Jako obywatelka Polski wyznania prawosławnego powinnam od wczoraj czuć się zaszczycona i wdzięczna. Prezydent Andrzej Duda pojechał do Zaleszan, złożył kwiaty przed pomnikiem ludzi zamordowanych przez „Burego”. Przyklęknął, schylił głowę, potem nawet odwiedził prawosławny klasztor, który działa we wsi i kultywuje pamięć o powojennej tragedii. Była wojskowa asysta, a prezydent w krótkim przemówieniu zauważył, że mniejszość białoruska to tacy sami pełnoprawni obywatele, co etniczni Polacy. Wcześniej był jeszcze na górze Grabarce, w najważniejszym sanktuarium prawosławnym w Polsce.
Niestety wdzięczności nie czuję. Bo nie cierpię hipokryzji i gestów na pokaz.
Czy Andrzej Duda dowiedział się o Zaleszanach i zbrodniach Romualda Rajsa wczoraj?
Czyżby ukrywano przed nim wiedzę o skandalicznych marszach nacjonalistów w Hajnówce i tak żył od czterech lat w nieświadomości?
A może był tak zapracowany, że nigdy wcześniej nie miał okazji odwiedzić i poznać swoich podlaskich współobywateli?
Pytania są, co chyba jasne, z gatunku retorycznych, ale jedno ustalić można bez wątpliwości: prezydent Duda już raz był na Grabarce i wygłaszał w kierunku prawosławnych Podlasian słowa słodkie jak miód. Był 2015 r., kandydata PiS dopiero co wybrano na prezydenta, ale w prawosławnych gminach rekordowe poparcie zbierał jego przeciwnik. Duda, człowiek prawicy narodowo-katolickiej – co doprawdy nie powinno nikogo zaskakiwać – nie wzbudzał tam zaufania. Przyjechał zatem na Grabarkę, opowiadał o wzajemnym szacunku, budowaniu wspólnoty mimo różnic. Postawił świeczkę przed ikoną, oczywiście na oczach fotoreporterów.
Zrobił, co miał zrobić – i zajął się tym, co bliższe jego sercu. Oczywiście w kwestii forsowania nacjonalistycznej, antykomunistycznej do absurdu wizji historii nikt nie przelicytuje IPN-u, ale prezydent Duda momentami był blisko. „Żołnierze wyklęci”, których zresztą woli nazywać „niezłomnymi”, to dla niego „najwierniejsi z wiernych synów Rzeczypospolitej”. Uroczystości ku czci rocznicy powstania Brygady Świętokrzyskiej, kolaborującej z hitlerowskimi Niemcami, miały jego honorowy patronat. Zjednoczona Prawica puszczała oko i wyciągała rękę do nacjonalistów. To byli – są – dla obozu rządzącego partnerzy do budowania tej wspólnoty, o której pan prezydent tak lubi opowiadać.
Gdyby nie ta nieszczęśliwa okoliczność, że Polska wspiera białoruską opozycję, Andrzej Duda nie musiałby zaprzątać sobie głowy prawosławną mniejszością. Niestety, ktoś z okolic rządu w końcu zauważył, że głupio to trochę wygląda – jednego dnia solidaryzować się z Białorusinami z Białorusi, a drugiego usprawiedliwiać człowieka, który Białorusinów, tyle tylko, że polskich, zabijał. Musiał się więc prezydent wysilić, pojechać w teren i znowu poopowiadać o wzajemnym szacunku.
Ale żeby nie obrazić swoich prawdziwych przyjaciół, na oficjalnym profilu prezydenckiej Kancelarii nawet nie wspomniał, kto i dlaczego spalił Zaleszany.
Polscy prawosławni widzieli już niejednego polityka na Grabarce, w monasterze w Supraślu czy choćby w klipie z życzeniami na Boże Narodzenie obchodzone 7 stycznia. Przyzwyczaili się, że w określonych politycznych momentach nagle wszyscy stają się zafascynowani różnorodnością i gotowi do dialogu. A potem wracają do swoich spraw i nie ma prezydenta Dudy na Podlasiu, gdy zjeżdżają tam nacjonaliści. Nie ma polityków naszej arcychrześcijańskiej prawicy, gdy hajnowianie palą znicze ku czci zamordowanych przez „Burego”. W końcu stycznia, gdy w Zaleszanach obchodzona jest rocznica zbrodni, nie przyjeżdża prezydent ani premier z przesłaniem: koniec z usprawiedliwianiem morderców.
Nie było też Dudy w innym miejscu zbrodni „żołnierzy wyklętych”, które w odróżnieniu od Zaleszan nie zrobiło się w ostatnich latach głośne na całą Polskę. Tam nie chodzi o Białorusinów i nie ma już prawosławnych wyborców, więc brak też politycznego interesu do zrobienia. Krótko mówiąc – szkoda zachodu. Już lepiej napisać kolejny łzawy list o żołnierzach niezłomnych. To akurat na pewno się przyda.
Demokracja czy demokratura
Okrzyk „O sancta simplicitas” (o święta naiwności) wydał Jan Hus, czeski dysydent (w dzisi…
To po co łobuza(!) było wpuszczać na Grabarkę? Dziwne, że ludzie widząc to zakłamane, prostackie indywiduum nie wymiotowali z obrzydzenia.