Przez wiele lat słyszeliśmy, że nie można nie reprywatyzować, bo obowiązuje „święte prawo własności”,  a wolna Polska musi zadośćuczynić za krzywdy wyrządzone przez złowrogich komunistów. Nadużycia, do jakich w całym procesie dochodziło, interesowały głównie „lewaków”. Nagle okazuje się, że można inaczej.

Ruiny Warszawy w 1945 r. O tym, że tak wyglądały po wojnie "cenne nieruchomości", od lat przypominali tylko nieliczni lewicowi aktywiści / fot. Wikimedia Commons
Ruiny Warszawy w 1945 r. O tym, że tak wyglądały po wojnie „cenne nieruchomości”, przez lata przypominali tylko nieliczni lewicowi aktywiści / fot. Wikimedia Commons

Zastępca prezydenta m. st. Warszawy Witold Pahl ogłosił dzisiaj, że cztery budynki użytkowane obecnie przez policję – przy ulicach Grobla, Słonecznej, Jaktorowskiej i Okrzei – nie zostaną zwrócone osobom zgłaszającym roszczenia, gdyż są mundurowym potrzebne i służą dbaniu o bezpieczeństwo mieszkańców. Podstawą prawną dla takiej decyzji, jeszcze niedawno całkowicie nie do pomyślenia, jest tzw. mała ustawa reprywatyzacyjna.

Decyzja w sprawie budynków policji to nie pierwsza sytuacja, w której ustawa o gruntach warszawskich i wywołana aferą reprywatyzacyjną zmiana klimatu wokół zwrotów nieruchomości – pozwoliła ma zachowanie w rękach publicznych obiektów, które mają znaczenie dla wielu ludzi. 20 września miasto nie pozwoliło prywatnemu właścicielowi zawładnąć terenem, na którym znajduje się boisko IV Liceum Ogólnokształcącego przy ul. Saskiej. Dwa dni później Naczelny Sąd Administracyjny odrzucił roszczenie spadkobiercy dawnych właścicieli do działki pod Państwowym Domem Towarowym na Woli.

Komentarze

Redakcja nie zgadza się na żadne komentarze zawierające nienawistne treści. Jeśli zauważysz takie treści, powiadom nas o tym.

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Zobacz także

Przeciwko umorzeniu śledztwa w sprawie śmierci Jolanty Brzeskiej

Kilkaset osób demonstrowało 9 listopada w Warszawie pod Ministerstwem Sprawiedliwości w zw…