamać” i „przyzwyczajać do zaciskania zębów”, a także że doświadczanie przemocy pomoże im w zostaniu lepszymi aktorami. Studenci, wychodząc do świata profesjonalnych planów filmowych, nie są przygotowani na stawianie oporu manipulacjom i zastraszaniu. To prowadzi do kontuzji, frustracji, zaburzeń odżywiania, załamań nerwowych…”.
Uczelnia nie daje poczucia bezpieczeństwa ani pojęcia o etyce zawodowej, pisze Paliga. – W moim odczuciu to, czego uczelnia nie daje nam najbardziej, to zwykłe poczucie bezpieczeństwa i zasady etyki. Absolwenci nie wiedzą, jakie są ich prawa jako aktorów, jak można bronić się przed mobbingiem, wykorzystaniem seksualnym na planie, a przemocowe przekraczanie swoich granic psychicznych i fizycznych uważają za niezbywalną część zawodu – podsumowuje. Nie ogranicza się do ogólnych stwierdzeń. W jej liście są przykłady, nazwiska, konkretne sytuacje.
List aktorki szybko rozszedł się po social mediach. Zdobył ponad 11 tysięcy reakcji i został udostępniony przez niemal trzy tysiące osób. Na Facebooku odwagi gratulowali jej ludzie z całej branży filmowej – od krytyków i krytyczek aż po twórców i twórczynie. I wszyscy czekali na decyzję rektorki PWSFTviT, dr. hab. Milenii Fiedler. A ta odpowiedziała na profilu łódzkiej Filmówki na Facebooku, spokojnie, stanowczo – i bardzo budująco.
– Jako Rektorka – pełniąca funkcję od września 2020 roku – oświadczam, że w Szkole Filmowej w Łodzi niedopuszczalne są zachowania, które noszą znamiona molestowania czy przemocowego traktowania Studentów i Studentek, i nie będą tolerowane – deklaruje Milenia Fiedler. Dalej wymieniła rozwiązania, jakie łódzka filmówka podejmie w celu wyeliminowania takich sytuacji w przyszłości. W trybie pilnym zwołano posiedzenie Komisji Antymobbingowej i Antydyskryminacyjnej. Jak wynika z treści oświadczenia rektorki, na uczelni dojdzie do badań sondażowych metodą CAWI. Ponadto Państwowa Wyższa Szkoła Filmowa Telewizyjna i Teatralna im. L. Schillera zobowiązała się także do przedsięwzięcia poniższych działań:
• analizy procedur i funkcjonowania Komisji Antymobbingowej i Antydyskryminacyjnej – znalezienia odpowiedzi na pytania, dlaczego te sprawy były do tej pory przemilczane, dlaczego Studentki i Studenci doświadczający tych zdarzeń nie wierzyli, że istnieje droga odwołania, nie mieli poczucia, że mogą liczyć na wsparcie
• okazania wsparcia i otoczenia opieką osób poszkodowanych
• wyciągnięcia konsekwencji wobec osób winnych
• edukacji kadry w obszarach niezbędnych do antyprzemocowego procesu dydaktycznego (lista szkoleń opracowana zostanie po wyżej wymienionych badaniach)
• wypracowania – m.in. na bazie wyników ankiet – właściwych zasad funkcjonowania Szkoły w oparciu o wartości takie jak: szacunek, godność, wolność, kreacja, odwaga. Zasad, zgodnie z którymi każdy i każda będzie czuł się bezpiecznie.
Nie tylko Łódź
Po oświadczeniu Paligi w internecie swoje przeżycia związane ze studiowaniem na kierunkach aktorskich zaczęli opisywać kolejni aktorzy i aktorki.
– Po 15 latach mówię STOP – w ten sposób swój post o mobbingu, jakiego doświadczył we wrocławskim AST, student Artur Gotz z Wrocławia.
– Moja sytuacja mobbingowa została zamieciona pod dywan i też musiałem iść z kwiatami przepraszać. Wcześniej przy całym roku i pracownikach szkoły usłyszałem personalne docinki, a na finał tekst: „Zamknij się! Jak ci się nie podoba to do widzenia ze szkoły! No! Wynocha ze szkoły. To moja szkoła. Ja tu rządzę!”. Niestety wtedy zagotowało się wszystko we mnie, chciałem wyjść, ale miałem łzy w oczach, cały zespół miał spuszczone głowy, wcześniej jeden kolega również oberwał i popłakał się, a następnie zszedł ze sceny. Co te słowa miały oznaczać? Że to szkoła prywatna? Że rządzi tam zamordyzm jak w krajach totalitarnych? Że nie można się odezwać? Że jesteśmy niewolnikami? – pisze dalej. – Nie traktowano mnie jak partnera godnego rozmowy. Wyższość i władza tej pani na to nie pozwalała. Nie próbowała prowadzić dialogu, nie próbowała załagodzić konfliktu, ale go roznieciła, wylała na mnie cały swój jad i frustracje. Tak nie postępuje nauczyciel, tak nie postępuje pedagog, bo on odpowiada za młodych ludzi. Wtedy się postawiłem, ale nikt nie stanął za mną :( Nikt z kolegów-studentów i pracowników szkoły, którzy byli świadkami. To oznacza, że ofiary zostają po prostu same!!! Zafundowano mi kilka miesięcy piekła i straszenie różnymi konsekwencjami!.
Wpis na facebookowym profilu aktor kończy wezwaniem, by jego koledzy po fachu również opowiedzieli o przemocy, jaką przeżyli podczas nauki w szkołach aktorskich i filmowych: – Otwierajcie kolejne puszki Pandory! To od nas zależy czy będziemy dalej godzili się na takie zachowania. I jeśli dalej będziemy milczeć to te osoby będą krzywdziły kolejnych młodych ludzi.
Paradoks aktora
Trafną uwagę na temat mobbingu w świecie kina i teatru wygłosił psychiatra dr Jacek Koprowicz. – Dla mnie to jest absurd. Ofiara przemocy traci poczucie własnej wartości, traci zaufanie do siebie, na pewno nie zostaną dzięki temu lepszymi aktorami – podsumował położenie ofiar, komentując sprawę dla TVP Łódź.
Za to poczucie własnej wartości przemocowych twórców ma się świetnie. – Nie pamiętamy nazwisk kobiet, które doznały przemocy, tylko ich oprawów. Bo choć oskarżeń posypało się mnóstwo, to przemocowi goście wciąż siedzą w branży. I często wszyscy są poblokowani. System naprawia się od środka, więc nie chcesz wypaść z obiegu. To wszystko jest trudne. Jednak jestem super wdzięczna tym kobietom i mężczyznom, którzy mówią, jak było – mówiła Portalowi Strajk reżyserka i scenarzystka Jagoda Szelc, co znamienne, jeszcze przed listem otwartym Anny Paligi, który wywołał taką burzę.
Karina Paciorkowska, studentka Państwowej Wyższej Szkoły Filmowej Telewizyjnej i Teatralnej na wydziale animacji, reżyserka etiudy Nie masz dystansu (2018), w rozmowie z nami stwierdziła, że podjęcie głośnej rozmowy o przemocy wobec studentów szkół artystycznych było w jej odczuciu kwestią czasu.
– Ta zmiana w moim odczuciu jest bardziej pokoleniowa, niż stricte środowiskowa. Dziaderskie, przemocowe metody są zwyczajnie przestarzałe, nie ma na nie miejsca we współczesnym świecie, nie ma też żadnej potrzeby wprowadzania ich. Dodatkowo moim zdaniem są zwyczajnie nieskuteczne, nie tylko jeśli chodzi o aktorstwo, czy nawet szerzej film, ale uczelnie artystyczne ogółem. Szkoły nie istnieją po to, żeby karmić ego wykładowców (nawet tych sympatycznych i lubianych), ani po to, żeby łamać studentów w oczekiwaniu jakiegoś wyimaginowanego „prawdziwego świata”, którego brutalność napędzają dokładnie takie metody – zauważyła.
Paciorkowska, studentka wydziału animacji, sama nie doświadczyła przemocy. Jest jednak przekonana, że większość szkoły wiedziała, przez co przechodzą adepci aktorstwa. Podobne, może nieco mniej drastyczne, ale jednak, historie słyszała również od koleżanek kształcących się na Akademiii Sztuk Pięknych. – To jest zamknięte koło, ale w końcu ktoś miał odwagę powiedzieć „stop” – zauważa z satysfakcją. – Szkolna społeczność (łącznie z nowymi władzami, co bardzo mnie cieszy) murem staje dokładnie tam, gdzie jej miejsce – za ofiarami. Mam nadzieję, że taka reakcja trochę zdejmie stygmat z mówienia o swoich doświadczeniach, bo przecież te historie nie należą do nas, świadków czy powierników, tylko właśnie do ofiar. Chciałabym, żeby uświadomiły i uświadomili sobie, jak duży w tym momencie mają wpływ na to, jak będzie wyglądała edukacja przyszłych pokoleń. I że to oni są silni i silne, będąc w stanie wyłamać się z tego kręgu przemocy. Oni, nie wykładowca, który zgnoi ich z pozycji władzy.
Czas na trudne decyzje
To już ruszyło. Toczy się kula śnieżna, która dzięki oświadczeniom takim jak list Anny Paligi czy wspomnienia Artura Gotza nabrała przyspieszenia. Szkoły aktorskie i filmowe to jednak zaledwie początek. Jak pokazał przykład Stanów Zjednoczonych, to co się dzieje na planach filmowych to całkowicie inny świat. Gdy głos zabiorą aktorki popularnych seriali czy filmów, debata na temat podmiotowości aktora wejdzie do politycznego mainstreamu.
Czy aktor jest własnością reżysera? Czy reżyser może robić z aktorem, co mu się żywnie podoba? Björk – islandzka aktorka i piosenkarka, komentując zawieszenie swojej filmowej kariery po Tańcząc w ciemnościach (2000) opowiedziała o przemocy psychicznej, jakiej doświadczyła ze strony reżysera. Lars Von Trier oskarżany był przez innych aktorów o przemocowe zachowanie na planie. Historia kinematografii zna takich przykładów jeszcze więcej. Czym innym, jeśli nie przemocą jest powtarzanie 127 razy tego samego ujęcia w słynnej scenie na schodach w filmie Lśnienie (1980) Stanleya Kubricka? Shelley Duvall, grająca w tym filmie Wendy Torrance, również skarżyła się, że Kubrick nie szanował ani jej uczuć, ani uczuć Jacka Nicholsona. 127 razy, bez dłuższej przerwy on musiał wchodzić po schodach z siekierą, a ona grać śmiertelnie przerażoną żonę psychopatycznego mordercy.
To, że polski internet zaleje kolejna fala oskarżeń, wydaje się pewne. Co jednak robić z ludźmi, o których usłyszymy, iż poniżali zależnych od siebie studentów, młode aktorki, początkujących artystów? Wydaje się, że zamiast całkowicie odciąć ich od środowiska filmowego, należy pozwolić im wrócić – po udanym skończeniu terapii. A jeśli przemocowy reżyser lub scenarzysta uznają, że terapia odebrała im wenę twórczą, to oznacza, że nigdy artystami nie byli. Po prostu znaleźli pracę taką, by móc realizować swoje najbardziej socjopatyczne tendencje.
BRICS jest sukcesem
Pamiętamy wszyscy znakomity film w reżyserii Juliusza Machulskiego „Szwadron” …