Druga tura wyborów odbędzie się dopiero w niedzielę 7 maja, ale Marine Le Pen zmarnowała już wczoraj ostatnią okazję na wyrównanie szans wyborczych z neoliberałem Emmanuelem Macronem.

www.flickr.com/photos/leweb3/

Miliony telewidzów oglądały jedyną debatę telewizyjną między dwójką kandydatów, która od pierwszej minuty miała charakter pełnej napięcia, wrogiej wymiany inwektyw i insynuacji, jakby sprawy państwa były jedynie dalekim tłem osobistego konfliktu. Marine Le Pen wybrała strategię nieustannego ataku, co dało nieusuwalne wrażenie, że zwracając się cały czas do swego przeciwnika ani razu nie zwróciła się do Francuzów. Kardynalny błąd.
Z początku udało jej się zdominować i zdestabilizować Macrona, ale narzucona logika teatralnego pojedynku na miny i przytyki dała jedynie bezładną kakofonię, z której trudno było wyłowić konkrety. Po dwóch godzinach ironizowania, powtarzania zarzutów doskonale znanych już z kampanii, Le Pen była widocznie zmęczona, podczas gdy Macron recytował niezbyt atrakcyjne elementy swego programu niczym wzorowy uczeń. Popełnił mniej merytorycznych pomyłek, niż Le Pen. Udało się jej skupić na sobie uwagę, ale jakby straciła całą posturę prezydencką, którą udało się jej utrzymywać w czasie kampanii: zabrakło jej klasy.

Pozycje dwójki kandydatów były całkowicie przeciwne w niemal wszystkich dziedzinach, a wzajemnie okazywana niechęć dobrze ilustrowały stan politycznych podziałów we Francji. Każdy został przy swoim: 93% zwolenników Macrona uznało, że to on wygrał debatę, 85% fanów Le Pen, że jednak ona. Choć należy uznać Macrona za zwycięzcę tego spotkania, nie będzie to miało raczej wpływu na wielką zmianę dotychczasowych intencji wyborczych. Ma w nich tak dużą przewagę, że wynik wyborów nie może już pozostawiać wątpliwości.

Komentarze

Redakcja nie zgadza się na żadne komentarze zawierające nienawistne treści. Jeśli zauważysz takie treści, powiadom nas o tym.
  1. mnie jest wszystko jedno, ale uważam że facet który ma za żonę babcie nie ma wszystkich klepek

  2. No,chyba że przejedzie na pasach,po pijaku,zakonnicę w ciąży(choć to Francja,więc raczej nie zakonnicę a jakiegoś mułłę czy imama)…Paryż to nie Francja tak jak Warszawa to nie Polska. Nie starajcie się być,za wszelką cenę,druga Gazetą Wyborczą bo ta pierwsza to już i tak za dużo na polskie,wypłukane z umiejętności samodzielnego myślenia,mózgi.
    Wybierają nie tylko zwolennicy Macrona i Le Pen.A zwycięstwo w debacie…w polskiej debacie wygrał podobno niejaki Zandberg.I co,jest prezydentem?
    Gdyby Francuzi umieli racjonalnie wybierać,ani Macron ani Le Pen nie przeszliby do drugiej tury.

    1. Nawet gdyby to zrobił to i tak wygra.
      Pamiętaj że jest to człowiek-wydmuszka, a nie samodzielny polityk. Ci, którzy go wyprodukowali mają wystarczające wpływy aby ewentualne kompromitujące fakty ukryć do czasu rozstrzygnięcia.

      A wbrew pozorom przejście Le Pen i Macrona do drugiej tury jest przejawem racjonalnego podejścia Francuzów. To opowiedzenie się za lub przeciw stanowi obecnemu. Francuzi najwyraźniej chcieli zmian. Le Pen to wiadomo, a Macron w przeciwieństwie do innych kandydatów sprawia pozór że nie jest „z układu”. Inni kandydaci to kandydaci kontynuacji albo niemocy.

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Zobacz także

Przeciwko umorzeniu śledztwa w sprawie śmierci Jolanty Brzeskiej

Kilkaset osób demonstrowało 9 listopada w Warszawie pod Ministerstwem Sprawiedliwości w zw…