Gdy w Kijowie swój protest na Majdanie prowadzili drobni przedsiębiorcy, robotnicy ze Wschodniego Kombinatu Górnictwa i Wzbogacania blokowali trzy trasy szybkiego ruchu między ukraińskimi miastami. Zostali doprowadzeni do ostateczności: zatrudniająca ich państwowa firma jest im winna miliony hrywien, a teraz, w czasie pandemii, ogłosiła przymusowe postojowe.
SchidHZK (dawniej w wersji rosyjskiej WostGOK) to m.in. trzy kopalnie uranu, zakłady produkcji kwasu siarkowego i cała grupa mniejszych podmiotów wspierających działanie największych. W Ukraińskiej SRR był dumą krajowego przemysłu. Teraz również pozostaje głównym dostawcą rud uranu dla państwowej spółki Enerhoatom. Tyle, że ta zalega z płatnościami za otrzymywany surowiec, a w rezultacie wynagrodzeń – w całości lub części – nie otrzymują również robotnicy SchidHZK. W dodatku załoga już w grudniu dowiedziała się, że nie ma perspektyw na zmianę tej sytuacji i dalsze wydobycie nie jest potrzebne. W środku pandemii czekał ich przymusowy postój i już formalne obniżenie zarobków, których i tak nie otrzymywali.
9 grudnia grupa około stu górników z kopalni Smolinska, Nowokonstantyniwska i Inhulska protestowała przed siedzibą ukraińskiego rządu, jednak premier Denys Szmyhal nie uznał za stosowne z nimi rozmawiać. Nieco bardziej owocnie wypadły negocjacje prowadzone w imieniu pracowników przez Niezależny Związek Górników Ukrainy, którego przewodniczący Mychajło Wołyneć jest równocześnie deputowanym do Rady Najwyższej z ramienia opozycyjnej Batkiwszczyny. Z nim premier przynajmniej się spotkał, zapewniając, że spółka Enerhoatom będzie musiała w ratach spłacać należności.
Pracownicy zademonstrowali jednak, że same obietnice to za mało – 16 grudnia na kilka godzin zablokowali trasy szybkiego ruchu między miastem Kropywnyćki (d. Kirowohrad) a Kijowem, Mikołajowem i Krzywym Rogiem. Kilka tysięcy zaangażowanych w blokady pracowników na zmiany zatrzymywało ruch, trzymając transparenty „Oddajcie górnikom zarobione pieniądze” i „Głodny górnik – wstyd dla Ukrainy”. Przepuszczane były jedynie karetki pogotowia ratunkowego oraz rodziny z dziećmi.
Protest miał charakter ostrzegawczy, ale na 21 grudnia zapowiadano ciąg dalszy. Gdyby pracownicy nie otrzymali choćby części zaległych wynagrodzeń, zablokowane miały zostać nie trzy, a pięć kluczowych ukraińskich tras szybkiego ruchu, i nie przez część dnia, a bezterminowo. Gotowość do udziału w proteście deklaruje pięć tysięcy robotników. Oczekują oni również, że otrzymają możliwość zarabiania na życie w wyjątkowo trudnych czasach – tj., że postój zakładów nie będzie jednak zupełny.
Położony w obwodach dniepropetrowskim i kirowohradzkim kombinat to nie jedyna państwowa ukraińska spółka wydobywcza, która nie rozlicza się z pracownikami na czas. Protesty górników, którzy nie otrzymali wypłat w terminie i/lub dowiedzieli się o przymusowym postojowym, w ostatnich miesiącach wybuchały we wszystkich okręgach przemysłowych – od kontrolowanej przez Ukrainę części Zagłębia Donieckiego po obwód lwowski. W wypadku robotników wydobywających węgiel Niezależny Związek Górników Ukrainy walczył o zaległe płace skuteczniej. 18 grudnia część zaległości została górnikom wypłacona.
Przeciwko umorzeniu śledztwa w sprawie śmierci Jolanty Brzeskiej
Kilkaset osób demonstrowało 9 listopada w Warszawie pod Ministerstwem Sprawiedliwości w zw…