W polskim społeczeństwie nie brakuje krętaczy. Jest to rzecz najzupełniej oczywista. Polacy oszukują państwo, klientów, kontrahentów, sąsiadów. W konia robią nawet swoich bliskich – rodzinę i partnerów. Oszustwa są to małe i duże, podobnie jak ich stopień szkodliwości społecznej. Jednocześnie zdecydowana większość obywateli ma o sobie jak najlepsze mniemanie i z pełną stanowczością potępia wszelkie machloje. Zróżnicowany jest także poziom oburzenia na poszczególne występki. Najbardziej obrywa się tym, którzy znajdują się na samym dole drabiny społecznej. Bezdomny wynoszący z marketu pasztetową pod kurtką musi się liczyć z tym, że w przypadku wpadki zostanie zbluzgany, może i również pobity przez sklepowych goryli, a w drugiej rundzie – poniżony przez mundurowych, zirytowanych wezwaniem do menela-złodzieja. W międzyczasie usłyszy jeszcze od „normalnych klientów” kilka słów na temat swojego lenistwa i braku chęci podjęcia „uczciwej pracy”. Na drugim biegunie społecznej akceptacji mamy pana przedsiębiorcę, który nie płaci swoim pracownikom. On w mordę od nikogo nie dostanie. Bo przecież podatki wysokie, przyszłość niepewna, a tak w ogóle to niech się gnoje niewdzięczne cieszą, że mają pracę. Dobrodzieje okradający pracowników z ich pensji mogą spać spokojnie, podobnie jak szefowie firm, których PITy trafiają do Nikozji. Bo unikanie płacenia podatków w ojczyźnie to przecież świadectwo zaradności i przedsiębiorczości. Akceptacja dla krętactwa jest zatem zależna od zasobności portfela krętacza. Bogatemu oszustowi (prawie) zawsze się upiecze, a w najgorszym wypadku może wynająć prawnika, który załatwi łagodny wyrok. Biedny zawsze dostanie w dupę, a w internecie może przeczytać, że jest chamem, homo sovieticusem i nie dorósł do życia w demokratycznej wspólnocie.
W ostatnich dniach polska biedota ośmieliła się położyć swoje niedomyte łapska na pańskiej własności. Sieć sklepów Lidl ogłosiła wielką akcję promocyjną „Sprytnie i tanio”. Do końca listopada klienci mogą zwracać towary, które nie spełniły ich oczekiwań. Wystarczy przynieść do sklepu opakowanie i zażądać zwrotu pieniędzy. Jak nietrudno było przewidzieć, Polacy ruszyli gromadnie do niemieckich dyskontów aby z okazji skorzystać. Według relacji pracowników, klienci wypakowują na parkingach makarony i paróweczki, a następnie wracają „niezadowoleni”, zwracają pudełeczka i wracają do domów ze szmalem w kieszeni, pełnymi bagażnikami i w szampańskich nastrojach.
Klienci Lidla robiący „darmowe zakupy”, podobnie jak ludzie stojący 10 godzin w kolejce do H&M, aby kupić po niższej cenie ubrania znanego projektanta nie mogą liczyć w Polsce na wyrozumiałość. Podczas czuwania przed salonami słyszą od pijanych hipsterów, że są śmieciami. W komentarzach na Facebooku czytamy o nich: „cebulactwo”, „dziadostwo”, „hołota”, „robaki”. Nawet moja znajoma, członkini znanej partii nowej lewicy uważa, że „cwaniactwo to cwaniactwo, nie ma znaczenia w czyim wydaniu”. A właśnie, że ma. Cwaniaczkowanie jest wpisane w logikę polskiego kapitalizmu od jego zarania. Piramidy finansowe, systemy argentyńskie, oscylatory czy inne amber goldy – na takich właśnie praktykach wyrosła, a następnie upasła się elita tego kraju. Duzi kradli dużo i do tego najczęściej okradali tych biedniejszych. Zdecydowana większość walczyła i walczy nadal o przetrwanie. Dla pracownika zarabiającego 2000 zł netto, taka promocja w H&M czy Lidlu to okazja na zdobycie środków na zakup ubrania dla dziecka, nowych butów, samochodu, który mniej pali, garnituru, w którym można pójść na rozmowę o lepiej płatnej pracy. Można też wreszcie pójść do dentysty czy pojechać na pierwsze od 10 lat wakacje. A kto na tym straci? Korporacja generująca miliardowe zyski dzięki niskopłatnej pracy polskich pracowników. Jakoś trudno mi zdobyć się na oburzenie, kiedy bogactwo przepływa z kieszeni możnych do biednych. Odwalcie się zatem od tych ciułaczy i zajmijcie tymi, którzy nie wyprowadzają makaronów z dyskontu, ale miliardy do rajów podatkowych.
Syria, jaką znaliśmy, odchodzi
Właśnie żegnamy Syrię, kraj, który mimo wszystkich swoich olbrzymi funkcjonalnych wad był …
Wprowadzę pewną poprawkę… Bezdomny ,który ukradnie pasztetową w sklepie zostanie przez mundurowych nie tylko sponiewierany, ale na posterunku posłuży im za worek treningowy. Skatowany, nie będzie miał żadnej szansy na to, że ktokolwiek się o niego upomni. W końcu to tylko „menel”… „Sorry, taki w końcu mamy klimat „…
Nie mam nic przeciwko ludziom przepakowującym towar na parkingu, żeby dostać pieniądze ze zwrot, natomiast mam poważne zastrzeżenia czy robią to właśnie najubożsi.
Mam raczej wrażenie, że zdecydowanie bardziej prawdopodobne jest przepakowanie makaronu na parkingu przez „Janusza Biznesu” niż babcię, która ma 1000 zł emerytury.
Lubie pana teksty i cenie zaangazowanie, ale obrona zachowania klientow tego sklepu to dla mnie przesada. Fajnie, ze zwrocil pan uwage na dysproporcje w potepieniu dla naciagaczy – tu sie zgadzam. Druga sprawa to wydaje mi sie, ze w opisany przez media sposob korzystania z promocji nie byly zaangazowane osoby rzeczywiscie najubozsze. Przynajmniej te, ktore ja mialam okazje poznac w swoim zyciu bylyby zawstydzone takim zachowaniem, bezczelnoscia. A wychowalam sie w jednym z najbiedniejszych powiatow – takie przekrety to raczej domena, tych, ktorzy jednak wiaza koniec z koncem. Tyle mi podpowiada doswiadczenie.
Pierwszy komentarz Nowaka z którym muszę się z oklaskami zgodzić.
To nie 100/100,ale nawet 999/100 !
Cwaniactwo ? „Cebulactwo” ? Owszem. Ale jak najbogatsi mogą,to czemu niby ta mniej zamożna część społeczeństwa już nie ?! Pod względem szkodliwości to ci bogatsi oszukują bardziej.
100/100
Też mi się podoba.