Szał walki z komuną trwa tym bardziej, im bardziej sama „komuna” staje się zamierzchłą przeszłością.
Nie zdziwię się, jak komuś odbiorą część emerytury, bo pracował w Stoczni im. Lenina albo dlatego, że przechodził kiedyś obok urzędu bezpieczeństwa. Do dobrego tonu należy też obciążanie dzieci winą za domniemaną lub realną kolaborację z systemem komunistycznym ich rodziców, a nawet dziadków. Historie o dzieciach reżimu potrzebne są między innymi dlatego, że coraz mniej osób związanych z PRL pozostaje zawodowo czynnych czy w ogóle wśród żywych. Trzeba więc pastwić się nad kolejnymi pokoleniami. A już zupełnie nie ma litości dla tych, którzy śmieli zrobić jakąś karierę zawodową czy biznesową, bo takim nasi antykomunistyczni nieudacznicy już z pewnością nie darują.
W minionej epoce wolno było żyć, ale należało trwać w głuchym oporze i nie wolno było odnosić sukcesów. Każdy bowiem taki sukces dla ludzi, którzy akurat nie są obdarzeni talentem ani przebojowością, musiał się wiązać z kolaboracją. Okres Polski Ludowej ma być w świadomości społecznej Polaków jedną wielką czarną dziurą, okresem, kiedy nie działo się nic pozytywnego. Ale przecież wiadomo, że tak nie było. Po nocy stalinowskiej przychodziły odwilże, powstawały genialne dzieła filmowe, znakomita literatura, teatr stał na poziomie, o którym dziś możemy tylko pomarzyć, nie wspominając już o polskim plakacie czy sukcesach sportowych.
A nawet zaraz po wojnie odbyła się jednak reforma rolna, która wyciągnęła większość chłopów z międzywojennej nędzy. Zbudowano przemysł, odbudowano kraj, w tym stolicę. Bilans Polski Ludowej nie jest więc czarno-biały, ma wiele odcieni. Ryszard Kapuściński to klasyczny przykład dziecka, które dzięki realnemu socjalizmowi wydobyło się z wiejskiej nędzy, aby stać się światowej sławy pisarzem i reporterem. Notabene jego dokonania wciąż są podważane oskarżeniami o kolaboracje, przez różnych twórców literatury postsmoleńskiej, która ma ponoć wejść do lektur szkolnych.
Tuż przed śmiercią Jeremi Przybora wygłosił w telewizji oświadczenie, że dziwi się, iż Kabaret Starszych Panów jest wciąż emitowany, skoro powstał w całości w kolaboracji z systemem komunistycznym. A on cieszy się, że jest dość stary, by nie doczekać czasów, kiedy tacy jak on będą musieli chodzić po ulicach z pięcioramienną gwiazdą przyszytą do rękawa.
Socjalizm realny bywał nie tylko straszny, kiedy strzelano do zbuntowanych robotników, ale i groteskowy. Różnica polega jednak na tym, że wtedy mimo cenzury z panującego systemu artyści potrafili żartować, a my do dziś zaśmiewamy się oglądając filmy Barei. Dziś sztuka krytyczna, satyra na panujące stosunki społeczne czy zakłamanie polityków rzadko przybiera kształt wybitnych kreacji artystycznych. A do nielicznych wyjątków należą takie rozliczeniowe i ostre filmy jak „Psy” Pasikowskiego, które jednak nakręcono właściwie u progu nowej epoki. A przecież nie brakuje dramatów społecznych, ludzi odbierających sobie życie z powodu biedy i poniżenia. Tyle, że chociaż materiał jest, nikt nie kręci ani nie zbiera się do pisania i kręcenia współczesnej wersji „Ziemi obiecanej”.
Przeszkodą jest na pewno brak takiego jak choćby za komuny państwowego mecenatu nad sztuką. A także nieustająca nagonka na wszystko, co lewicowe i co w historii i etosie lewicy piękne. Jak choćby historia Dąbrowszczaków, którym nagminnie samorządy odbierają ulice. Ktoś też potajemnie odkręcił z Grobu Nieznanego Żołnierza poświęconą im tablicę. Ale znalazła się grupa szlachetnych studentów i studentek Akademii Sztuk Pięknych w Warszawie, którzy zorganizowali pod Grobem Nieznanego Żołnierza wzruszającą uroczystość upamiętniającą męstwo i międzynarodową solidarność polskich bohaterów wojny hiszpańskiej. Pierwszych, którzy stawili czoła faszyzmowi. Starzy socjaliści, działacze społeczni obserwowali ten piękny gest solidarności z czerwonymi bohaterami ze ściśniętym gardłem i łzami w oczach.
Nie da się odbudować etosu lewicy na tradycji Polski Ludowej. Nie wolno jednak pozwolić tej historii zakłamać ludziom o małej wiedzy i na ogół podłym. A wzorców wzniosłych i nieskalanych, takich jak choćby twórca Wielkiego Proletariatu, Ludwik Waryński czy PPS-owski bojowiec Stefan Okrzeja nam z pewnością nie zabraknie. Nie wolno nam tylko pozwolić, aby zamordowano pamięć narodu, sprowadzając ją do tanich propagandowych broszur o „żołnierzach wyklętych”. Bo w Polsce naprawdę wyklęta jest teraz prawdziwa lewica społeczna. Ale się nie damy!
tekst ukazał się w tygodniku „Faktycznie”
Połowa ukraińskich rodzin boryka się z problemem niepełnosprawności
Dane na temat strat wojskowych podczas działań wojennych są tradycyjnie utajnione, więc wa…
tak czy siak solidaruchy wylądują na śmietniku .Wyp…li ich tam wahadło które tak mozolnie wychylają