Chciał zaistnieć jako „niepokorny”. Szybko jednak został sprowadzony na ziemię przez swoich zwierzchników. Kierownictwo radia RMF FM zareagowało szybko i prawidłowo na antysemicki wyskok swojego dziennikarza.

„Jesteśmy na wojnie z Żydami! Nie pierwszy raz w naszej historii. Ryzykując przesadną wzniosłością, dodam: jesteśmy na wojnie z Żydami być może już po raz ostatni. Stawką tej śmiertelnie groźnej batalii być może nie będzie totalna fizyczna Zagłada naszego narodu. Wierzę w to, że czasy rozbiorów Rzeczypospolitej i epoka holocaustów (ormiańskiego, żydowskiego, kambodżańskiego) jest już za nami” – ten wpis Zalewskiego będzie go zapewne sporo kosztować. Żaden szanujący się nadawca medialny nie podejmie już zapewne współpracy z dziennikarzem dzielącym się podobnymi wynurzeniami. Nie można jednak wykluczyć, że Zalewski stanie się teraz ikoną mediów uważających antysemityzm za miarę najwyższej elegancji.

Dziennikarz opublikował skandaliczny wpis w czwartek wieczorem. Po nieco ponad 24 godzinach poinformowano go o decyzji kierownictwa stacji. Nie mogła ona być inna. „W związku z kontrowersjami, jakie wywołała publikacja red. Zalewskiego został on do czasu złożenia wyjaśnień zawieszony w pełnionych obowiązkach” – poinformował za pośrednictwem portalu Press.pl dyrektor informacji RMF FM Marek Balawajder.

„Stoimy na stanowisku, że wszelkie treści publikowane na prywatnych stronach dziennikarzy są wyłącznie ich opiniami. Oznacza to że nie zawsze są zbieżne ze stanowiskiem Redakcji radia RMF FM, od zawsze podkreślającej swoją bezstronność i obiektywizm. Redakcja stanowczo odcina się od wszelkich antysemickich zachowań. Jednocześnie zapewniamy, że podobne opinie nigdy nie pojawiły się i nie pojawią na antenie” – zaznaczył Balawajder w oświadczeniu.

Zalewski próbował się asekurować figurą niezależności i nieszablonowym myśleniem jako cnotą.  „Iść pod prąd obowiązujących propagandowych klisz i medialnych dezinformacji, powtarzanych przez większość tzw. nadawców i odbiorców fałszywych komunikatów” – tak tłumaczył swoją dewizę. „Mówię więc wprost, nie bawię się w bojaźliwy język ezopowych zagadek, nie klękam przed polityczną poprawnością: Polacy, jesteśmy na wojnie!” – przekonywał dziennikarz-antysemita.

Żałosne tłumaczenia spotkały się jednak z druzgoczącą reakcją środowiska dziennikarskiego. „Jesteś wyssanym z antysemickiego cycka, obrzydliwym pogrobowcem przedwojennej endecji. W dodatku nosisz w sobie pierwiastek szaleństwa. Nie mieści mi się w głowie, że osoba publiczna może wypisywać takie słowa. Znajdą się gromkie brawa, nie wątpię. Ode mnie wyłącznie pogarda. Jest mi kurewsko przykro, Bogdan” – skomentował Bogdan Frymorgen, korespondent RMF FM w Londynie.

Po tych słowach i informacji i zawieszeniu Bogdan Zalewski spuścił wyraźnie z tonu. „Przepraszam za swoje ostatnie teksty na moim prywatnym profilu na Facebooku, które mogły urazić niektórych z Was. Nie było moja intencją obrażanie Narodu Żydowskiego ani zaprzeczanie niewątpliwie wyjątkowej tragedii Holokaustu. Chciałbym oświadczyć, że nie jestem antysemitą. Absolutnie jestem przeciwnikiem jakichkolwiek zachowań antysemickich. W ferworze bieżących wydarzeń i gorących dyskusji dałem się ponieść nieprzemyślanym emocjom. Jeszcze raz wszystkich, których dotknęły moje słowa – serdecznie przepraszam” – czytamy w opublikowanym w sobotę oświadczeniu dziennikarza.

 

 

 

 

 

 

 

Komentarze

Redakcja nie zgadza się na żadne komentarze zawierające nienawistne treści. Jeśli zauważysz takie treści, powiadom nas o tym.
  1. Nie będę odkrywczy, powtórzę za prof. Jerzym Kochanem: jeśli mówimy o socjalizmie jako socjalistycznym sposobie produkcji, to istotą jest „likwidacji prywatnej własności środków produkcji i ogólnospołecznego korzystania z owoców produkcji”. Ten aspekt jest często pomijany, a nawet więcej przedstawianie socjalistycznego sposobu produkcji jako bezkonfliktowego, to najczęstszy sposób dyskredytowania socjalizmu przez jego przeciwników. Istotne są więc dwa aspekty: „własność publiczna i społeczna organizacja pracy” (środek do celu) oraz „użytkowania środków produkcji w interesie i pod kontrolą szerokich mas ludności, a nie uprzywilejowanej mniejszości” (cel). Cel ten jest nieosiągalny w kapitalizmie. W PRLu był zniesiony ustrój kapitalistyczny (usunięto podstawowe zasady, ale nadal obecne elementy kapitalistyczne). Socjalistyczne zasady w produkcji, w dystrybucji – nadal kapitalistyczny oraz sektory oparte na własności prywatnej. System ulegał ewolucji: bądź pożądanej w stronę społecznej dystrybucji, bądź wstecznej w kierunku for poprzednich. Ewolucja nie następowała w sposób wolny, ale pod ogromną presją kapitalistycznego otoczenia i w ogromnym skomplikowaniu wewnętrznych procesów. Była jednak możliwa w prosty sposób. W tej chwili jest niemożliwa w prosty sposób.

    Do tego dochodziło (i nadal odgrywa ogromną rolę) cywilizacyjne zapóźnienie Polski: ciekawym przykładem jest brak procedur, a jak już są to lekceważenie. Casa, tutka, automatyczne tłumaczenie – to tylko humorystyczne przykłady tej parcianej, polskiej nici (czy może sznurka).

    Jeśli chodzi o problem zasysania zasobów, to był on absolutnie do rozwiązania w socjalizmie. Kwestie te były rozważane od początku lat 70 w ZSRR (Preobrażeński; monopolistyczne tendencje pasożytnicze, jako rezultat odejścia od kierowania się dobrem ogółu przez aparat kierowniczy). Można to było jednak (co zresztą się działo) niwelować wzmacniając demokrację (robotniczą) i kontrolę konsumencką.

    Jeżeli zaś ktoś sądzi, że w dzisiejszym ustroju jest możliwość np. kontrolowania przez konsumentów zarówno wielkich korporacji, jak drobnych rzemieślników, to chyba nigdy nie robił remontu we własnym domu i nie stawał w obliczu całkowitej bezkarności przedsiębiorcy (możliwej do pokonania tylko w drodze kosztownego procesu sądowego), niewyobrażalnej czterdzieści lat wcześniej.

  2. myszki, nie było czegoś takiego jak „naród” żydowski, żydzi to była nazwa ludzi wyznających judaizm i na jej bazie syjoniści całkiem niedawno stworzyli naród – Izraelczyków

  3. To, co w PRL i ZSRR było ważne, to własność środków produkcji oraz ogólny cel rozwoju cywilizacji. To była zasadnicza różnica pomiędzy państwami realnego socjalizmu, a „wolnym” Zachodem. I to oddziaływało na cały świat. Dlatego dziś wygląda, jak wygląda.

    Co do realności garnkowej: tak się składa, że pamiętam już końcówkę lat ’60. Moi rodzice nie należeli do „nomenklatury” (naukowiec/ gospodyni domowa). Wiem także jak wyglądała sytuacja w mniejszym mieście, przez pewien czas wojewódzkim (rodzina, dwoje nauczycieli +2 dzieci).

    Wiem także jak wygląda dziś realność ludzi w Polsce B, których nie stać na 20 dag szynki nawet raz na tydzień.

    1. Ale w demoludach własność środków produkcji nie była socjalistyczna.

      Była państwowa i spółdzielcza przy czym spółdzielnie nie miały prawdziwej autonomii i podlegały związkom spółdzielczym, które z kolei podlegały aparatowi partyjno-państwowemu tak samo jak przedsiębiorstwa państwowe.

      I to nie była społeczna własność środków produkcji. Uspołecznienie było tylko formalne a naprawde było czym frazesem. Były one w praktyce własnością klasy rządzącej czyli wspomnianego aparatu partyjno-państwowego.

      Podobnie było z celem produkcji który daleko odbiegał od socjalistycznych założeń.

      Nie trzeba być geniuszem żeby zrozumieć że likwidacja klas pasożytniczych, przywłaszczających sobie lwią część wytworzonych wartości powinna szybko doprowadzic do niebywałego dobrobytu ludu pracującego.
      Znając dzisiejszą skalę wyzysku kapitalistycznego nietrudno także dojść do wniosku że już po kilkunastu latach nowego ustroju gospodarki krajów „socjalistycznych” powinny wyprzedzić kapitalistyczne i że to mieszkańcy krajów kapitalistycznych powinni uciekać do demoludowego raju.

      Jednak było odwrotnie a władze naszych krajów niejednokrotnie odbierały różne dobra(jak wspomniany węgiel czy cukier) swoim własnym obywatelom aby je sprzedawać za dewizy. A za te dewizy kupować w zgniłym kapitaliźmie rzeczy, których z zupełnie niezrozumiałych przyczyn nie dało sie wyprodukować w planowej, nie nastawionej na zysk gospodarce.

      I nie mam na mysli pomarańczy tylko choćby durny sznurek do snopowiązałek.

  4. Wszyscy przedstawiający PRL w czarnych barwach urodzili się zapewne w połowie lat 70 i później. Ci, z 1975 pamiętają Polskę stanu wojennego, stanu który uratował nas przed bratobójczymi walkami (wtedy ta fraza brzmiała propagandowo, dziś – wręcz przeciwnie: gdyby nie gnuśność Polaków, już dawno mielibyśmy mordowanie wrogów Polski i szmalcowników). Urodzeni jeszcze później nic nie pamiętają, łykają (nawet nieświadomie) propagandę ugrupowań, które w 1989 roku dokonały kapitalistycznej (a bynajmniej nie wolnościowej) kontrrewolucji, i są skłonni uwierzyć w największe brednie o PRL.

    Jaka była prawda można dowiedzieć się, przyciskając pokolenie rodziców i dziadków (przy zaburzonym przekazie pokoleniowym – trzeba przyciskać, ośmielać; ale też mieć otwartą głowę do przyjęcia ich opowieści). Można też przeczytać w wielu (o niskim nakładzie i niepropagowanych) książkach naukowych. Z bardziej popularnych mogę polecić „Nasz mały PRL ” Izabeli Meyza oraz Witolda Szabłowskiego. To interesująca pozycja, zwłaszcza gdy autorzy pokazują dane statystyczne: okazuje się, że w kryzysie lat osiemdziesiątych (wywołanym nota bene sankcjami zachodnich państw kapitalistycznych oraz zapaścią strajkową) Polacy zjadali tyle mięsa, co dziś (66 kg rocznie, nie licząc przecież tego, co kupowano poza państwowym monopolem handlowym, na bazarach). Pieczywa zjadali wtedy o 30% więcej, cukru o ponad 40% więcej, o 60% więcej mleka… Nic dziwnego, że także przyrost naturalny był daleko wyższy niż w 3RP. Autorzy tym samym obalają mit o pustych hakach i occie królującym na półkach oraz siepaczu Jaruzelskim. Nie wyciągają jednak ostatecznych wniosków, bo gdyby wyciągnęli książka nie mogłaby się ukazać.

    Co ciekawe, podobne opinie wyrażał też w latach ’90 Andrzej Gwiazda (o spożyciu mleka, mięsa itp w PRL). Oczywiście dzisiejszy Andrzej Gwiazda, to już zupełny odlot. Np. w ostatnim „Nowym Państwie” pomawia Bogdana Borusewicza o bycie nim mniej ni więcej tylko opętanym złym duchem (że niby wzdrygał się przy mijaniu przydrożnych kapliczek ze znakiem krzyża). No ale to właśnie tak jest – trzeba czytać ze zrozumieniem i nie dawać posłuchu lujom.

    1. Braki w zaopatrzeniu były realne.

      Ten słynny ocet na półkach to oczywiście nie do końca prawda. Tak sie kiedyś zdarzyło w jakimś sklepie i Kronika Filmowa to nakręciła. Pokazano to w telewizji ze zjadliwym komentarzem i się utrwaliło. Ale to była sytuacja wyjątkowa i w rzeczywistości w sklepach spożywczych na ogół zawsze był nabiał czy przetwory (np. dżem czy marmolada) czy sery zwłaszcza topione.

      Ja akurat zawsze lubiłem twaróg i sery oraz dżemy (agrestowy był moim ulubionym) więc aż tak bardzo nie narzekałem. Ale ci, którzy mieli inne upodobania mieli gorzej.

      Jednak w wyrobach wędliniarskich i mięsnych była sytuacja tragiczna. I w tych sklepach puste haki były bardzo częstym widokiem a przed spodziewaną dostawą długie kolejki ustawiały sie już w nocy.

      Ponadto co jakiś czas pojawiały się okresowe i powszechne braki np. cukru, masła i innych takich. Bywały problemy w zaopatrzeniu w pieczywo bo państwowe piekarnie nie nadążały. Na szczęście były także piekarnie prywatne i tam często można było uzupełnić braki.

      O sytuacji na rynku AGD pisał nie będę.

      Przytaczane przez Ciebie dane statystyczne są jednocześnie prawdziwe i fałszywe. Sytuacja jest bardziej skomplikowana.

      Widzisz, statystyka ma jedną wadę: jeżeli przez dwa dni nie będziesz miał nic do jedzenia a trzeciego zjesz 3 kilo kartofli to wyjdzie Ci że jadałeś po kilogramie ziemniaków dziennie. Wynika z tego że nie powinieneś odczuwać głodu. Tymczasem realnie przez dwa dni byłeś głodny a przez jeden nafutrowany.

      I ta nieregularność dostaw była dużą bolączką w tamtym systemie. Jeżeli kilka razy pójdziesz do sklepu i nie będzie czegoś co chciałeś kupić, to jak sie pojawi, kupisz na zapas. I kiedy większość tak robi to powstają zapasy w domach ale w sklepach półki zostają ogołocone. Ci którzy z jakichs powodów nie mają zapasów a właśnie wybrali się do sklepu mają przechlapane.

      W tamtych czasach było nie do pomyslenia pójść do sklepu i zażyczyć sobie 20 deko baleronu. Jak akurat „rzucili” to kupowano kilogramami. Nie wiadomo było kiedy taka okazja trafi sie ponownie więc takie zachowanie było
      racjonalne indywiduanie chociaż było jednocześnie nieracjonalne społecznie.

      Jeżeli natomiast w systemie są nadwyżki które można rzucić na rynek gdy pojawi sie chwilowy brak, to panika i skłonnosć do chomikowania i nadmiernego spożycia się nie pojawia. I tak było w przypadku moich ulubionych serów.

      Mam nadzieję że przybliżyłem Ci nieco dlaczego z danych statystycznych korzystać trzeba ostrożnie. I dlaczego twierdzę że sa jednoczesnie prawdziwe i fałszywe.

  5. @karp

    Brak sznurka do snopowiązałek nie wynikał z totalitaryzmu a idiotycznego zarządzania gospodarką.

    Osobiście widziałem stosy rdzewiejących części i pełny magazyn sprężyn, na które nie było zapotrzebowania. Z produkcji wychodziły nowe partie tego samego i trafiały do magazynu, a żeby im zrobić miejsce, starsze partie wywożono na zewnątrz gdzie rdzewiały i po dłuższym czasie trafiały jako złom do huty.

    W tym samym czasie zdobycie nieco innych sprężyn było nie lada wyczynem.

    Nie tylko ja takie idiotyzmy widziałem, klasa pracownicza także. Tylko aparat państwowy i partyjny, tzw. „czerwona burżuazja” nie widziała, a może nie chciała widzieć.

    Ja jestem socjalistą i bardzo boleję nad tym że próby wprowadzenia ludzkiego ustroju dawały w efekcie efekt odwrotny. Jako marksista nie mogę tego ignorować. Mogę oczywiście twierdzić że ustrój demoludów to nie socjalizm i rzeczywiście tak uważam, ale to nikła pociecha.

    Nawet przykład Kuby nie napawa mnie optymizmem, bo chociaż stopień akceptacji tamtejszego społeczeństwa dla ustroju wydaje się wysoki to jednak gospodarka nie rozkwita i stabilizacja oiera się na pomocy z zewnątrz. Zamiast zapkokajania potrzeb mamy pogodzenie się z brakami. Kto nie akceptuje to ucieka na Florydę za cichym przyzwoleniem władz.

    A to nie o to chodzi, prawda?

    Na zakończenie wyjaśnię tylko że do pisania sprowokowało mnie sugerowanie iż to propaganda kapitalistyczna obaliła „lepszy” ustrój.
    Nie było tak a ów realny ustrój nie był lepszym.

    Trudno było nie zareagować na tekst jakby żywcem wyjęty z „Nowych Dróg”.

    1. A czy „idiotyczne zarządzanie gospodarką” to nie wynik totalitaryzmu? Zarządzanie całym krajem nie opierało się przecież na woli ludu i jego potrzebach (co jest chyba podstawą socjalizmu), ale na woli aparatu państwowego, który w dodatku był organizowany w dużej mierze z zewnątrz.

      Pozytywna wersja państwa socjalistycznego nie może istnieć. Nie może istnieć w formie faktycznie sterowanej przez naród. Właściwie nie może istnieć żadna demokracja, która nie przyjęłaby grzecznie ekonomicznego systemu zachodu. Każda próba skończy się zafundowaniem przewrotu stanu. Taki jest światowy klimat. Imperialne wiatry wieją i przewrócą każdą ideę, która podważa istniejący ład. Dlatego socjalizm może zaistnieć tylko w zbastardyzowanej wersji, w połączeniu z władzą totalną i wielkimi wydatkami na zbrojenia – wtedy jest ciężki do ruszenia z zewnątrz. Kadafi widać o tym zapomniał.
      Więc pozytywna wersja socjalizmu nie może istnieć, bo zostanie zglebiona przez obce mocarstwo, a nie dlatego, że to jest niewydolny system. Tak to widzę.

    2. „Więc pozytywna wersja socjalizmu nie może istnieć, bo zostanie zglebiona przez obce mocarstwo, a nie dlatego, że to jest niewydolny system. Tak to widzę.”

      Ale ja nie piszę o socjaliźmie teoretycznym tylko o jego konkretnych próbach implementacji. A one były jakie były.

      Ponadto nawet przy zachowanej kierowniczej roli partii mozna było gospodarkę prowadzic inaczej. Przypomnę że tempo odbudowy kraju w pierwszych latach po wojnie było imponujące a właśnie wówczas władza wspinała się na szczyty totalitarności .

      To potem wysiłek odbudowy został zmarnotrawiony przez durne decyzje.

      Zwalanie na totalitaryzm jest za dużym uproszczeniem (ostatecznie mamy w historii przykłady absolutyzmu korzystnego dla państw i społeczeństw i absolutyzmów rujnujących).

      W ramach tego samego ustroju mozna było produkować zarówno sprężyny przeznaczone do przetopu jako złom jak i poszukiwane na rynku sprężyny do Poloneza.

      Pamietam czyny społeczne jak najbardziej pożyteczne i te późniejsze, bezsensownie marnujące ludzkie zaangazowanie i wywołujace zniechęcenie.

      Wprowadzanie antymotywacyjnego systemu płac, który zabił wydajność także nie wynikało z doktryny państwa totalitarnego.

      Oczywiście, idiotyczne zarządzanie gospodarką odbywało sie w ramach ustroju totalitarnego czy autorytarnego. Ale przecież w ChRL w ramach tego samego co do zasad systemu udało sie uzyskać nieprawdopodobny skok cywilizacyjny. Przez trzy dekady odrobiono wieki zacofania. I choć mnóstwo jeszcze zostało do zrobienia a chyba nikt z nas nie chciałby w tamtym państwie żyć to trudno nazywać tamto zarządzanie gospodarką idiotycznym.

  6. Ludzie? Jacy „ludzie”? Z jakich dokumentów NSZZ „Solidarność” i relacji z lat 80-89 można odczytać, że robotnicy i inteligencja pracująca chcieli powrotu kapitalizmu: z lokautami, wilczymi biletami za najlżejszą działalność rzeczywiście związkową, z wyrzucaniem ludzi na bruk z zakładowych mieszkań, niszczeniem przemysłu także tego „wydajnego” w rozumieniu kapitalistycznym itd. itp. etc?

    Czym „niewydolność i głupota” socjalizmu, różni się od cyklicznych kryzysów kapitalizmu, ekspansji przy pomocy brutalnej siły i niemniej brutalnej kolonizacji kulturowej? Chyba tylko tym, że w socjalizmie błędy można było poprawić, bo nie należały do jego istoty (zwłaszcza w perspektywie komunistycznej), natomiast wyzysk i kryzysy są nieodmienną, inherentną cechą kapitalizmu.

    1. W kraju będącym jednym z największych producentów węgla, chroniczne były problemy z zaopatrzeniem w… węgiel. Ludzie pracy musieli się nagimnastykować żeby mieć co do pieca wrzucić bo przydziały były małe a i jakość opału najróżniejsza. A wieczorem w telewizji mogli posłuchać o kolejnych rekordach wydobycia.

      W kraju będącym zagłębiem buraka cukrowego wprowadzono … kartki na cukier. Na pytanie dlaczego, odpowiadała zbyt dociekliwym Milicja Obywatelska.

      W systemie, w którym w przeciwienstwie do kapitalizmu celem produkcji było zaspokojenie potrzeb ludności wystepowały chroniczne braki prawie wszystkiego. Ludzie,, którym ów system miał służyć stali w dłuuuugich kolejkach po byle co.

      W państwie w którym władza należała do „ludu pracującego miast i wsi” jakakolwiek próba wyrażenia przez ów lud swojego zdania odmiennego od zdania jego przedstawicieli, kończyła się pałowaniem a czasem i strzelaniem do tłumu.

      Myslę że w przeciwieństwie do mnie nie znasz tych czasów z autopsji, a naczytałeś się sloganów. Stąd to Twoje pytanie o różnice. Bo gdybyś w tamtym systemie żył jako zwykły człowiek pracy to byś sam wiedział.

      Ja jestem marksistą i wyznaję prymat praktyki nad teorią. Praktyka była taka jak pisałem, a próby poprawiania błędów socjalizmu kończyły się z reguły biciem albo strzelaniem do proletariatu.

    2. Chyba wszyscy zgodzimy się, że problemy PRL nie były wynikiem socjalizmu, a totalitaryzmu?

    3. Kolego Leju, kartki to chyba Solidarność żądała zaprowadzić

    4. @Nikt

      Otóż nie, pierwszą kartkę, na cukier dostałem w połowie lat 70. Pamietam ją bo była podobna do znaczka pocztowego.

      Do tego pojawiła się jakoś tak zaraz po uruchomieniu ogromnego kombinatu cukrowego w Lapach co dodaje temu dodatkowego posmaku.

      O „Solidarności” jeszcze sie nikomu nie sniło.

  7. Bardzo trudno będzie to wszystko odkręcić. Myślę, że ludzie przyznający się do lewicowości (szeroko rozumianej) powinni wreszcie zastanowić się, czy warto oskarżać PRL, ZSRR i Rewolucję Październikową o – w części rzeczywiste, ale w większości sprokurowane przez prawicowych propagandystów – zbrodnie, winy i zaniedbania. Kwestionując i likwidując niebywały wysiłek bolszewików czy członków KPP, oddających życie dla sprawy, spędzających życie w więzieniach – likwiduje się jednocześnie przyszłość.

    Czy się chce, czy nie chce – to Związek Socjalistycznych Republik Radzieckich zmienił świat na lepsze w XX w. Propaganda kapitalistyczna okazała się jednak lepsza od komunistycznej. Komunistyczna odwoływała się do najlepszych cech ludzkich, kapitalistyczna – do najgorszych. Najgorsze najłatwiej realizować.

    1. To nie propaganda kapitalistyczna była lepsza tylko tzw. „komunistyczna” okazała się gorsza.

      I nie mogło być inaczej bo nie dało się w nieskończoność ukrywać niewydolności i głupoty gospodarczej ani politycznego zakłamania. Rozbieżność pomiędzy deklaracjami a rzeczywistością wyłaziły jak d… z pokrzywy na każdym kroku.

      To dlatego ludzie tamten system odrzucili.

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Zobacz także

Putin: jesteśmy gotowi do wojny jądrowej

Prezydent Rosji udzielił wywiadu dyrektorowi rosyjskiego holdingu medialnego „Rossija Sego…