Zjednoczona Prawica przechodzi poważny kryzys. Prezes Jarosław Kaczyński zdaje sobie sprawę, że nadchodzi czas na przetasowanie kart. Obecny mariaż nie może już dalej funkcjonować bez napięć, a przywódca PiS nie wyobraża sobie rządzenia bez pełnej sterowności. Dlatego też jego celem w obecnej rozgrywce jest wyeliminowanie z gry tych, którzy w rządzeniu mu przeszkadzają. Użyje do tego wszelkich koniecznych środków.
Największym problemem Jarosława Kaczyńskiego jest obecnie Zbigniew Ziobro. Według Adama Szłapki, posła Nowoczesnej, prezes wyhodował u swojego boku własnego klona. To oczywiście przesadzone stwierdzenie, jednak faktem jest, że ministrowi sprawiedliwości nie brakuje ambicji, podobnie jak szefowi PiS. W ostatnich latach mozolnie budował swoje zaplecze – osadzał swoich ludzi w spółkach skarbu państwa, pozyskiwał dla swoich podwładnych zasobne ministerstwa, zawiązał taktyczny sojusz z prezesem TVP Jackiem Kurskim, przez co jego działania i wypowiedzi były szczególnie eksponowane w programach informacyjnych, a przede wszystkim – za pomocą ustaw (o prokuraturze, sądach powszechnych, KRS) zyskiwał narzędzia do prowadzenia walki politycznej, zarówno z lewicą, której wypowiedział ideologiczną wojnę, jak i rywalami z obozu władzy. Ziobro to również pogromca „kasty sędziowskiej”, co z pomocą wspomnianego Kurskiego osadziło się mocno w powszechnej świadomości.
Solidarna Polska stara się ukazać wyborcom prawicy jako formacja podejmująca bardziej zdecydowane środki w zwalczaniu LGBT, nauk o płci, kryminalizacji lewicowych organizacji i niszczeniu podłoża, na którym może kiełkować poparcie dla lewicy. „Chcieliśmy tylko, aby priorytetami rządu były: reforma państwa, wymiaru sprawiedliwości, mediów, walka z gender, a nie policyjne uprawnienia dla ekologów” – te słowa Patryka Jakiego, europosła Solidarnej Polski, jednego z liderów partii Zbigniewa Ziobry to niespotykanie szczera deklaracja polityczna. Kiedy podpalisz pole sąsiada, ten nie zbierze plonów – taka logika przyświeca działalności partii Ziobry, co czyni ją potencjalnie bardziej niebezpieczną niż PiS.
Jest jednak też dobra wiadomość. Ambicja, która napędza Ziobrę do działania, może też przynieść jego zgubę. Szczególnie że upajanie się wizją własnej mocy coraz częściej przesłania ministrowi sprawiedliwości pragmatyczne myślenie. Ziobro wychodzi z błędnego założenia, że energia społeczna, którą wywołały wojny kulturowe wygeneruje falę, która wyniesie go na pozycję samodzielnego gracza politycznego, z którym prezes Kaczyński będzie musiał się liczyć. I pewnie jego Solidarna Polska zdołałaby zebrać w wyborach 3-5 proc, co zapewniłoby jej przynajmniej stabilność finansową, a prezesowi sprawiło ponowny kłopot w osiągnięciu większości po ewentualnych przyspieszonych wyborach. Ziobro ryzykuje jednak jeszcze więcej – może znaleźć się na aucie, dokładnie tak jak w 2011 roku, kiedy zbuntował się przeciwko Kaczyńskiemu po raz pierwszy z tym, że tym razem prezes nie da mu już trzeciej szansy. Solidarna Polska może zaszkodzić PiSowi doraźnie, jednak w dłuższej perspektywie znajdzie się na marginesie, lub zostanie skazana na sojusz z Konfederacją, gdzie osobowości, z którymi Ziobro mógłby pójść na noże, jest znacznie więcej.
Tak więc szczerze kibicuję Zbigniewowi Ziobrze w jego szarży, gdyż nie mam wątpliwości, że grając w ten sposób doprowadzi do swojego upadku.
Assange o zagrożeniu wolności słowa
Twórca WikiLeaks Julian Assange po kilkunastu latach spędzonych w odosobnieniu i szczęśliw…