Wybory samorządowe odbywają się nie tylko w Warszawie – Strajk.eu przedstawia lewicowych, prospołecznych, chcących zmieniać lokalną rzeczywistość na lepsze kandydatów z różnych części kraju. Jako pierwszą publikujemy rozmowę z Martinem Saczkiem – kandydatem na prezydenta Częstochowy oraz na radnego miejskiego z ramienia komitetu Otwarta Częstochowa współtworzonym przez działaczy partii Razem i lokalnych, niezrzeszonych aktywistów.

– Prezydentem Częstochowy jest polityk SLD. Poparcie dla tej partii deklaruje znaczna część mieszkańców. A jednak wy, częstochowskie struktury Razem, powtarzacie: miasto potrzebuje lewicowej alternatywy. Jak to jest?

– Nie zawsze jesteśmy przeciwko polityce miasta. Popieraliśmy miejski program in vitro, podobnie zresztą jak każdy pomysł władz, który uznamy za prospołeczny. Wtedy nie działają żadne „naturalne animozje” między Razem i SLD.

fot. Małgorzata Kulbaczewska-Figat

– A jednak już od kilku działaczek i działaczy Razem słyszałam, że jednym z powodów, dla których wykluczacie koalicję z SLD, jest właśnie sytuacja w Częstochowie.

– Bo o wiele więcej widzimy złych przykładów zarządzania miastem. Częstochowa ma ponad 200 tys. mieszkańców i tylko jeden publiczny żłobek. Za to buduje się, za 50 mln złotych, aquapark, który powstaje w zasadzie po to, by władze miały się czym pochwalić. No i może po to, żeby poświęcił go ksiądz.

– Wydawałoby się, że lewica powinna budować i organizować co innego. Mieszkania komunalne, programy wsparcia dla osób starszych, dla rodzin w trudnej sytuacji…

– Nie mogę powiedzieć, by nic się w tym zakresie nie działo. Mamy programy prozdrowotne, jest in vitro i program szczepień.

Ale z drugiej strony standard lokali czynszowych w Częstochowie, w śródmieściu, jest opłakany. Sytuacja na starym mieście przeraża. Miasto nie jest zainteresowane pogłębioną rewitalizacją tych terenów, podniesieniem standardu życia mieszkańców i mieszkanek. Mało tego, rozważano zburzenie części zabytkowych kamienic, obiektów o dużej wartości historycznej, by poprowadzić przez centrum miasta trójpasmową drogę szybkiego ruchu. Z tego się na szczęście wycofano, bo protestowali aktywiści miejscy.

– A polityka zatrudnienia?

– To kolejny powód, dla którego nie traktujemy obecnych władz Częstochowy jako naprawdę lewicowych. Mamy na terenie miasta dwie Specjalne Strefy Ekonomiczne – katowicką i mielecką. W tym roku Częstochowa otrzymała statuetkę samorządu najbardziej wspierającego rozwój branży BPO/SSC – outsourcingu usług biznesowych. Przedsiębiorstwa z tej branży przyciągają niskie podatki i tania siła robocza. Gdy znajdą sobie w przyszłości korzystniejsze warunki np. w Rumunii, bez wahania przeniosą swoje siedziby właśnie tam. A jednak włodarze miasta z SLD są bardzo dumni ze stref.

– Dumni z tego, że przyciągają inwestorów obniżkami podatków i tanią siłą roboczą?!

– Wyzysk trwa nie tylko w SSE. Wystarczy zajść do Urzędu Miasta – absolwenci uczelni wyższych przychodzą tam na staże, płatne 900 zł miesięcznie z PUP. A przecież samorząd powinien dawać w takich sprawach dobry przykład i wypłacać przynajmniej płacę minimalną.

Przytoczę taką historię. Miasto utworzyło spółdzielnię socjalną, dotowaną z pieniędzy unijnych. Zajmuje się ona dowozem osób niepełnosprawnych, czyli właściwie wykonuje zadanie samorządu. Według doniesień prasowych warunki zatrudnienia kierowców nie są zadowalające. Co więcej, jeśli spółdzielnia nie dostanie kolejnego grantu, ci ludzie mogą nawet z dnia na dzień stracić pracę. Pamiętam też sprawę pracowników administracji i obsługi szkół. ZNP wystosował w ich imieniu petycję do rady miasta, bo ich zarobki były bliskie płacy minimalnej.

– I jak miasto na nią odpowiedziało?

– Że może pieniądze się znajdą, a może nie.

– Wy, gdybyście rządzili Częstochową, znaleźlibyście fundusze na prospołeczne inicjatywy?

– Na inicjatywy takie jak żłobki można dostać pieniądze z programu Maluch Plus. Wystarczy spojrzeć kawałek dalej za Częstochowę – w gminie Miedźno z tego dofinansowania się korzysta. Nie ma powodu się obrażać na prospołeczne projekty tylko dlatego, że akurat nie wdraża ich lewica. Jesteśmy gotowi, by starać o korzystanie i z programu Maluch Plus, i z programu Dostępność Plus, jeśli będzie się on realnie rozwijał, i z programu stołówek szkolnych, o którym mówi PiS.

Na czym oszczędzać? Na przykład zrezygnować z produkcji gadżetów promujących wojewódzkość Częstochowy, nasz lokalny temat zastępczy. Można zredukować przerośnięte zarządy spółek miejskich, tą drogą pozyskalibyśmy pieniądze na podwyższenie wynagrodzeń szeregowych zatrudnionych.

Są też środki unijne, z których można czerpać na rewitalizację budynków czy też na rozwój transportu, jeśli tylko przygotuje się dobre wnioski.

– Transport stał się jednym z najczęściej powracających tematów podczas tej kampanii samorządowej. W Częstochowie to również paląca kwestia?

– Miasto ma stanowczo za mało linii tramwajowych, a autobusy na niektórych liniach jeżdżą co pół godziny nawet w godzinach szczytu, przez co do głównych zakładów pracy trzeba dojeżdżać samochodami. Potem trudno się dziwić, że na drodze prowadzącej do SSE robią się korki, to z kolei przekłada się na zanieczyszczenie powietrza i jeden problem generuje następny.

Do tego dochodzi sprawa miejskiej spółki ciepłowniczej, która została już ponad dziesięć lat temu, za rządu Marka Belki, sprywatyzowana.

– Jakość usług się pogorszyła? Mieszkańcy dostają wyższe rachunki?

– Przede wszystkim żeby rozbudowywać sieć, Częstochowa musi za każdym razem negocjować z właścicielem z Finlandii. Chcę, by spółka ciepłownicza wróciła do miasta, co umożliwi samodzielne zaplanowanie i wykonanie inwestycji na terenie, gdzie zabudowa jest zwarta. Jest Polski Fundusz Rozwoju, który mógłby wykupić elektrociepłownię wraz z siecią, a potem stopniowo odsprzedawać ją miastu.

To byłby wspaniały test na to, jak bardzo ten rząd naprawdę jest prospołeczny. Na razie test na prospołeczność w Częstochowie PiS zdał, a PO i SLD oblało. Stało się tak przy okazji głośnego protestu pracownic Domu Pomocy Społecznej.

– Przypomnijmy – pracownice Domu Pomocy Społecznej w Częstochowie walczyły o podwyżkę płac. Ich pensje były zawstydzająco niskie, często niższe od rent i zasiłków, które otrzymywali podopieczni. Czym się ta sprawa zakończyła?

Pracownice częstochowskiego DPS / twitter.com

– Skończyło się tym, że w grudniu 2017 r., kiedy głosowano nad poprawkami do miejskiego budżetu, PiS oraz centroprawicowy klub Mieszkańcy Częstochowy byli za podwyżkami, zaś radni z PO i SLD byli przeciwni. A że jedna i druga strona ma w Częstochowie po 14 radnych, to podwyżek nie przyznano.

Za to w pierwszej wersji budżetu były, bez potrzeby zgłaszania poprawek, i pieniądze na wspomniany już aquapark, i na promocję miasta poprzez sport – czyli de facto dotowanie zawodowych klubów sportowych. Uważam, że tego typu wydatki, w sytuacji gdy nie są zrealizowane podstawowe inwestycje i zadania, to wyrzucanie pieniędzy w błoto. Tak samo nie dopuściłbym do sytuacji, w której to głównie miasto, a nie klub sportowy, modernizuje stadion, by odpowiadał standardom najwyższej klasy rozgrywkowej. W tym samym czasie prezes klubu, jako przedsiębiorca, korzysta z ulg podatkowych w SSE.

Podstawowe inwestycje i zadania w tym wypadku to nie są puste słowa. Są dzielnice Częstochowy, gdzie mamy drogi szutrowe, gdzie brakuje kanalizacji…

– Jak to możliwe?

– To obszary, które w latach 70. zostały przyłączone do miasta i przez to nie zdołały pozyskać środków unijnych na rozwój terenów wiejskich. Mówię na przykład o dużej dzielnicy Stradom czy o Kiedrzynie. W tamtej dzielnicy osobiście sprawdziłem, z jakimi trudnościami spotyka się część mieszkańców. Razem z aktywistą działającym na rzecz niepełnosprawnych przejechałem się na wózku inwalidzkim drogą szutrową. Polecam takie doświadczenie każdemu politykowi…

– Działacze i działaczki Razem wiele razy skarżyli się, że ich wysiłek „w terenie” nie jest zauważany przez media. Że zgłaszacie konkretne postulaty, które mogłyby poprawić standard życia ludzi, a potem jesteście przedstawiani jako marzyciele z Placu Zbawiciela.

– Wydaje mi się, że akurat w Częstochowie jest całkiem nieźle. Jesteśmy aktywni i widoczni na tle innych partii. Organizujemy wydarzenia, składamy petycje do rady miasta. Apelowaliśmy o upamiętnienie stulecia przyznania Polkom praw wyborczych czy o rezygnację z fajerwerków na Sylwestra. Solidaryzowaliśmy się z pracownicami MOPS, kiedy walczyły o podwyżki. To był dramatyczny protest, z okupacją gabinetu prezydenta miasta włącznie.

– No to wyobraźmy sobie, że wprowadzacie do rady dość przedstawicielek i przedstawicieli, by utworzyć klub. Jakie trzy projekty wniesiecie pod obrady jako pierwsze?

– Najpierw uchwałę wzywającą prezydenta miasta do przyjęcia ram do uchwały krajobrazowej, regulującej m.in. obecność reklam w miejskiej przestrzeni. To, jak bardzo jej potrzebujemy, pokazuje już widok głównej alei w mieście i panujący tam chaos.

Po drugie zaproponujemy uchwałę definiującą, czym jest godna pensja i zobowiązującą samorząd do tego, by swoim pracownikom nie płacił poniżej tego poziomu. Poziom godnego wynagrodzenia zostałby wyznaczony na podstawie analizy wskaźników: ile wynosi przeciętny czynsz, ile kosztują rachunki, i tak dalej.

Trzeci projekt to właśnie żłobki. A w dalszej perspektywie – przedszkola…

– Ich też brakuje?

– W teorii są. Faktycznie ze znalezieniem miejsca w niektórych dzielnicach, na Wrzosowiaku, Osiedlu Tysiąclecia, czy na Parkitce, jest poważny problem. My chcemy, żeby standardem było przedszkole blisko domu albo blisko pracy rodziców.

Tak samo, jak chcemy odciążyć rodziny w sprawach opieki nad seniorami. Obecnie dom opieki dziennej, który powstał jakiś czas temu, jest prowadzony przez NGO. My postulujemy utworzenie większej liczby lokalnych ośrodków wsparcia, co odciążyłoby MOPS, zostawiając mu tylko zadania pomocy rodzinom w trudnej sytuacji. Ośrodki zapewniałyby asystentów osobom niepełnosprawnym i seniorom. Byłyby w nich również pokoje, w których takie osoby mogłyby zatrzymać się, kiedy ich stali opiekunowie wyjadą choćby na kilka dni odpocząć.

W dzielnicach powinny zresztą działać nie tylko kluby seniora, ale także np. ośrodki pomocy sąsiedzkiej, które integrowałoby społeczność, pomagałyby migrantom zarobkowym w integracji, choćby oferując kursy języka polskiego. Takie jedno miejsce zresztą było. Ale prowadził je NGO…

– … i w pewnym momencie skończyło się zewnętrzne dofinansowanie?

– Otóż to.

– W tym roku przez Częstochowę pierwszy raz przeszedł Marsz Równości. Frekwencja była znakomita. Czy sprawy LGBT też znalazły się w waszym programie?

fot. Piotr Nowak

– Naturalnie chcemy, by Częstochowa była miastem otwartym i przyjaznym dla wszystkich. Zamierzamy wprowadzić do każdej szkoły osobę przeszkoloną w tematyce LGBT, rzecznika równego traktowania, żeby uczniowie o nieheteroseksualnej orientacji mogli znajdować u niej wsparcie, a w sytuacjach, gdy doświadczają przemocy, nękania, poprosić o pomoc.

Jeśli już mowa o szkołach… Moim marzeniem jest, by uczniowie już w młodym wieku uczyli się współdecydować o swoim otoczeniu, funkcjonować we wspólnocie, zarządzając niewielkim wycinkiem budżetu szkoły. Przeznaczenie 1 proc. szkolnych wydatków na taki cel rozwijałoby postawy obywatelskie, poczucie, że jest się za coś odpowiedzialnym.

– Tym sposobem wróciliśmy do mówienia o budżecie, pieniądzach. Problemy, o których mówisz, nie są do rozwiązania w krótkim czasie. Nie starczy na wszystko, nawet jeśli naprawdę pozyskacie unijne środki i odchudzicie zarządy miejskich spółek.

– Dlatego patrzymy na sprawy realnie. My dopiero zaczniemy kłaść podwaliny pod naprawiania miasta, żeby efekt w dziedzinie infrastruktury był widoczny za dwie kadencje. Inne sprawy, jak wdrażanie polityki antydyskryminacyjnej, można oczywiście zrobić szybciej. Mamy przykłady, które można naśladować – Jaworzno, gdzie piętnaście lat remontowania dróg pozwoliło w 2017 r. osiągnąć wynik zero wypadków śmiertelnych. Albo mądra polityka mieszkaniowa w Poznaniu.

Będziemy walecznym klubem, który w radzie miasta nie odpuści prospołecznych projektów. Nie pójdziemy na kompromisy. Z drugiej strony jesteśmy gotowi rozmawiać i współpracować z każdym, kto poważnie podchodzi do spraw społecznych, upomina się o słuszną sprawę. Wspominałem o dramatycznym strajku kobiet z MOPS – one są zrzeszone w „Solidarności”. Zdania o tym, na ile ta centrala broni praw pracowniczych, są podzielone, ale akurat w tamtej sytuacji nie mieliśmy wątpliwości, jak trzeba postąpić. Nie było żadnego „Razem, czyli osobno”.

Rozmawiała Małgorzata Kulbaczewska-Figat

Komentarze

Redakcja nie zgadza się na żadne komentarze zawierające nienawistne treści. Jeśli zauważysz takie treści, powiadom nas o tym.
  1. Dlaczego spółka ciepłownicza nie jest prawnie zorganizowana jako spółdzielnia pracy składająca się członków odbiorców ciepła + oczywiście miasto. Sposób zarządzania byłby klarowny , co rok zarząd musiałby składać sprawozdania i otrzymywać absolutorium. Czy lewicowi działacze pamiętają ,że ta forma zarządzania mająca przedwojenne tradycje PPS sprawdziła się, a zohydzana przez neoliberałów, którzy opowiadają dyrdymały o spółdzielczości mieszkaniowej ponoć zdegenerowanej.Nota bene nie w większym stopniu niż inne podmioty gospodarcze.

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Zobacz także

Argentyny neoliberalna droga przez mękę

 „Viva la libertad carajo!” (Niech żyje wolność, ch…ju!). Pod tak niezwykłym hasłem ultral…