Przykrym i dziwnym jest fakt, że świętujemy dziś coś, co powinno być absolutną oczywistością. Mam na myśli oczywiście podpisanie konwencji antyprzemocowej.
Komunikat prasowy o podpisaniu przez prezydenta Bronisława Komorowskiego konwencji o zapobieganiu i zwalczaniu przemocy ze względu na płeć i przemocy domowej został umajony taką oto frazą: „Oparta jest na idei, że istnieje związek przemocy z nierównym traktowaniem, a walka ze stereotypami i dyskryminacją sprawiają, że przeciwdziałanie przemocy jest skuteczniejsze”.
Tak, jakby nie było żadnej korelacji między tradycyjnym wychowaniem w stereotypowych rolach a przemocą. Tak, jakby nigdy żadne badania nie wykazały, że im więcej decyzyjności mają w domu kobiety, tym jest lepiej – im, ich dzieciom i ich mężom. Podkreślam – to nie jest idea, tylko czyste fakty. Im więcej równości, tym mniej przemocy. Wystarczy zajrzeć w raport Feminoteki „Dość Milczenia” lub spojrzeć w globalne badania nad przemocą.
Przed nami długa droga. Przypomnę: w 2011 r. stosunek kobiet doświadczających przemocy do mężczyzn doświadczających przemocy był jak 7:1. Sprawcami są w 95 procentach mężczyźni – to oni biją, bo są wychowywani w atmosferze przyzwolenia na podnoszenie ręki na słabszych. Konwencja oprócz rozwiązań doraźnych – jak koordynacja pracy policji, pogotowia i placówek wspierających osoby z doświadczeniem przemocy czy wprowadzenie bezpłatnego całodobowego telefonu zaufania dla osób dotkniętych przemocą – proponuje także zmiany w procesie kształcenia młodych ludzi na poziomie przedszkolnym i szkolnym. To ta szalona idea, że role płciowe nie są nam dane raz na zawsze, a raczej silnie uwarunkowane kulturowo budziła taki opór środowisk konserwatywnych.
To nie jest tak, że ze stu pięćdziesięciu kobiet, umierających w ciągu roku w wyniku tzw. nieporozumień domowych, nagle zrobi się zero. Ale jeśli chociaż jedna kobieta przestanie się bać wracać do domu, jeśli choć jeden mąż po wyjściu na przepustkę nie będzie mógł wrócić i zakatować swojej żony – to już jest krok do przodu.
Pamiętajcie o obozach
Czas na szczerość, co w dzisiejszej Polsce raczej szkodzi, niż pomaga. Przyjechał otóż do …