Nie tak często się zdarza, że jakaś książka wywołuje ciąg zaskakujących społecznych zdarzeń i konsekwencje, wśród których jest nawet śmierć. Na początku roku wyszła w Paryżu La familia grande napisana przez 45-letnią prawniczkę Camille Kouchner, rzecz o rodzinnych sekretach. Kazirodztwo, gejowskie gwałty – te ciche, wstydliwe zjawiska zostały wywleczone na publiczne światło i okazało się, że tag #Metoo jest daleko niewystarczający. Przemoc seksualna jest obecna w środowiskach elit polityczno-artystycznych tak samo, jak gdzie indziej.
„Seks to nasza wolność” – odpowiedziała kiedyś autorce La familia grande jej matka Évelyne Pisier, gdy zwróciła uwagę, że jej ojczym, dziś 70-letni Olivier Duhamel, smali cholewki do żony przyjaciela. Dostęp do seksu był obowiązkiem w tym środowisku, pod karą kpin. Matka pisarki, jej ciotka Marie-France Pisier i matczyna babka promowały feminizm, który ma się spełnić dzięki emancypacji seksualnej. Taka „wolność” stała się przymusem w tej lewicowej, dobrze sytuowanej paryskiej rodzinie, która kibicowała rewolucjom ludowym w Ameryce Łacińskiej.
Podobnie jak wielu lewicowców z 1968 r., Olivier Duhamel wylądował w końcu u „socjalistów” (w Partii Socjalistycznej), by jak oni przyjąć oligarchiczny neoliberalizm i tzw. realpolitik jako wyznaczniki działania społecznego. W tej sytuacji partia się rozpadła, a Duhamel od początku, jak np. Daniel Cohn-Bendit, poparł prezydenturę Emmanuela Macrona, doradzał mu nawet i regularnie spotykał się z jego żoną Brigitte. Może nie był Rasputinem, ale miał ogromne wpływy. Problem w tym, że kiedyś wieczorami naciskał klamkę do pokoju swego 13-letniego pasierba, brata bliźniaka Camille, zamykał drzwi i zostawał tam jakiś czas.
Fin de Siècle
Camille Kouchner i jej gwałcony brat to dzieci Bernarda Kouchnera, który politycznie też przeszedł drogę z lewicy prosto na prawicę, był nawet szefem francuskiej dyplomacji u Sarkozy’ego i rządził Kosowem w imieniu ONZ. Wielki zwolennik wojen humanitarnych wplątał się w interesy kosowskiej mafii, która handlowała ludzkimi organami, ale jakoś wyplątał się z oskarżeń. Duhamel przejął jego żonę z dziećmi. Wykładowca politologii na Science Po, czyli w prestiżowym Instytucie Studiów Politycznych, paryskiej „kuźni kadr” Republiki, stał na czele różnych stowarzyszeń i fundacji, był członkiem kilku rad nadzorczych, ale przede wszystkim był idealnie przytulony do władzy, jako szef klubu Siècle.
Paryski klub Siècle ma mniej więcej tylu członków, co parlament, a jego działalność polega na urządzaniu uroczystych kolacji raz na miesiąc, na których omawia się „tematy bieżące”. To prawie rodzaj obiadów czwartkowych, tyle, że ściśle politycznych. Siècle zawsze był mega-elitarnym klubem władzy – dziś np. należy doń 11 ministrów rządu Macrona. Duhamel miał pozycję tego, który „wyznacza królów” we francuskiej polityce, krążąc nad wszystkimi ministrami, radcami stanu, różnymi mandarynami politycznymi, szefami największych spółek giełdowych, generałami, bankierami oraz redaktorami naczelnymi największych mediów, którzy mieli członkostwo klubu. Nikt otwarcie nie mówił, że to Siècle wyznacza pewne trendy polityczne i decyzje państwa, ale to się wiedziało. Kiedy po ukazaniu się książki Duhamel musiał podać się do dymisji, klub niemal się rozpadł, w każdym razie stał się maksymalnie dyskretny.
Śmierć w basenie
Camille Kouchner opisuje rodzinę, która mogłaby wystąpić w powieści Houellebecqa. Wakacje w rajskim, prowansalskim domostwie, gdzie żyło się po nowemu, bez pruderii. Wszyscy łącznie z gośćmi musieli być nagusami, a Olivier Duhamel robił zdjęcia piersiom czy pośladkom dzieci i starszych, by je rozlepiać na ścianach. Starsi podrywają się przy małych, mali mają całować się z języczkiem… Camille zabrało trochę czasu, zanim zrozumiała, dlaczego źle się czuje. Pokazuje środowisko dysfunkcyjne, niezdrowe, nieodpowiednie dla dzieci i nastolatków, krzywdzące. No i kazirodztwo. Duhamel wykorzystywał brata Camille, a ich matka postanowiła milczeć.
Hałas zaczęła podnosić w końcu Marie-France, siostra ich matki. Pisała listy, kontaktowała się z dziennikarzami, ale wczesną jesienią 2017 r. znaleziono ją martwą na dnie jej przydomowego basenu. Czy Duhamel byłby zdolny do morderstwa? Można odnieść wrażenie, że Camille tego nie wyklucza. Z początku szef Siècle’u zapewniał, że po prostu zakochał się w chłopcu, ale brat autorki zaraz wniósł skargę do prokuratury, będzie sprawa, choć czyny są przedawnione. Prawdziwym kontekstem książki nie jest nawet kazirodztwo, ale bezwzględna dominacja, możliwa dzięki zaufaniu, zależności od kata i zależności afektywnej w ogóle. Tymczasem efektem ubocznym „skandalu Duhamela” stał się nieoczekiwany efekt domina.
Science Po
Szkoła ta znała już skandale: jej czcigodny dyrektor Richard Descoings w 2012 r. został znaleziony bez życia w swoim nowojorskim pokoju hotelowym, nagi, obrzygany i nawalony kokainą po dziurki w nosie. On również był z pokolenia lewicy, która zmieniła się w prawicę. Pojechał do USA na zaproszenie sekretarza generalnego ONZ, by wziąć udział w kolokwium na Uniwersytecie Columbia, ale wieczorem zamówił sobie dwie męskie prostytutki, żeby się rozerwać i serce nie wytrzymało. Mimo wszystko, najwyższe czynniki państwowe oddały mu hołdy jak trzeba, aż okazało się, że zmarły rektor zarządzał szkołą jak pięciolatek, powstały duże szkody i lepiej było o nim zapomnieć.
Gdy wszyscy już poznali treść książki Camille Kouchner, padło pytanie skąd się wzięła wieloletnia omerta, kto wiedział i nie powiedział? Tu znowu mamy dyrektora Science Po, czyli wysokiego urzędnika państwowego: Frédéric Mion musiał oddać klucze, bo wyszło, że wiedział co trzeba o jednym z wykładowców, a jednak nic nie zrobił. Mion to tuszował, bo Duhamel był jakby nad nim, ale teraz stał się pierwszą kostką domina. Posypały się i inne dymisje bliskich przyjaciół Duhamela: np. Élisabeth Guigou – „socjalistka”, która stała na czele parlamentarnej komisji ds. kazirodztwa i przemocy seksualnej wobec dzieci, czy prefekt regionu paryskiego, ciężki prawicowy seksista Marc Guillaume. Macron oczywiście wyraził oburzenie kazirodztwem i pedofilią, gdy z Science Po zaczęły nadchodzić informacje o protestach przeciw molestowaniu seksualnemu i nawet gwałtom, do których miało dochodzić na uczelni.
Dwa nurty
„Skandal Duhamela” zaczął nagle pączkować innymi aferami tego typu, z których kilka warto wspomnieć: wkrótce poleciał też inny macronista Dominique Boutonnat, szef francuskiego kina, producent, odpowiednik hollywoodzkiego Weinsteina, prezes Narodowego Ośrodka Kinematografii (CNC), który postawił wymóg zyskowności filmów. Nie za to poleciał, lecz z powodu podejrzenia gwałtów na swoim 22-letnim chrześniaku, podczas ostatnich wakacji w Grecji, gdy tamten wniósł skargę na fali poksiążkowego przebudzenia. 70-letni Richard Berry, jedna z legend francuskiego kina, oskarżony przez 45-letnią córkę Coline Berry-Rojtman o kazirodztwo w jej dzieciństwie. Albo 38-letni radny komunistyczny Paryża Maxime Cochard, który wraz ze swym partnerem miał zgwałcić 20-letniego chłopaka w jego akademiku pod Paryżem…
To, co stanowiło składniki skandalu – kazirodztwo i gejowskie gwałty – rozbiło się w dwa nurty społecznego oburzenia, które wyraziło się rychłym powstaniem tagów #MetooInceste i #MetooGay. Nimi oznaczono dziesiątki, setki i w końcu tysiące wyznań skrzywdzonych na zawsze ludzi. Skruszony rząd dał do zrozumienia, że wycofa się z pomysłu obniżenia wieku dojrzałości seksualnej do 13 lat, ma zostać jednak 15. W lutym okazało się, że 20-letni Guillaume T., który pierwszy wrzucił do sieci tag #MetooGay, był ofiarą Cocharda. Dwa tygodnie później znaleziono studenta powieszonego we własnym pokoju. Jak wszyscy, Cochard wszystkiemu zaprzecza.
Tylko nie QAnon
We Francji Kościół nie kojarzy się tak automatycznie z pedofilią jak w Polsce, bo też nie ma takiego znaczenia politycznego, jak u nas. Ludzie są raczej skłonni uważać, że jeśli oni i ich dzieci są dupczeni, to raczej przez elity, przez polityków i oligarchię. Ale taki pogląd ma w sobie coś z niebezpiecznego populizmu – alarmują podręczni komentatorzy, jak pochodzący z naszych stron prawicowy filozof Alain Finkielkraut, który w telewizji zawzięcie bronił Oliviera Duhamela, a wcześniej Romana Polańskiego. Francja chyba nie chce mieć na karku czegoś w rodzaju trumpowskiego QAnonu oskarżającego demokratyczne elity, w tym samego Joe Bidena, o zorganizowaną pedofilię? Chcecie wojska na ulicach, jak w Waszyngtonie? Wystarczy „żółtych kamizelek”!
Cały ten ruch ofiar stał się wrażliwy polityczne, aż po anegdoty: o molestowanie seksualne został oskarżony nawet podtatusiały François Asselineau, po którym autentycznie nikt się tego nie spodziewał. To 63-letni szef Ludowego Związku Republikańskiego (UPR), „partii Frexitu”. Dwóch byłych pracowników partii, w tym szef gabinetu szefa, oskarża go o „skradzione całusy”(!). Asselineau publicznie powiedział o swej biseksualności i uważa całą sprawę za intrygę polityczną. W tle takich doniesień sprawa gejowskich gwałtów nie przestaje jednak elektryzować, jakby to było nowe, dopiero odkryte tabu. Ma ono przed sobą dużą przyszłość.
Miłość Macrona
Sprawa Duhamela, nauczyciela Macrona z Science Po, pozostaje bardzo niewygodna dla obecnej władzy, bo przecież Brigitte poderwała Emmanuela, gdy miał 14 lat. Normalnie zajęłyby się tym służby socjalne, ale oboje pochodzili z wyższej burżuazji, ona już wtedy była żoną bankiera, i skandal przeszedł bokiem. Dziś jest trochę trudniej, bo skrzywdzeni, z opóźnieniem lub nie, zaczęli się odzywać, albo tylko świadkowie, jak Camille Kouchner. Władza i gwałt, władza i dominacja, władza i wyzysk – te tematy wróciły do publicznych debat szeroką falą, od grzecznych w telewizji, po niegrzeczne, bardzo polityczne w internecie.
We Francji sam szef policji, minister spraw wewnętrznych Gérald Darmanin ze skrajnej prawicy, ma na karku śledztwa ws. gwałtów z czasów, gdy jako prowincjonalny urzędnik przydzielał mieszkania w zamian za usługi seksualne. Feministki domagają się jego dymisji, ale prezydent Macron go kocha. Dlatego dużo pozostaje jeszcze do zrobienia w sprawach władzy i seksu.
Para-demokracja
Co się dzieje, gdy zasady demokracji stają się swoją własną karykaturą? Nic się nie dzieje…