– Moim zadaniem jest przywrócić normalność – odgraża się minister zdrowia Konstanty Radziwiłł i zapowiada, że antykoncepcja postkoitalna znowu będzie dostępna tylko na receptę.
Radio TOK FM dotarło do projektu ustawy, według którego tzw. „pigułkę po” będzie można kupić tylko po wizycie u ginekologa. To działanie niezgodne z rekomendacjami Komisji Europejskiej i zdrowym rozsądkiem.
Antykoncepcja postkoitalna, czyli pigułka „po” może być zastosowana do 72 godzin po stosunku, jednak z każdą godziną zmniejsza się jej skuteczność i zwiększa ryzyko zajścia w ciążę. Wbrew temu, co mówią na ten temat katoliccy fundamentaliści, nie jest środkiem poronnym, a zapobiegającym ciąży – opóźnia owulację, a w przypadku, kiedy doszło do połączenia się jajeczka z plemnikiem, uniemożliwia implantację w ścianie macicy, czyli moment, który z medycznego punktu widzenia jest początkiem ciąży. W Polsce dostępnych jest kilka preparatów o takim działaniu, jeden z nich – ellaOne od kwietnia zeszłego roku dostępny był bez recepty. W styczniu 2015 roku ukazały się rekomendacje Komisji Europejskiej, zgodnie z którymi – właśnie ze względu na tak cenny w przypadku pigułki „po” czas – pacjentki powinny móc udać się od razu do apteki.
Teraz minister zdrowia chce wprowadzić ustawę, według której antykoncepcja postkoitalna będzie dostępna tylko na receptę.
– Wszystkie środki antykoncepcyjne mające silne działanie, potencjalne niebezpieczne, nie mogą być dostępne bez recepty. W tym przypadku doszło do jakiejś nieprawidłowości, nie rozumiem dlaczego miałby obowiązywać wyjątek w przypadku tego jednego leku – mówi Konstanty Radziwiłł. Krajowy konsultant w dziedzinie ginekologii i położnictwa prof. Stanisław Radowski przyznaje mu rację twierdząc, że „niektóre pacjentki” przyjmowały pigułkę „po” kilka, a nawet kilkanaście razy w czasie jednego cyklu, co może doprowadzić do poważnych zaburzeń hormonalnych. Nie wyjaśnił, dlaczego masowe miałoby być takie postępowanie akurat z tym – wyjątkowo kosztownym, jedna tabletka kosztuje ponad 90 zł – preparatem i czy podobne obostrzenia powinno się wprowadzić wobec paracetamolu, którego przedawkowanie może zabić.
Zmiany, proponowane przez ministra Radziwiłła, uderzą przede wszystkim w kieszenie pacjentek. – Przyjmowałam tabletkę „po” jeszcze wtedy, kiedy była na receptę. Za pigułkę zapłaciłam jakieś 80 zł, za wizytę u lekarza 120 – mówi Anna. – Nawet mnie nie zbadał, jak najszybciej wypisał receptę i pouczył co do tego, w jaki sposób zażyć pigułkę. To była wyłącznie formalność i wydatek – twierdzi.
Przeciwko umorzeniu śledztwa w sprawie śmierci Jolanty Brzeskiej
Kilkaset osób demonstrowało 9 listopada w Warszawie pod Ministerstwem Sprawiedliwości w zw…
Zgadzam się z przedmówcą. Będzie jeszcze gorzej.
Jestem tylko ciekawa skąd ma takie dane, że kobiety brały kilka tabletek w czasie jednego cyklu? Nawet jak zdarzyła się jedna taka mniej inteligentna z grubym portfelem to robiła to na własną odpowiedzialność, tak samo jak na własną odpowiedzialność bierze się zwiększone dawki paracetamolu czy jakiegokolwiek innego leku. Tabletki „po” i tak nie są dostępne dla wszystkich ze względu na cenę, dlatego uważam, że ograniczenie jej dostępności jest niepotrzebne, bo tak jak w przykładzie podanym w artykule – jak kobieta chce ją zażyć, pójdzie do lekarza, który jej ją przepisze, zapłaci więcej, ale postawi na swoim. Aż żal czytać, że nasz kraj zamiast iść z postępem cofa się do czasów średniowiecza. Jeszcze chwila, a żeby kupić prezerwatywy będzie trzeba mieć specjalne pozwolenie od księdza proboszcza.
A wiecie, że będzie jeszcze gorzej?