Powoli mija medialne zamieszanie wokół Ordo Iuris. Hiper-konserwatywna korporacja, jedna z wielu podobnych sobie na całym świecie, z korzeniami w Brazylii w latach 80. XX wieku, dalej zamierza robić swoje. Korporacja prawników, powołana celem wdrażania w życie społeczne kanonów fundamentalizmu katolickiego, nie przejmuje się drobną wpadką wizerunkową. Za dużo w nią zainwestowano i zrobili to ludzie zbyt poważni, z kapitałem o wymiarze światowym. A zaplecze ultrakonserwatyści mają wielowektorowe. Wszyscy wiemy, że nie wolno mówić „fundamentaliści opłacani przez Kreml”, ani tym bardziej doprecyzować, że trop prowadzi do bliskiego Kremlowi oligarchy Władimira Jakunina, związanego z rosyjskimi kolejami. Ale to przecież nie wszystko: o wspieraniu wszelkich podobnych katolickich fundacji mówi otwarcie Mel Gibson. Nie kryje się z podobnymi sympatiami miliarder Carlos Slim Helu, magnat telekomunikacyjny, właściciel m.in. korporacji TELMEX, z majątkiem szacowanym na ok. 100 mld dolarów. I nie on jeden.

Międzynarodówka konserwatywno-fundamentalistyczna funkcjonuje często doskonale pod parasolem mega-kapitału i polityków zdawałoby się dalekich od religijnych uniesień.

Mało u nas mówi się o źródłach oraz pochodzeniu ideowym Ordo Iuris. Tak jak wiele hiper-konserwatywnych organizacji, jakich w Kościele katolickim powstało w ostatnim półwieczu całe mnóstwo, trzeba ich genezę wiązać bezpośrednio z naukami i pontyfikatem Jana Pawła II. Tak jak ajatollah Chomeini postawił swój fundamentalistyczno-konserwtaywny stempel na całym islamie (mimo iż reprezentował tylko 12-procentową szyicką mniejszość muzułmanów), tak Karol Wojtyła swoją postacią i swoimi encyklikami wywarł kolosalny wpływ na rozwój takich fundamentalistycznych stowarzyszeń. To nie tylko Ordo Iuris, ale też Opus Dei czy Legion Chrystusa. Dwa ostatnie właśnie za pontyfikatu polskiego papieża dostały niespotykanego „powera” i dokonały jakościowego skoku z lokalnych, mało znanych aliansów na wpływowe i kreujące rzeczywistość w wielu krajach organizacje.

Jana Pawła kanonizowano za szybko – mówi w wywiadzie dla Znaku amerykański jezuita, teolog i politolog Thomas J. Reese. Święci papieże to ludzie – dodaje. A ludzie popełniają błędy. Nie powinno ich traktować się ulgowo. Nie można mówić, że wszystko, co zrobili, było złe, jak chcieliby niektórzy, ani patrzeć na nich przez różowe okulary, głosząc, że ich życie i czyny były doskonałe, zaś ich stanowisko powinno określić kierunek Kościoła na wieki. To paraliżuje funkcjonowanie samej instytucji Kościoła, który jak cały świat i ludzkość musi się rozwijać, zmieniać i iść do przodu. Te słowa uczonego jezuity to przerażające obrazoburstwo dla polskiego mainstreamu, który może i wypunktował hipokryzję Ordo Iuris, ale nie pali się do zanegowania kultu papieża, od którego wszystko się zaczęło. Bo nasz, polski? Bo postawiono mu prawie 1000 pomników w niemal każdym mieście i miasteczku i nie wiadomo, co teraz z nimi zrobić?

I tu właśnie tkwią korzenie znaczenia i obecności Ordo Iuris w Polsce oraz wpływy tej organizacji na życie publiczne. Finansowe wsparcie i zaplecze to jedno, a mentalna czołobitność wobec wszystkiego, co dotyczy Jana Pawła II i jego doktryny, to drugie.

Ten drugi aspekt był moim zdaniem decydującym przy budowaniu imperium Ordo Iuris w strukturach naszego państwa.  Uniżoność w stosunku do teorii wygłoszonych przez Jana Pawła na temat życia, człowieka, prawa, przeplatania religii oraz Kościoła z życiem publicznym czy rodzinny ma tu niebywałe znaczenie.

A Jan Paweł II wydał kilka encyklik i ogłosił kilka mniej ważnych dokumentów, gdzie zawarł praktycznie gotowe wytyczne dla Ordo Iuris i podobnych podmiotów. Opisał w nich proces tzw. inkulturacji, czyli wszczepienia doktryny opartej o nauki papieża we wszystkie dziedziny życia. To próba wpływania przez Kościół na życie i ludzkość niejako „od wewnątrz”, poprzez katolików świeckich wychowanych i zindoktrynowanych przez hiperkonserwatywną wizję świata. Przez grupy nacisku lokujące się w krajowych elitach, by sączyć reakcyjne treści do kultury, mediów, szkół. Czasem z nieoczekiwanej strony, o czym świadczył też skandal z wiceminister Ruth Kelly w labourzystowskim rządzie Tony’ego Blaira ukrywającą swe powiązania z Opus Dei.

Jeśli „duchowny zwierzchnik niemal 1/5 ludności świata” (jak napisał Dawid Yalop, brytyjski pisarz i dziennikarz śledczy) stwierdza publicznie, że „Negacja  Boga  pozbawia  osobę  jej  fundamentu,  a  w  konsekwencji  prowadzi  do  takiego ukształtowania  porządku  społecznego,  w  którym  ignorowana  jest  godność  i  odpowiedzialność  osoby” (encyklika „Centesimus annus”, 1991 r.), to w świetle głoszonej przez Jana Pawła II doktryny ktoś taki nie żyje jako osoba, utracił godność i odpowiedzialność. Czyli nie przysługują mu atrybuty człowieczeństwa. Fundamentaliści wyciągają stąd określone i jednoznaczne wnioski.

Redakcja nie zgadza się na żadne komentarze zawierające nienawistne treści. Jeśli zauważysz takie treści, powiadom nas o tym.

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Zobacz także

Syria, jaką znaliśmy, odchodzi

Właśnie żegnamy Syrię, kraj, który mimo wszystkich swoich olbrzymi funkcjonalnych wad był …