Zawsze jest skrajnie niepokojące, kiedy walka o wyższe płace zamienia się w walkę z innymi pracownikami. Tą drogą idzie – już od dawna prawicujący – Rafał Woś, którego wizja poprawy bytu polskich pracowników każe walczyć mu z migracją zarobkową, jako podstawowym czynnikiem stojącym za niskimi płacami w polskiej gospodarce. Już przyklasnęli mu działacze Konfederacji.
Prawo do migracji zarobkowej jest prawem pracownika. Jego obrona jest też elementarną częścią międzynarodowej solidarności ludzi pracy. Globalny kapitalizm żeruje na taniej pracy, a także na świadomie generowanych przez siebie nierównościach, na wojnach i katastrofach. Działa też i przenosi się zawsze tam, gdzie może wyzyskać jak najwięcej i jak najszybciej. Jedną z nielicznych form obrony dla osób pracujących jest możliwość ucieczki poza swoje najbliższe otoczenie i emigracja zarobkowa. To często jedyna szansa na poprawę swojej sytuacji. W przypadku imperialistycznych wojen i konfliktów, które niszczą całe regiony, emigracja (uchodźstwo) czasem staje się jedyną szansą na biologiczne przetrwanie.
Solidarna obrona swobody przepływu pracowników jest często jedyną dostępną formą zadośćuczynienia za podejmowane przez Zachód praktyki kolonialne i imperialistyczne. Tylko dla nacjonalistów czy ludzi bardzo naiwnych bogactwo Zachodu pochodzi wyłącznie z ciężkiej i uczciwej pracy Europejczyków. Tylko oni nie widzą związku gospodarki zachodniej z tanimi surowcami z importu, z niewolniczą pracą w Afryce i z tym, że na świecie z biedy i głodu umierają miliony ludzi. Wtedy można uwierzyć, że za granicą czekają niszczycielscy roszczeniowcy.
Dla faszyzmu zamknięcie granic, aby nasi pracownicy mieli nieco wyższe płace, jest całkowicie akceptowalne, bo przecież tamci są złodziejami i burzycielami porządku społecznego! W tej estetyce Rafał Woś szydzi z „ukraińskiej sprzątaczki i bengalskiego kuriera” i „altruistycznego pomagania biednym ludziom”. Zamiast tej „hipokryzji” radzi on nam postępowe przejście ku nowemu systemowi murów i grodzeń! Ignoruje przy tym niewygodne fakty. Obywatele Ukrainy są masowo obecni w Polsce dlatego, że to m.in. Polska zaangażowała się w międzynarodową walkę polityczną i skutecznie doprowadziła do dewastacji gospodarczej ich kraju. Jest wprost odpowiedzialna za to, że kraj ten trafił pod prywatyzacyjny młotek. Eksportowaliśmy tam nawet Leszka Balcerowicza. W podobny sposób Polska wspierała też destabilizowanie Bliskiego Wschodu i jest pośrednim beneficjentem szerokich praktyk imperialistycznych i kolonialnych. Ci, których pracę w Polsce Rafał Woś przedstawia w charakterze źródła zła, u siebie mieli po prostu gorzej. I w głównej mierze jest to pokłosiem działalności zachodniego kapitału. To wielkie odkrycie – że są ludzie pracy, którzy mają gorzej od mieszkańców Polski – kompletnie wymyka się wszelkim nacjonalistom. I to od zawsze. Nie mają więc oni najmniejszego problemu z tym, aby przedstawiać uchodźców w charakterze szarańczy, roznosicieli chorób i pasożytów (jak uczynił to Jarosław Kaczyński), czy wrogów „patriotycznej” klasy pracującej nasłanych przez „światowy spisek”. Ten ostatni może (w stylu Wosia) być spiskiem rodzimej „klasy średniej”, która żeruje na „klasie pracującej”.
Nacjonalistyczna, spiskowa teoria dziejów może usprawiedliwić praktycznie każdą zbrodnię popełnianą gdzieś na zewnątrz i jest kompletnie ślepa na problemy tych, którzy nie załapali się do krajów uprzywilejowanego, centralnego kapitalizmu. To prosta droga do zgody na stawianie murów, popieranie zatapiania statków z uchodźcami, budowanie nieludzkich obozów, czy strzelanie do uchodźców klimatycznych. W skrócie: wygodna przepustka do zgody na ludobójstwo. Wszystko to stanie się przecież w imię „dobra naszej klasy pracującej”. Oczywiście, że na krótką metę można w ten sposób polepszyć sytuację przetargową polskiego pracownika. Tak samo można też było zabić miliony Żydów i kraść ich majątki, a nawet guziki na użytek III Rzeszy i „naszych” (czyt. III Rzeszy) robotników. Ktoś wcześniej wpadł już na te genialny pomysły!
A przecież jeśli Rafał Woś i jego zwolennicy chcą walczyć o „moratorium migracyjne”, to mogą to robić bez jednoczesnej walki o budowanie murów i bez skazywania na skrajny wyzysk i śmierć. Zamiast walczyć o zamykanie granic i o ograniczenie przepływu pracowników do europejskiej ziemi obiecanej – wystarczy walczyć o światowy pokój i o podnoszenie poziomu życia i wysokości płac w naszym otoczeniu. Wystarczy walczyć o międzynarodowy socjalizm i niekolonialną politykę zagraniczną Polski. Jeśli Syria, Libia, Ukraina, Białoruś itd. będą miały stabilną sytuację polityczną i będą oferowały godne warunki zatrudnienia, to masowa emigracja zarobkowa ustanie. Nie będzie też miała tak wielkiego gospodarczego znaczenia, bo poziom życia i szans w różnych państwach będzie podobny. I dlatego socjaliści walczą w imieniu międzynarodowego ruchu robotniczego i o międzynarodową solidarność ludzi pracy.
W kontrze do tego znajduje się stanowisko nacjonalistów i faszystów. Ich pragnienie można opisać prosto: zamknijmy granice, korzystajmy z przywilejów płynących z działalności globalnego kapitału i nie ponośmy konsekwencji związanych z jego destrukcyjnymi właściwościami. To swoista ewolucja „nacjonalizmu gospodarczego”, przed którym przestrzegał już Oskar Lange. I tu – na wielkie szczęście – działają siły kapitalistyczne, które uniemożliwiają realizację tego typu polityki. Kapitalistyczna autarkia nie jest możliwa, bo nie opłaca się światowemu kapitałowi. Ten i tak ucieknie tam, gdzie będzie taniej. I zrobi to nawet jeśli granice dla siły roboczej zostaną zamknięte. Wtedy zrobi to szczególnie szybciej, ponieważ w skostniałym kraju drogiej siły roboczej jego zyski spadną. Gdyby doszło do takiej sytuacji, to jedynym wyjściem dla gospodarczych nacjonalistów pokroju Wosia byłoby albo ponowne otwarcie granic (aby cena siły roboczej spadła i by kapitał powrócił), albo budowa znacjonalizowanego, odciętego kraju narodowego socjalizmu.
Kraje Zachodu już teraz limitują napływ imigrantów. Jednocześnie niespecjalnie przejmują się sposobami działań swych rodzimych kapitalistów i nie mają zamiaru ograniczać wyzysku, który pozostaje dziełem zachodniego kapitału. Niskie płace w placówkach zachodnich korporacji np. w Bangladeszu, czy w Indiach w ogóle nie są przedmiotem jakiejkolwiek dyskusji, chociaż to one właśnie powodują, że kapitałowi wciąż opłaca się krążyć po świecie, a ludzie, którzy nie chcą przymierać głodem przez imperialistyczne stawki są zmuszeni do szukania sobie lepszego miejsca i do emigracji. Dla faszystów losy pracowników spoza własnego kraju są całkowicie obojętne…
Tymczasem bez rozwiązania tego rodzaju sprzeczności i bez rozwiązania kapitalistycznych źródeł globalnych nierówności nie da się walczyć o sprawiedliwe płace. Ucieczka w wąskie ramy państwa narodowego zawsze skończy się fatalnie. W najlepszym scenariuszu będzie po prostu wycinkową, zbrodniczą walką o dobrobyt nielicznych przeciwko sprawiedliwości dla ogółu. Na tym – i to dokładnie – polega kapitalistyczny imperializm, który my w Polsce poznaliśmy zresztą wyjątkowo dobrze, gdyż przeszliśmy dokładnie te same fazy kolonialnej dewastacji, masowych prywatyzacji i przymusowych, wielomilionowych emigracji za chlebem. Ignorowanie tych doświadczeń i zastępowanie ich obrzydliwym egoizmem przeciwko Innym jest ignorowaniem dekad historii i walk polskiej klasy pracującej.
Obecna polityka Rafała Wosia to rezultat i jednocześnie najlepszy przykład tego, jak kończy się polityka skoncentrowana wyłącznie na losie wybiórczo i narodowo traktowanej klasy pracującej. „Socjalizm” (czy raczej polityka prosocjalna) uprawiana z myślą o tylko jednym państwie zawsze i w sposób nieuchronny osuwa się w socjalizm narodowy. Lewica walczy zaś o zdatną do życia Ziemię i o godną pracę dla wszystkich. Nie o przywileje kilkuprocentowej arystokracji pracy w kontrze do losów wszystkich innych, których faszyści przedstawiają w roli kradnących pracę zombie niegodnych współczucia. Budowanie murów i zasieków, przy akceptacji tego, co robi i jak funkcjonuje zachodni kapitał poza granicami uprzywilejowanych przystani, to zbrodnia na globalnej klasie pracującej. I dodajmy jeszcze – na globalnej większości pracowników.
Prawdziwym wyzwaniem dla obecnej lewicy jest natomiast walka o stabilizację sytuacji politycznej i gospodarczej, poczynając od naszego bezpośredniego sąsiedztwa. Jeśli walki o „wolność” kończą się w momencie, kiedy na miejscu pojawia się prozachodni rząd i kompletnie omijają kwestie gospodarcze, to nic dziwnego, że „wolność” szybko przemienia się w prywatyzację, oligarchizację i kończy się wielomilionowymi emigracjami za chlebem. Polska musi skończyć z byciem użytecznym idiotą dla elit europejskiego kapitalizmu, które realizując własną politykę zagraniczną napuszczają na siebie kolejne odłamy klasy pracującej.
Sutrykalia
Spektakularne zatrzymanie Prezydenta Wrocławia Jacka Sutryka przez funkcjonariuszy CBA w z…
Prawo do migracji nie jest żadnym prawem pracownika. Pracownik jest zmuszany do emigracji zarobkowej przez sytuację jaką ma w miejscu swojego zamieszkania. Nie emigrowałby, jeśli w miejscu zamieszkania miałby zapewnioną dobrą, stabilną i odpowiednią pracę, możliwie dostosowaną do jego zdolności zawodowych. I to właśnie o zapewnienie takiej pracy należy walczyć, a nie o „prawo do migracji zarobkowej”.
Migracja wiąże się z ograniczeniem więzi rodzinnych i koleżeńskich, z wyobcowaniem w nowym miejscu, z obiektywnymi trudnościami związanymi z innym systemem prawa pracy. Mało kto z emigrujących zarobkowo robi z własnej woli. Bezpośrednio przedkłada się też na obniżanie standardów pracy – na obniżenie zarobków, na gorsze traktowanie – wszak gdyby nie „taniość” pracownika, to po prostu by nie było emigracji zarobkowej! Pracownik miejscowy nie musi być niczego winien, że jego państwo angażowało się w rozwalanie Ukrainy, kolonializm czy imperialistyczne wojny – wiec dlaczego ma przez to cierpień mniejszymi zarobkami?
Migracja zarobkowa jest więc tylko skutkiem kapitalizmu, w żaden sposób nie jest ratunkiem przed nim, a już tym bardziej w żaden sposób go nie osłabia, a wręcz go umacnia. Należy więc walczyć u źródła problemu. Inaczej, tak jak Tymoteusz, idziemy na rękę kapitalistom: „Jak się nie podoba, to masz prawo wyjechać, a ja na Twoje miejsce mam 5 Ukraińców”.
Proponuję, by Autor, który nie skalał się pracą fizyczną i nie straszne mu imigranckie osłabienie presji płacowej, zaczął od głoszenia swoich proimigranckich poglądów wśród lekarzy i zachęcił do przyjmowania w swe szeregi cudzoziemców spoza UE. Dlaczego Autor nie podnosi larum, że izby lekarskie rękami i nogami zapierają się przed zagraniczną konkurencją? Można założyć, że z lekarzami łączy go status społeczny, a „lud” można sobie pouczać z pozycji oświeconego mędrca.