Oblężenie Dajr az-Zaur, w odróżnieniu od Aleppo, nie jest na ustach całego świata. Tymczasem ok. 200 tys. ludzi otoczonych w części miasta, która jeszcze nie wpadła w ręce Państwa Islamskiego, szykuje się na najgorsze.
Obszar ok. 1/3 Dajr az-Zaur pozostaje w oblężeniu od maja 2015 r., gdy terrorystom z Państwa Islamskiego udało się zdobyć Palmirę i odciąć miasto. Ratunkiem dla otoczonych było lotnisko w Dajr az-Zaur, na które docierały helikoptery z zaopatrzeniem i żywnością, którą oprócz rządu syryjskiego dostarczał World Food Programme i Rosja. 16 stycznia oblegający zdołali jednak zdobyć kontrolę nad drogą łączącą lotnisko i pozostałą część rządowej enklawy. Oznacza to, że upadek pozycji bronionych dotąd m.in. przez elitarną Gwardię Republikańską pod dowództwem gen. Isama Zahr ad-Dina jest niemalże przesądzony. Tym bardziej, że gdy siły obrońców słabną, IS rzuciło na ten odcinek frontu część dżihadystów niosących dotąd spustoszenie w Iraku. Ani armia iracka, ani jej amerykańscy sojusznicy i wspierane przez nich oddziały „nie były w stanie” zatrzymać tego manewru terrorystów.
Jeśli Dajr az-Zaur padnie, a IS w typowym dla siebie stylu zacznie masakrować mieszkańców, Stany Zjednoczone będą tego współwinne jeszcze z jednego powodu – 17 września ubiegłego roku samoloty koalicji walczącej z Państwem Islamskim „przez pomyłkę” zbombardowały… pozycje obrońców lotniska właśnie. Zginęło wówczas 62 żołnierzy, zniszczony został sprzęt. USA nigdy nie zdobyło się nawet na porządne przeprosiny i do dziś utrzymuje, że nalot przeprowadzono w dobrej wierze i w oparciu o najlepsze informacje.
Przeprosiny ze strony krzewicieli demokracji na Bliskim Wschodzie i tak by jednak mieszkańcom miasta nic nie dały. Otoczeni w Dajr az-Zaur doskonale pamiętają, do jakich dantejskich scen dochodziło, kiedy terroryści wkraczali do miast i wiosek w tej prowincji. Tysiące ludzi zginęły w brutalnych egzekucjach albo dlatego, że uznano ich za zwolenników al-Asada, albo dlatego, że po prostu nie byli sunnitami. Szyici, alawici i chrześcijanie z całej prowincji chronili się w Dajr az-Zaur właśnie. Teoretycznie mogłyby im przyjść z pomocą znajdujące się nie tak daleko kurdyjskie oddziały Syryjskich Sił Demokratycznych, ale ich dowódcy zbyt dobrze wiedzą, że taki gest rozgniewałby amerykańskich protektorów. Na pomoc 200 tys. bezpośrednio zagrożonym śmiercią mieszkańcom ruszyła wczoraj armia syryjska wspierana przez rosyjskie lotnictwo. Na temat rezultatów walk nie można jednak na razie powiedzieć nic pewnego.
Przeciwko umorzeniu śledztwa w sprawie śmierci Jolanty Brzeskiej
Kilkaset osób demonstrowało 9 listopada w Warszawie pod Ministerstwem Sprawiedliwości w zw…
gdyby yankesy nie mieszali to dawno było by po islamistach