W ostatniej chwili pedagogów zdradziła „Solidarność”: prorządowa centrala zaakceptowała propozycje rządu, które większość polskich nauczycieli – słusznie – uważa za kuriozalne i niekorzystne. ZNP i FZZ nie zawiodły.

To już przesądzone: jutro w tysiącach szkół w całej Polsce nie rozpoczną się zajęcia lekcyjne. Nauczyciele będą pojawiać się w placówce w godzinach, w których normalnie pracowaliby przy tablicy, ale nie podejmą swoich obowiązków. Rozmowy ostatniej szansy w niedzielny wieczór zakończyły się odmową zawarcia porozumienia przez ZNP i FZZ oraz zgodą „Solidarności”.

Prorządowa centrala zaakceptowała propozycję przedstawioną przez Beatę Szydło wbrew woli swoich członków. Co znaczące, w porozumieniu, jakie podpisał Ryszard Proksa, szef oświatowej „Solidarności”, nie ma punktu, który w piątek oburzył nauczycieli: zapowiedzi wzrostu wynagrodzeń przy równoczesnym wzroście liczby godzin pracy przy tablicy (pensum). Zmiana w kierunku zaproponowanym przez rząd oznaczałaby nieuchronnie zwolnienia nauczycieli. Na ten temat jednak mają odbyć się osobne rozmowy – kiedy, nie wiadomo.

Lokalne organizacje „Solidarności” już w poprzednich dniach domagały się dymisji Proksy i deklarowały, że jeśli strajk się rozpocznie, to przystąpią do niego niezależnie od postawy kierownictwa organizacji. Wielu nauczycieli dotąd zrzeszonych w „Solidarności” teraz z niej występuje.

– Propozycje rządu są nieadekwatne do oczekiwań – rozbudzonych zresztą wypowiedziami rządu – nauczycieli. Oczekiwaliśmy zupełnie innych propozycji płacowych – skomentował wynik rozmów Sławomir Wittkowicz z Forum Związków Zawodowych.

Beata Szydło do końca przekonywała, że rząd dał nauczycielom znakomite propozycje. Chwaliła się, że „na stole jest między innymi oferta, która zakłada, że w tym roku pensje nauczycieli wzrosną o 15 procent”. Nie dodała, że część tych podwyżek już wypłacono i w praktyce okazały się symboliczne, część zaś zaplanowano na przyszły rok i nie wiadomo, skąd miałyby znaleźć się pieniądze na ich wcześniejsze wypłacenie. Mówiła także o przyspieszeniu czasu awansu zawodowego, czyli w istocie o odwróceniu zmian wprowadzonych przez Annę Zalewską.

Związkowcy już w piątek podkreślali, że nie mogą cofnąć się dalej, niż już to zrobili, rezygnując z żądania 1000 zł podwyżki dla wszystkich nauczycieli. Ostatnim słowem ZNP i FZZ był postulat podwyżki 30-procentowej w dwóch transzach. Rząd nawet nie odniósł się do takiego stanowiska, chociaż cieszy się ono poparciem tysięcy nauczycieli.

Teraz będzie musiał zmierzyć się z bezprecedensowym gniewem tego środowiska.

patronite

Komentarze

Redakcja nie zgadza się na żadne komentarze zawierające nienawistne treści. Jeśli zauważysz takie treści, powiadom nas o tym.
  1. Już kiedyś pytałem: a ile zarabia Proksa? A teraz dodam: a kto mu płaci? Oczywiście jasne odpowiedzi: na tyle dużo, by nie upominać się i pospólstwo i płaci mu Broszka i jej sitwa.

  2. Przy takich nierównościach dochodowych każdy ma prawo żądać o podwyżkę! Każdy ciężko pracuje, a tylko nieliczni żyją w luksusie? Najbogatsi mają akcje, a kawałek papieru sam kasę przynosi, nawet pracować nie muszą.
    Społeczeństwo oparte o takie nierówności społeczne nie ma żadnego sensu. Francja to już kraj, który się wali. Lepiej tam nie będzie, a będzie tylko gorzej i to na terenie całego zachodniego świata!

  3. W ostatniej chwili pedagogów zdradziła „Solidarność”:
    A komu solidarność noża w plecy nie wbiła? Jeszcze w 80/90-tych oczywiście.

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Zobacz także

Przeciwko umorzeniu śledztwa w sprawie śmierci Jolanty Brzeskiej

Kilkaset osób demonstrowało 9 listopada w Warszawie pod Ministerstwem Sprawiedliwości w zw…