Wyrok nie jest jeszcze prawomocny, to jednak ogromny sukces obrońców praw pracowniczych. Każdy z członków zarządu spółki ma zapłacić po 5 tysięcy złotych „z tytułu zwolnienia Pani Monik Żelazik bez uzyskania zgody działającego w spółce Związku Zawodowego Personelu Pokładowego i Latającego”.
Podstawą zwolnienia działaczki miał być art. 52 Kodeksu Pracy, który mówi o „ciężkim naruszeniu przez pracownika podstawowych obowiązków pracowniczych”. Wiadomo już, że zarząd odwołał się od wyroku Sądu Rejonowego w Warszawie. Nie poczuwa się do konieczności wynagrodzenia działaczce konsekwencji utraty pracy:
– Przypominam, że Monika Żelazik została zwolniona za swoje słowa z końca kwietnia br. wzywające do niepokoju społecznego, a nie za działalność związkową. Od strony prawnej po wniesieniu sprzeciwu wyrok nakazowy traci moc – powiedział „Rynkowi lotniczemu” Konrad Majszyk z biura prasowego spółki.
Przypomnijmy, chodzi o słowa: „My zakupiliśmy kilka rac, dwa wozy opancerzone, starą wyrzutnię rakiet, kilka granatów ręcznych i niech każdy weźmie z domu, co po dziadach zostało oraz butlę z benzyną! Ostatecznie powstańcy warszawscy byli gorzej przygotowani, byli rozproszeni, a trzymali się tyle dni… Czy naprawdę ktoś jeszcze wątpi, że jesteśmy prawdziwą siłą, zresztą zawsze byliśmy, ale duch w nas jakoś podupadł”. Monika Żelazik od początku twierdziła, że wiadomość nie może być odczytywana dosłownie i że znający ją pracownicy świetnie ją zrozumieli.
Kolejna porażka sądowa PLL LOT. Kto będzie płacił za przegrane sprawy? Nieudolny zarząd? Niestety nie. Płacić będzie firma, nad którą bezpośredni nadzór sprawuje Mateusz Morawiecki.https://t.co/IVQciLlfHm
— Piotr Szumlewicz (@PiotrSzumlewicz) 28 listopada 2018
Sąd nakazuje zapłacić zarządowi PLL LOT 25 tys. zł za bezprawne zwolnienie Moniki Żelazik. Oto kolejny dowód nieudolności władz narodowego przewoźnika.
— Piotr Szumlewicz (@PiotrSzumlewicz) 28 listopada 2018
Informację o wyroku nagłośnił Piotr Szumlewicz na Twitterze. Dowiedział się o nim od Państwowej Inspekcji Pracy.
Strajk wprawdzie się zakończył, ale do stycznia potrwają rozmowy mające na celu ustalenie regulaminu pracy i ewentualne podwyżki wynagrodzeń. Na razie zarząd zarzeka się, że pieniędzy na podwyżki dla pracowników nie ma. Jednocześnie toczy wojnę podjazdową w sądzie.
W zeszłym tygodniu Sąd Okręgowy w Warszawie oddalił powództwo spółki przeciwko związkowcom. Zarząd domagał się zbadania legalności referendum strajkowego. Jak pisze „Gazeta Wyborcza”, „Sąd nie chce bowiem ustalać legalności referendum dla samej wiedzy o niej, bez praktycznych przesłanek. Sens jej ustalenia byłby w przypadku, gdyby na przykład LOT domagał się od związkowców odszkodowania”.
– Możemy złożyć apelację lub ustalić stan faktyczny na drodze postępowań odszkodowawczych. Obu stronom powinno zależeć na ustaleniu, czy strajk był legalny, czy nie, ale w taki sposób, by nie oznaczało to eskalowania sporu – stwierdził rzecznik LOT-u.
Przeciwko umorzeniu śledztwa w sprawie śmierci Jolanty Brzeskiej
Kilkaset osób demonstrowało 9 listopada w Warszawie pod Ministerstwem Sprawiedliwości w zw…
„Każdy z członków zarządu spółki ma zapłacić…” – i to dopiero do motłochu na wierchuszce może przemówi