Strajk w LOT nie doszedł dziś do skutku. Intryga prezesa Rafała Milczarskiego, polegająca na rozbijaniu jedności związków zawodowych, przyniosła zamierzony efekt. Związkowcy, pozbawieni wsparcia m.in. „Solidarności” przełożyli strajk na termin w połowie maja. Pod siedzibą LOT odbyła się pikieta, podczas której miały miejsce niezwykłe sceny.

Rafał Milczarski przyjmuje komunię świętą. Chwilę później nasłał policję na swoich pracowników / fot. Piotr Nowak

– Jesteśmy zastraszani. Sporządzona została lista osób przynależących do związków zawodowych. Te osoby mogą zostać wytypowane do zwolnienia. Tak wygląda polityka firmy wobec pracowników – mówiła jedna z uczestniczek pikiety, która odbyła się dzisiaj pod siedzibą Polskich Linii Lotniczych LOT na warszawskich Włochach.

– System wynagradzania sprawił, że przychodzimy często do pracy chorzy. Tak, my, czyli piloci – odpowiadał na pytania dziennikarzy jeden z obecnych na proteście związkowców – Nie mówiąc już o tym, że niedysponowany człowiek w tej roli stwarza zagrożenie dla ruchu lotniczego, to jeszcze warto wiedzieć, że na znacznej wysokości, w przypadku kataru może dojść do  perforacji błony bębenkowej i trwałego uszkodzenia słuchu – zauważył pilot.

To tylko niektóre z szokujących świadectw, przestawionych dzisiaj przez pracowników państwowego przewoźnika. Więcej w reportażu Piotra Nowaka, który ukaże się dziś wieczorem na łamach naszego portalu.

Dzisiejsza pikieta rozpoczęła się mszą świętą, którą poprowadził jeden z kapłanów zaprzyjaźnionych ze związkowcami. Podczas kazania było dużo słów o jedności i konieczności utrzymania dialogu. Nie wszystkim pracownikom podobały się takie słowa. – Przecież on od kilku lat nie ma najmniejszej chęci, żeby nas traktować  z szacunkiem, a co dopiero z nami rozmawiać – mówiła jedna z zirytowanych stewardes. Co ciekawe, na mszy zjawił się również prezes Rafał Milczarski, który wspólnie z częścią pracowników wysłuchał słów duchownego i przyjął komunię. Chwilę potem opowiadał dziennikarzom o nieodpowiedzialnych związkowcach, których postulaty mogą doprowadzić do upadku spółki. Na pytanie jednego z dziennikarzy o bajońskie premie (2,5 mln zł) przyznane zarządowi spółki, w tym samym momencie, gdy pracowników zatrudnia się na umowach śmieciowych, zareagował wyraźną irytacją. – To nie my je sobie przyznaliśmy, takie są zasady – odpadł, oskarżając jeszcze dziennikarza o „demagogię”.

Milczarski był również negatywnym bohaterem wiecu, który odbył się w parku, niedaleko siedziby LOT. Najpierw przysłuchiwał się wypowiedziom pracowników na temat warunków uśmieciowienia zatrudnienia, represji wobec związkowców i braku woli podjęcia partnerskiego dialogu ze strony zarządu, a następnie próbował, zupełnie nieproszony, zabrać głos, co spotkało się z reakcją oburzenia. Pracownicy skandowali m.in. „oddaj premię” i „dość łamania praw pracowniczych”. Prezes musiał więc pokornie poczekać na swoją kolej, a kiedy rozpoczął swoją wypowiedź nawiązaniem do wspólnego udziału w mszy świętej i jedności mimo obecnych różnic, obecni wybuchnęli śmiechem. „Chyba różnić na poziomie premii” – rzucił jeden z obecnych. Prezes opuścił zgromadzenie, po czym po kilkudziesięciu minutach na miejscu pojawiła się policja. Okazało się, że ktoś powiadomił funkcjonariuszy o nielegalnym zgromadzeniu. Pracownicy nie mieli wątpliwości kim była osoba zgłaszająca.

Redakcja nie zgadza się na żadne komentarze zawierające nienawistne treści. Jeśli zauważysz takie treści, powiadom nas o tym.

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Zobacz także

Ławrow: Zachód pod przywództwem USA jest bliski wywołania wojny nuklearnej

Trzy zachodnie potęgi nuklearne są głównymi sponsorami władz w Kijowie i głównymi organiza…