Kiedyś w piecach. Dzisiaj poza nimi. Kiedyś wysoką temperaturą, dzisiaj niską. Ale skutek będzie ten sam – ostateczne rozwiązanie. Kiedyś Żydów, Polaków, Romów i żuli. Teraz tylko żuli.
„Nie doszukuj się złej woli, tam gdzie wytłumaczeniem może być zwykła głupota” – Brzytwa Hanlona.
Posłowie po raz kolejny zabrali się za majstrowanie przy ustawie o pomocy społecznej. Jest lato, jest nudno, jest gorąco, czas zająć się pierdołami, które nie okażą się bombą mogącą eksplodować przed wyborami, czyniąc tym szkody w sondażach.
Nie ma takiego zagrożenia. Media chóralnie gadają o Grecji, inni spierają się o in vitro. Klimat idealny, by rozwiązać problem bezdomności w Polsce. A przynajmniej raz na zawsze rozprawić się z bezdomnymi alkoholikami.
Znane z historii eksterminacje termiczne – od stosów do pieców krematoryjnych – pozbywały się niepożądanego elementu na gorąco. Poselski eksperyment skupia się na drugim końcu skali.
Tak naprawdę to wątpię, żeby chodziło o eksterminację. To raczej zbieg nieszczęśliwych okoliczności: zwykłego wybrańcom narodu przekonania o własnej nieomylności, skróconej relacji wysłuchanej w biegu, przeczytanej przez asystenta, a napisanej przez stażystę z ambicjami.
Spójrzmy jednak, co oznaczają zmiany, które zarekomendowała Sejmowi RP Komisja Polityki Społecznej i Rodziny.
Zrównanie statusu ogrzewalni, noclegowni i schronisk: zostaną więc zamknięte przed tymi, co mają jakieś promile. Dotychczas w największe mrozy ogrzewalnie przyjmowały każdego – trzeźwego, czy napranego jak stodoła. Owszem, poseł oglądający świat z perspektywy baru za kratą w hotelu sejmowym może powiedzieć: niech wytrzeźwieją, niech nie piją.
Co to oznacza dla bezdomnego żula – takiego, któremu poziom alkoholu we krwi nie spada nigdy? Mielibyśmy na ulicach widoki jak z filmu katastroficznego o tajemniczym wirusie: ludzi w konwulsjach, jakie pojawiają się wraz z delirką przy nagłym odstawieniu alkoholu.
Często takie napady kończą się śmiercią. Nawet w specjalistycznym szpitalu, pod okiem lekarzy. Kiedyś, gdy byłem na takim oddziale, w ciągu jednego tygodnia dwóch w delirce się przekręciło. Chłopy między czterdziestką a pięćdziesiątką. Nie byli bezdomni, nie byli niedożywieni i byli tylko po kilkunastodniowym ciągu. A delirka ich pokonała. Jednego sam pomagałem pakować do worka. Zdążyłem go poznać kilka godzin wcześniej, był normalnym facetem, ucięliśmy sobie krótką rozmowę. Dopóki resztki alkoholu krążyły mu w żyłach, był bardzo kontaktowy. W pewnym momencie powiedział do mnie: „Patrz Piotrek, tam za oknem, chyba front się zbliża, czołgi jadą”. Doświadczeni wiedzą, że to jest ten moment, kiedy trzeba natychmiast podać kielicha. Niestety, tam na oddziale nie miałem. Po kilku minutach był już w innej sali, już skrępowany pasami, już w majakach. W nocy umarł.
Kolejne żniwo, i to znacznie bardziej obfite, zbierze mróz. Bo niezależnie od stopnia kontaktu ze światem, większość żuli zna objawy delirki, wie jak jej zapobiec i wie też, czym ona grozi. Nikt więc nie zdecyduje się na odstawienie alkoholu, żeby się ogrzać. Zaczną więc zamarzać.
O tym, że proponowane przez komisję zrównanie statusu tych placówek dotknie nie tylko bezdomnych żuli, nie będę się rozpisywał. Zaznaczę tylko, że w myśl tej ustawy eksmisja rodziny z zadłużonego mieszkania możliwa będzie – zamiast do schroniska – do noclegowni czy nawet ogrzewalni. Czyli krzesło i dwa metry kwadratowe na osobę. Im jednak delirka nie grozi, bo dzieciaki jeszcze nie chlają. Więc jak się już rozejrzą w nowym miejscu, to pójdą na dworzec, bo tam są lepsze warunki. Chyba, że będą mieli ze sobą odpowiednią ilość sznurka.
Takie właśnie propozycje rekomendowała Sejmowi Komisja Polityki Społecznej. Oraz Rodziny.
Para-demokracja
Co się dzieje, gdy zasady demokracji stają się swoją własną karykaturą? Nic się nie dzieje…
Bardzo prawdziew i oddające rzeczywistość. Tytuł bym zmienił na Eutanazja w świetle prawa.