Mówienie o Puszczy Białowieskiej jako o „dobru narodowym” wydaje się pewnym nadużyciem. Z punktu widzenia Dębu Maćka, który ma ok. 450 lat, samo pojęcie „naród” brzmi nowocześnie – a przecież prastare dęby to tylko część Puszczy, która rośnie w tym miejscu od 6 tys. lat.
Zanim pochylimy się na pomysłami ministra Szyszki, uporządkujmy fakty. Ochronie – w postaci Parku Narodowego i rezerwatów – podlega dzisiaj mniej niż jedna trzecia pierwotnego lasu, ostatniego takiego ekosystemu w Europie. Reszta obszaru, należącego do Lasów Państwowych, jest wykorzystywana do produkcji drewna. Teoretycznie wycinka jest ograniczana, np. nie ścina się drzew, mających ponad sto lat. Jednak organizacje zajmujące się Puszczą, np. Pracownia na Rzecz Wszystkich Istot (której jednym z założycieli był zresztą nie kto inny, a Piotr Gliński), alarmują od lat, że zasady te są notorycznie łamane. Niestety, tłumaczenia, że na terenie całej Puszczy, a nie tylko Parku Narodowego, nie należy prowadzić gospodarki leśnej – nie trafiały do nikogo. W nieustannie toczonym sporze leśnicy-przyrodnicy wciąż wygrywali leśnicy, którzy mają za sobą prosty, szybko sprawdzalny argument ekonomiczny: wycięte drewno łatwo przelicza się na pieniądze, zabytek przyrodniczy światowej klasy nieco trudniej.
Teraz – zgodnie z ogólnie przyjętą przez PiS zasadą „w dupie mamy unijne normy, nakazy i zakazy”, odrzucone mają zostać wszystkie, nawet te całkowicie pozorne działania na rzecz ochrony owych 70 proc. Puszczy Białowieskiej, które z jakiegoś powodu nie zmieściły się w Parku Narodowym. Wycinka ma ruszyć na szeroką skalę. Minister Szyszko spojrzał na wąsatych, rumianych leśników, a potem na brodatych rowerzystów-wegetarian zajmujących się przyrodą i o nic więcej nie musiał pytać. Szybkie przeliczenie zysków bynajmniej nie przechyliło szali na rzecz dbania o „narodowe” dobro. Jestem pewna, że fala argumentów o korniku zjadającym świerk, o tym, że to dla dobra lasu, że zasadniczo bez człowieka puszcza zgnije, uschnie, zubożeje, nie poradzi sobie, że tylko dzielni leśnicy z piłami i weseli myśliwi ze strzelbami (za możliwość polowania w Puszczy również się płaci) mogą uratować unikalny ekosystem – jest następstwem i próbą wytłumaczenia, nie zaś przyczyną podjęcia takiej a nie innej decyzji.
Teren obecnego parku narodowego jest za mały, żeby przeżyła w nim populacja żubrów, jest za mały, żeby przetrwać w obecnej formie. Przyroda tak nie działa. Puszcza to jeden organizm. Wybicie korników, pozbycie się „pasożytów”, czy wyniesienie martwego drewna, które pełni w ekosystemie ogromnie ważną rolę, wyrządza mu krzywdę, porównywalną do wycięcia Maćka. Puszcza, jak pisałam, ma 6 tys. lat, pierwsze osady pojawiły się 4,5 tys. lat temu. Jakoś, mimo korników, przetrwała 1,5 tys. lat – to więcej, niż liczy sobie ten tzw. naród – bez człowieka i jego ogrodniczej ręki. Niestety, z rządem PiS może nie wygrać.
Syria, jaką znaliśmy, odchodzi
Właśnie żegnamy Syrię, kraj, który mimo wszystkich swoich olbrzymi funkcjonalnych wad był …