To nie jest retoryczne pytanie. Zakończona 3 października w Warszawie coroczna konferencja OBWE na temat praw człowieka, nieprzyzwyczajonego do tego typu imprez obserwatora mogła łatwo wprowadzić w błąd. Po kliku pierwszych dniach można było zgłaszać postulat, że szkoda na takie imprezy czasu i pieniędzy.
Oczywiście, ze strony tradycyjnego kraju- gospodarza czyli Polski (bo konferencja odbywa się co roku w stolicy), wszystko było na odpowiednim poziomie – otwierał ją minister spraw zagranicznych Witold Waszczykowski w towarzystwie swojego niemieckiego odpowiednika – Franka Waltera Steinmeiera. Na co dzień dość trudno sobie wyobrazić, by panowie, którzy prezentują tak różne podejście do polityki międzynarodowej, bez niezbędnej konieczności stanęli ramię w ramię, by uświetnić jedną konferencję i dodać jej sznytu elegancji. A jednak…
Coroczne spotkania OBWE poświęcone prawom człowieka organizowane jest przez Biuro Instytucji Demokratycznych i Praw Człowieka (ODIHR) z siedzibą w Warszawie, w tym roku obchodzące swoje 25 lecie. Co roku też, równie tradycyjnie, zjeżdża do Warszawy mnóstwo gości. W tym roku było 1300 przedstawicieli rządów i organizacji zajmujących się prawami człowieka, również pozarządowych.
Witold Waszczykowski w swoim wystąpieniu zwrócił uwagę, że prawa człowieka i monitorowanie wyborów są kluczowymi obszarami ODIHR i że jest to tematyka ważna dla Polski. Zachęcał do wspólnego pójścia naprzód, kontentując się nawet ”drobnymi krokami”. Polski minister spraw zagranicznych zwrócił uwagę na temat, od dwóch lat zaprzątający uwagę Polski, Europy i świata czyli na konflikt ukraiński, który, jak powiedział, powinien być rozwiązany na stałe, zgodnie z międzynarodowymi standardami.
Frank Walter Steinmeier z kolei wskazał, że więź między stabilizacją, bezpieczeństwem a prawami człowieka we współczesnym świecie coraz częściej ulega zerwaniu. On również podkreślał, że trwały pokój może istnieć wyłącznie w oparciu o prawa człowieka.
Zdanie ministra Waszczykowskiego, które wypowiedział na konferencji prasowej chwile później, określało charakter konferencji z mojego przynajmniej punktu widzenia:
– Konferencja, w której biorą udział delegaci z kilkudziesięciu krajów Europy i Azji Środkowej, służy dzieleniu się spostrzeżeniami na temat ochrony praw człowieka. To spotkanie ekspertów, politycy biorą udział w ceremonii otwarcia, potem przeradza się ono w spotkanie ekspertów – mówił Waszczykowski.
Otóż to. Program konferencji przewidywał całe spektrum interesujących tematów krążących wokół praw człowieka. Tematami warszawskiego spotkania były m.in. wolność słowa, wolność mediów i prawo do informacji, promocja zasad praworządności, równouprawnienie, zwalczanie handlu ludźmi. Szczególnie koncentrowano się na problemach związanych z prawami człowieka i wolności w dobie nowych technologii komunikacyjnych i informacyjnych; niezależności sądownictwa; zwalczaniu przestępstw motywowanych nienawiścią oraz ochroną przed dyskryminacją. Rozmawiano również o roli społeczeństwa obywatelskiego i asymilacji migrantów zarobkowych.
Niemniej obserwator z zewnątrz, a takim właśnie byłem, nie mógł opędzić się od wrażenia, że konferencja ta, zorganizowana dużym nakładem sił i środków służy wyłącznie grzecznościowym spotkaniom i wzajemnym informowaniu się o swoich stanowiskach. Mówić inaczej, jedynym wymiernym rezultatem konferencji, jak mi się wydawało, było wzajemne wysłuchanie się. Pół biedy, kiedy miałoby to walor informacyjny. To można zrozumieć, że dzięki takim spotkaniom można dowiedzieć się o pozycjach, zajmowanych w określonych sprawach przez różne strony: rządy, organizacje pozarządowe, organizacje humanitarne itp. Gorzej jednak, kiedy na sali byli przedstawiciele dwóch skonfliktowanych ze sobą stron, jak na przykład Rosji i Ukrainy, Armenii i Azerbejdżanu, Macedonii i Albanii. Oczywiste jest, że ich wystąpienia były diametralnie różne a te same fakty były interpretowane całkowicie odmiennie. Nawet kiedy prowadzący obrady danego forum próbował doprowadzić do choćby minimalnego consensusu, nie przynosiło to rezultatu, bo przynieść nie mogło. Trudno oczekiwać, że strony pogrążone w wieloletnim konflikcie zbrojnym lub choćby we wzajemnej wrogości, będą potrafiły osiągnąć coś na kształt porozumienia w ciągu 2 minutowego, ściśle limitowanego wystąpienia. Dlatego też, kiedy patrzy się na to z boku, trudno opędzić się wrażeniu, że to niczemu nie służy i do niczego nie doprowadzi.
Z drugiej jednak strony, w miarę upływu kolejnych dni i wciąganiu się w rytm tego wydarzenia, musiałem nieco zrewidować swoje poglądy. Otóż konferencja taka, jak ta, która miała miejsce w Warszawie dawała też okazję do wypowiedzenia swoich stronom takich poglądów, których na co dzień niewielu ma możliwości, albo i ochotę wysłuchać. Wystąpienia choćby ukraińskich obrońców praw człowieka, czy ich rosyjskich kolegów jednoznacznie krytycznie odnoszących się do działań swoich państw, mogły być przyjęte do wiadomości przez tak szerokie międzynarodowe i wpływowe audytorium tylko na konferencji w Warszawie. Jeżeli Aleksiej Siemionow z pozarządowej organizacji CIS-EMO przedstawia raport o naruszeniach przez Litwę praw człowieka w stosunku do rosyjskich naukowców i ekspertów, to niezależnie od stosunku do rosyjskiej polityki, raport ten spełnia swoją rolę informacyjną i alarmującą. Podobnie rzecz się miała z rosyjskim raportem o kryzysie konstytucyjnym w Polsce, jednoznacznie krytycznie oceniającym działania obecnego polskiego rządu. Powiadam, można mieć różny stosunek do rosyjskiej, ormiańskiej, azerskiej polityki wewnętrznej czy zagranicznej, ale informacje przekazywane przez organizacje i rządowych działaczy przynajmniej pokazywały obszar, w którym dane kraje uważają się za skrzywdzone lub niesprawiedliwie potraktowane. Albo choćby rysują problem.
Zatem może jednak warto się spotykać, niezależnie od różnic, kłótni i sporów? To może być prawda, tym bardziej, że poproszona przeze mnie o opinię na ten temat profesor Monika Płatek, karnistka i obrończyni praw człowieka powiedziała:
„Równie ważne są słowa wypowiedziane na oficjalnych konferencjach i panelach, jak i te, które padają podczas spotkań nieformalnych, kuluarowych lub formalnych, ale w małym gronie. Podczas nich załatwia się mnóstwo spraw, ale o tym obserwatorzy zewnętrzni i dziennikarze rzadko się dowiadują. Pozornie nudne i nic nie wnoszące oficjalne wystąpienia to pewien sztafaż. Trzeba umieć czytać między wierszami wystąpień. Wiele razy podczas poprzednich konferencji byłam świadkiem, jaka załatwiono np. poprawę warunków dla więźniów i aresztantów. A dzieje się tak dlatego, że na takich konferencjach spotykają się ludzie, którzy inaczej by się nie mieli szansy spotkać. Dotyczy to również działaczy z tych samych krajów, którzy u siebie, z różnych względów, mniej są skłoni do rozmów. Poza tym, podczas tych nieformalnych spotkań rozmawiają ze sobą ludzie, którzy w ten sposób poznają się osobiście, potem nawet zaprzyjaźniają i nawet jeśli nie rozwiążą danego problemu, to przynajmniej stwarzają grunt dla jego rozwiązania w przyszłości. I, co nie najmniej ważne, atmosfera na konferencji sprawia, że rozmowy te toczą się zazwyczaj w kulturalnej atmosferze. Konferencja OBWE była i jest ważna. Kraje uczestniczące powinny tam zawsze wysyłać polityków z pierwszego szeregu, a nie trzeciorzędnych urzędników. Zbyt wiele istotnych rzeczy można tam załatwić, żeby lekceważyć takie wydarzenia”.
Trudno się nie zgodzić z prof. Płatek.
http://www.osce.org/odihr/268616
http://www.osce.org/odihr/267086
BRICS jest sukcesem
Pamiętamy wszyscy znakomity film w reżyserii Juliusza Machulskiego „Szwadron” …
A Waszczykowski otwierając nie wspomniał, że prawa człowieka owszem, ale tylko kibolskiego katotalibana, a i jeszcze raczej tyko w życiu płodowym?