Przypadek pracowników Hyundai Motors unaocznia rażący deficyt demokracji w Korei Południowej. Związkowcy z motoryzacyjnego giganta zbuntowali się po raz pierwszy od 2004 roku. Po stronie kapitalisty stanął koreański rząd, który wezwał do zakończenia sporu, który „może zaszkodzić eksportowi”.

 

Według szacunków producenta, jednodniowa przerwa w pracy, która miała miejsce w poniedziałek we wszystkich fabrykach grupy Hyundai w całym kraju, mogła przynieść straty rzędu 2,5 bilionów wonów (2,26 mld dolarów). W tym czasie z linii fabrycznej nie zjechało zaplanowanych 114 tysięcy pojazdów. Dyrekcja piątego pod względem wielkości produkcji zakładu motoryzacyjnego wyraziła głębokie zaniepokojenie takim stanem rzeczy. Związkowcy, którzy zadecydowali o strajku, zostali oskarżeni o dokonanie zamachu na bilans finansowy firmy. Zarząd podkreślił, że oprócz całodziennej odmowy pracy od lipca miało miejsce kilka krótkich przerw, które również uderzyły w wyniki. – Tegoroczny strajk trwa dłużej niż zakładano, wyniki III kwartału zapewne rozczarują, także z powodu słabego popytu wewnętrznego – stwierdził cytowany przez „Rzeczpospolitą” analityk motoryzacji w Samsung Securities, Eim Eun-young.

 

Związkowcy są jednak zdeterminowani w dążeniu do utrzymania dotychczasowych zasad wynagradzania. To właśnie spór płacowy był podstawą konfliktu z zarządem spółki. Nowe warunki płacowe zostały odrzucone przez większość pracowników w drodze referendum. Kierownictwo liczącego 48 tys. członków ogólnokrajowego związku zawodowego uznało, że wyczerpano już możliwości negocjacyjne i czas przejść do akcji strajkowej. Oznacza to, że stopień lekceważenia dla potrzeb pracowników musiał przekroczyć stopień krytyczny, gdyż w przypadku czeboli (wielkich koreańskich korporacji, funkcjonujących na zasadach quasitotalitarnych) organizowanie strajków jest bardzo niemile widziane. Prewencyjne mechanizmu represji ukazują fikcję południowokoreańskiej demokracji, w której absolutnymi hegemonami są właściciele molochów. Sama przynależność do związków zawodowych w tym kraju jest postrzegana w firmach jako wyraz nieufności i stanowi często przeszkodę w drodze na kolejne szczeble kariery. Związkowcy z Hyundaia zakomunikowali jednak światu, że przestali się bać. – Związek zamierza organizować przerwy w pracy w tym tygodniu, a nawet w przyszłym, zależnie od reakcji dyrekcji – zapowiedział rzecznik związku Jang Chang-yeal.

Do walki, oczywiście po stronie kapitalisty, włączył się minister handlu Joo Hyung-hwan, który wezwał pracowników do opamiętania się i przypomniał, że dalsze hamowanie produkcji doprowadzić może do utraty silnej pozycji Korei Południowej na światowym rynku motoryzacyjnym. Jako argument za zakończeniem strajku podał, że Indie niedawno wyprzedziły Seul i są obecnie piątym producentem samochodów na  świecie. Pytanie tylko – jakie to ma znaczenie dla wyzyskiwanych niemiłosiernie pracowników, którzy walczą o wyższe płace?

Redakcja nie zgadza się na żadne komentarze zawierające nienawistne treści. Jeśli zauważysz takie treści, powiadom nas o tym.

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Zobacz także

Przeciwko umorzeniu śledztwa w sprawie śmierci Jolanty Brzeskiej

Kilkaset osób demonstrowało 9 listopada w Warszawie pod Ministerstwem Sprawiedliwości w zw…