Płonące radiowozy, rozbite szyby na posterunku policji i złość kilku tysięcy demonstrantów – tak wyglądał wczorajszy wieczór w Bristolu. Był to protest przeciwko nowej ustawie rozszerzającej uprawnienia policjantów, którą forsują rządzący konserwatyści i która da im prawo zablokować praktycznie każde zgromadzenie publiczne.

Nowa ustawa, którą napisano pod wrażeniem masowych pokojowych protestów ruchu Extinction Rebellion, daje policji prawo do wyznaczenia godziny początku i końca zgromadzenia, określenia maksymalnego hałasu, jaki mogą wygenerować demonstranci, a także do przerwania protestu w dowolnej chwili, jeśli funkcjonariusze uznają, że protest jest „nadmiernie uciążliwy”. Można więc będzie rozwiązać absolutnie każdą pokojową manifestację, bo „uciążliwością” w świetle nowych przepisów może być i blokowanie ulicy, i przykucie się do drzewa czy budynku, a nawet głośne zachowanie. Niereagowanie na polecenia funkcjonariuszy, a nawet nierespektowanie „zasad, które powinny być znane wszystkim” będzie kosztowało protestujących mandaty w wysokości ok. 2500 funtów (ponad 10 tys. złotych).

Kilkaset organizacji zajmujących się ochroną praw człowieka, organizacji społecznych i charytatywnych, a nawet związków wyznaniowych wzywa rząd Borisa Johnsona, by wyrzucił projekt zmian do kosza. Partia Pracy jest mu również stanowczo przeciwna. Jednak konserwatywny rząd, który współpracował z policją podczas przygotowywania ustawy, nie ma zamiaru z niej rezygnować. Obecna minister spraw wewnętrznych Priti Patel wypowiadała się jak najgorzej o demonstrujących ekologach i nie kryje się z tym, że zamierza uniemożliwić im powtórne zablokowanie miasta – kiedykolwiek w przyszłości.

Przeciwko ustawie demonstrowano już w ubiegłych tygodniach w Londynie. Demonstracja w Bristolu 21 marca miała jednak dużo bardziej dramatyczny charakter. Początkowo zgromadzenie, na które przybyło kilka tysięcy osób, chociaż policja gorąco zniechęcała do protestu, było pokojowe. Następnie jednak grupa protestujących zaczęła rzucać kamieniami w posterunek policji, a stojące obok radiowozy zostały podpalone. W kierunku budynku i funkcjonariuszy rzucano również sztuczne ognie. Obserwująca przebieg zdarzeń dziennikarka BBC zauważyła, że policjanci, blokujący wejście do samego budynku komisariatu, nie reagowali, gdy najbardziej agresywnie nastawieni uczestnicy protestu rzucali przedmiotami w tłum. Ostatecznie zatrzymanych zostało siedem osób, a dzień po zdarzeniach policja z Bristolu poinformowała, że podczas przepychanek z protestującymi poszkodowanych zostało 20 funkcjonariuszy, z czego niektórzy mają złamane ręce lub nogi.

Priti Patel potępiła wydarzenia w Bristolu, powtarzając, że „bandyckie zachowanie i nieporządek” nie będą tolerowane. Natomiast politycy Partii Pracy przekonują, że rzucanie kamieniami w policję nie jest dobrą metodą obrony prawa do pokojowego protestu. Mer Bristolu Marvin Rees skomentował na antenie BBC, że „pokaz bezprawia” i „egoistycznej przemocy” zostanie tylko wykorzystany jako argument za ograniczeniem praw demonstrantów.  Część lewicowych polityków wzywa jednak, by widzieć też szerszy obraz sytuacji. Młode pokolenie w neoliberalnej Wielkiej Brytanii – z wyłączeniem najzamożniejszej garstki – ma bardzo niskie szanse na dobrą i stabilną pracę, obawia się kryzysu klimatycznego, a dodatkowo uderzyła w nie pandemia i wyczerpujące lockdowny. Część z nich nie potrafi już pohamować frustracji, a w polityce nie widzą nikogo, kto byłby ich nadzieją na lepszą przyszłość.

Redakcja nie zgadza się na żadne komentarze zawierające nienawistne treści. Jeśli zauważysz takie treści, powiadom nas o tym.

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Zobacz także

Przeciwko umorzeniu śledztwa w sprawie śmierci Jolanty Brzeskiej

Kilkaset osób demonstrowało 9 listopada w Warszawie pod Ministerstwem Sprawiedliwości w zw…