Waszyngton już w lipcu ostrzegał, że „rozważy” swoje związki z oenzetowską organizacją ds. edukacji, nauki i kultury, po jej decyzji wpisania starego miasta Hebronu (Al-Chalil) na listę światowego dziedzictwa kulturowego.
Al-Chalil to palestyńskie miasto na Zachodnim Brzegu Jordanu, okupowane przez państwo żydowskie. Od 1967 r. jest systematycznie kolonizowane, głównie przez Izraelczyków pochodzenia amerykańskiego. Rząd izraelski nie zgadza się, że kolonizacja niszczy zabytkowy, arabski charakter starówki. Jako najważniejszy powód wyjścia obu krajów podano, że UNESCO w swej działalności kieruje się antyizraelskimi uprzedzeniami. Zgodnie z regułami, ich członkostwo ustanie z końcem grudnia przyszłego roku. Jednocześnie w Waszyngtonie poinformowano, że Stany przyjmą status obserwatora i mają zamiar nadal współpracować z UNESCO w zakresie ochrony dziedzictwa kulturowego ludzkości, obrony wolności prasy i rozwoju procesów edukacyjnych. Jest to już drugi przypadek, kiedy USA występują z tej organizacji działającej od 1945 r. Poprzednio opuściły UNESCO na 18 lat w roku 1984 pod pretekstem, że organizacja ta jest zbyt „proradziecka”.
Teoretycznie Stany Zjednoczone wnoszą największy wkład do budżetu UNESCO w kwocie rzędu 80 milionów dolarów, co stanowi około 22 procent całości wpływów od państw członkowskich. Lecz tylko teoretycznie, bowiem przed sześciu laty USA wspólnie z Izraelem i kilkoma innymi państwami zawiesiły wpłatę składki członkowskiej na znak protestu przeciwko przyjęciu Palestyny jako pełnoprawnego członka. Wystąpienie USA nie będzie mieć zatem znaczenia dla dalszego funkcjonowania tej cieszącej się dużym prestiżem na świecie międzynarodowej organizacji zatrudniającej na całym świecie ok. 2 tys. osób. Dług USA wobec UNESCO urósł do kwoty przewyższającej 550 milionów USD.
Głębokie ubolewanie z powodu decyzji Waszyngtonu wyraził sekretarz generalny ONZ António Guterres oraz dyrektor wykonawcza UNESCO Irina Bokowa oświadczając, iż w czasie, gdy świat szarpany jest konfliktami „niezwykle godne pożałowania jest wycofanie się Stanów Zjednoczonych z agendy ONZ promującej edukację dla pokoju oraz ochronę kultury przed atakami”. W sposób bardziej dobitny wyraził się doradca rosyjskiego prezydenta ds. kultury Władimir Tołstoj, który amerykańską decyzję nazwał „dziwną i niezbyt mądrą”.
Natomiast premier Benjamin Netanjahu oświadczył, iż USA podjęły „śmiałą i etyczną decyzję, ponieważ UNESCO przekształcił się teatr w absurdu i zamiast ochrony historii ją deformuje”.
Przeciwko umorzeniu śledztwa w sprawie śmierci Jolanty Brzeskiej
Kilkaset osób demonstrowało 9 listopada w Warszawie pod Ministerstwem Sprawiedliwości w zw…
Kali ukraść krowa, Kalemu ukraść krowa.
najlepiej jak uwolnią świat od swojej obecności
Wróżyła babka na dwoje. W pierwszej chwili sądziłem, że chodzi o rozwalanie trzy-, czy dwutysięcznych ruin jak w Palmirze. . Izraelscy osadnicy rodem z USA rozwalają jednak domy arabskie, które z ich punktu widzenia nie mają żadnego historycznego znaczenia, a pięćset, czy nawet tysiąc lat nie robi dla nich żadnej różnicy. W tej chwili w USA ocknęli się i tępią kolonizatorów, głownie zresztą Kolumba. To przez niego dzielni anglosascy właściciele pól bawełnianych musieli poszukiwać chętnych do pracy na plantacjach, otwierając im drzwi do raju. Znajdując winnych w Hiszpanach, sami zachowują demokratyczną cnotę. Podobnie w Hebronie. Rozwalając domy arabskich kolonizatorów, bezprawnie zawłaszczających od VII wieku teren, przywracają pierwotny charakter, stawiają nowoczesne, ale własne domy. Czy nie tak wcześniej postąpiono w Kosowie, wyrzucając Serbów, mieszkających od VI wieku, na rzecz Albańczyków, którzy są potomkami starszych mieszkańców tej ziemi, Illirów? A jak się przemieszczały granice miedzy Dnieprem a Łabą przez ostatnie tysiąc z hakiem lat? Ciekawe, czy ludzie opamiętają się i zaczną żyć od dzisiaj i tworzyć nową przyszłość, czy bez opamiętania drążyć przeszłość i wracać do dawnych granic. Tylko czy ci potomkowie to aby prawni i genetyczni następcy, a nie kolejni podczepieni przebierańcy? I jak tu nie zadumać się nad postępowym działaniem włodarzy onegdajszego Breslau i Danzig, z pietyzmem szukających śladów zapomnianej historii. Na szczęście, a może tylko dziwnym trafem, nie znajdują śladów jedni na Psim Polu, a drudzy spalenizny po sławetnym Jarmarku Dominkańskim z 1308 roku.