PiS chce cofnąć reformę, która miała być oczkiem w głowie Platformy, a którą partia realizowała jednak w sposób nieudolny i z opóźnieniem. Nowa władza zamierza od przyszłego roku wprowadzić obowiązek szkolny od lat 7. Związek Nauczycielstwa Polskiego protestuje.
– Należałoby utrzymać stan obecny, ale lepiej przygotować szkoły na przyjęcie sześciolatków. Cofnięcie reformy wywoła ogromne perturbacje organizacyjne w systemie oświaty – komentuje Sławomir Broniarz, prezes ZNP.
Według projektu Prawa i Sprawiedliwości w przyszłym roku do pierwszych klas miałyby trafić tylko te sześciolatki, które rodzice zdecydują się dobrowolnie posłać do szkoły wcześniej oraz dzieci, którym obowiązek odroczono w obecnym roku szkolnym. Większość maluchów trafi z powrotem do zerówek. Działacze ZNP zwracają uwagę, że o ile pierwsze klasy będą świeciły pustkami, przedszkola będą przepełnione. Ciężko będzie pomieścić w nich zarówno 3-, 4- i 5-latki, jak i zerówkowiczów. Zmiana może spowodować chaos.
– W przyszłym roku może się okazać, że będziemy musieli przygotować kilkaset tysięcy miejsc w przedszkolach. To nie lada problem organizacyjny dla samorządów. Takich zmian nie wprowadza się z dnia na dzień – buntuje się Marek Olszewski ze Związku Gmin Wiejskich.
Od tego roku gminy mają obowiązek zapewnienia w przedszkolu miejsca dla wszystkich 4-latków, których rodzice wykażą chęć posłania dziecka do placówki. Od 2017 r. obowiązek ten miał rozszerzyć się na „chętne” 3-latki. Karolina i Tomasz Elbanowscy, pomysłodawcy inicjatywy obywatelskiej „Ratujmy maluchy”, chcieliby, aby projekt PiS poszedł jeszcze dalej i w przyszłym roku pozostawić w pierwszej klasie te sześciolatki, które poszły do szkoły w tym roku – czyli podarować im w prezencie stracony, pusty rok szkolny.
Przeciwko umorzeniu śledztwa w sprawie śmierci Jolanty Brzeskiej
Kilkaset osób demonstrowało 9 listopada w Warszawie pod Ministerstwem Sprawiedliwości w zw…