W zeszłorocznych wyborach parlamentarnych Prawo i Sprawiedliwość wykorzystało kryzys w polskim górnictwie do wygranej na Górnym Śląsku. Elementem obiecywanej „dobrej zmiany” miała być naprawa sytuacji w branży, która generuje straty wynikające przede wszystkim z niskiej ceny węgla na rynkach międzynarodowych. Jak partia Jarosława Kaczyńskiego wywiązuje się z tej obietnicy?
Wywodząca się z górniczych Brzeszczy premier Beata Szydło w kampanii występowała na tle niszczejących zakładów pracy i przekonywała, że Polska pod rządami Platformy Obywatelskiej popadła w ruinę. Chociaż obrazek ten był równie jednostronny, jak kampania PO, w której cała Polska miała wyglądać nowocześnie jak warszawskie biurowce i pędzące Pendolino, to na tradycyjnie przemysłowym Górnym Śląsku mógł się przyjąć. Rzeczywiście, mieszkańcy regionu przyzwyczajeni się do widoku straszących, opustoszałych szybów kopalnianych, hut i hal fabrycznych, które latami czekają na wyburzenie. Fabryki-widma ożywiają wspomnienia utraconej świetności i stabilnego rynku pracy, ale także bolesnych lat restrukturyzacji górnictwa, masowych zwolnień i wysokiego bezrobocia, które w wielu miastach i dzielnicach nadal pozostaje wysokie (np. Bytom – bezrobocie w 2015 r. 17,2%, z 6 kopalń ostała się jedna). Powstałe w ich miejsce biurowce zagranicznych korporacji to dla śląskiej klasy robotniczej niedostępny świat, a zakłady w Specjalnych Strefach Ekonomicznych, które miały stanowić remedium dla rynku pracy, traktują tutejszych pracowników jak tanią siłę roboczą, nierzadko zatrudniając ją poprzez agencje pracy tymczasowej.
Województwo śląskie jest swoistym barometrem wyborczym. Tradycyjny podział elektoratu między PO i PiS rozbija się na Zachód i Wschód kraju – przez 10 lat granica między elektoratami przebiegała między Górnym Śląskiem a Małopolską. Zmienić miało się to dopiero w zeszłym roku, gdy na ogólne zniechęcenie rządami PO w regionie nałożył się najpoważniejszy kryzys w górnictwie od lat.
2005 rok, cena węgla 40 dolarów za tonę, wynik Kompanii Węglowej: 200 milionów złotych na plusie. Górnictwo ma za sobą trudne lata restrukturyzacji, dzięki którym ma stać się długotrwale rentowną branżą. Z 70 kopalń, które funkcjonowały w 1989 roku została połowa. Zatrudnienie z 400 tysięcy zredukowano do blisko 100 tysięcy. PiS idzie do wyborów parlamentarnych z obietnicą utrzymania wcześniejszego przechodzenia na emeryturę przez górników, ale mieszkańcy Górnego Śląska nieco chętniej głosują na Platformę. Wybory te były dla politycznego pejzażu regionu istotne także dlatego, że PO-PiSowska wizja konfliktu zepchnęła do drugiego szeregu SLD. Do władzy po zaledwie 4 latach wracają zaś politycy tworzący skompromitowaną koalicję AWS-UW, która w latach 1997-2001 nie miała litości dla górników, likwidując aż 24 kopalnie, a wraz z nimi blisko 100 tysięcy dobrze płatnych miejsc pracy.
2007 rok, cena tony węgla w ciągu 12 miesięcy rośnie dwukrotnie (z 50 do 100 dolarów), w kolejnym roku wystrzeli do 170 dolarów, by wraz z jego końcem ustabilizować się na poziomie 80 dolarów. Rozczarowanie awanturniczymi rządami PiS zdecydowanie umacnia w regionie Platformę w kolejnych wyborach. 2011 rok, z jego początkiem cena węgla osiąga szczyt wzrostu na poziomie 130 dolarów/tonę, KW przynosi aż 554 miliony zł zysku. Opowieść udanej modernizacji kraju przyjmuje się dobrze również na Górnym Śląsku – w wyborach PO jeszcze mocniej dystansuje konkurencję. Branża wydobywcza przeżywa wówczas okres prosperity i nawet pominięcie znanego z piłkarskich tradycji regionu w kluczowej dla narracji PO imprezie Euro 2012 nie nadszarpnęło zaufania do rządzących.
Na tym jednak kończy się dobry czas dla górnictwa, a wkrótce i dla Platformy. W latach 2011-2015 ceny węgla notują dramatyczny, 50% spadek – ze 120 do 60 dolarów. Odbija się to mocno na kondycji spółek węglowych. Jeszcze w 2012 r. Kompania Węglowa jest na plusie (170 mln.), ale już w 2013 notuje gigantyczną stratę: 698 milionów. Politycy PO robią dobrą minę do złej gry. W grudniu 2013 premier Tusk i pochodząca z Górnego Śląsku minister Elżbieta Bieńkowska świętują z górnikami barbórkę. Zdjęcia, do których pozują roześmiani w galowych mundurach górniczych obiegają cały kraj.
Wprawdzie to nie wina Tuska, ani Ewa Kopacz, że rewolucja łupkowa w USA i konkurencja ze strony tańszego węgla z kopalń odkrywkowych i niższych płac górników z krajów peryferyjnych, obniżyła cenę węgla poniżej progu opłacalności wydobycia, ale górnicy mogli mieć do nich słuszne pretensje. To za rządów PO (od 2008 roku) Polska – niegdyś potęga w eksporcie węgla – zaczęła go więcej importować niż wysyłać za granicę. To rządy PO nie miały pomysłu na polską energetykę, wprowadzając nieustanne zamieszanie, a to chcąc budować elektrownię atomową, a to zapraszając zagraniczne korporacje do poszukiwania gazu łupkowego, a to będąc hamulcowym unijnej polityki, mającej na uwadze także ochronę klimatu i rozwój zielonych sektorów energetycznych. To przecież za rządów PO rozrosła się do niepokojących rozmiarów patologiczna praktyka, polegająca na zatrudnianiu górników przez agencje pracy tymczasowej. To obóz PO regularnie grał populistyczną kartą, nastawiając negatywnie resztę społeczeństwa do niektórych grup zawodowych, oskarżanych o nazbyt uprzywilejowane – górników, rolników, mundurowych, czy nauczycieli. Nie dokonując obiecywanego „ukrócenia przywilejów” zrażał do siebie nie tylko te grupy, ale i elektorat, który na te reformy liczył. Wreszcie, to Platformę obwiniano za to, że pozwoliła zarządom spółek węglowych roztrwonić zyski z „tłustych lat” w branży, które mogłyby pomóc przetrwać „chude lata”. Uderzający był zwłaszcza stały wzrost kosztów wydobycia, który przyczynia się znacząco do dzisiejszych kłopotów z rentownością.
Gdy Górnym Śląskiem wstrząsać zaczęły coraz bardziej masowe protesty społeczne – od regionalnego strajku generalnego w marcu 2013 roku po demonstracje w obronie kopalń na przełomie 2014 i 2015 roku – los pogrążonej w kolejnych aferach PO pod przywództwem bezbarwnej Ewy Kopacz był w regionie przesądzony. Zapowiedzią zmiany warty w całym kraju był już wyborczy sukces PiS w wyborach samorządowych w 2014 roku – po raz pierwszy partia wygrywa w Sejmiku Śląskim.
W 2015 rok Kompania Węglowa wchodzi z gigantycznym długiem wynoszącym 4 miliardy 200 milionów złotych i staje na krawędzi bankructwa. Nie lepiej jest w pozostałych spółkach zagłębia górnośląskiego: Katowickim Holdingu Węglowym i Jastrzębskiej Spółce Węglowej. Kompania chce zamknąć cztery kopalnie, dla których nie widzi przyszłości, w tym trzy na Górnym Śląsku: Bobrek (Bytom), Pokój (Ruda Śląska) i Sośnica-Makoszowy (Gliwice/Zabrze). Regionem targają masowe demonstracje w obronie miejsc pracy. Do strajku przyłączają się także załogi z KHW i JSW. Gołym okiem widać, że na protestach skorzysta licznie obecna na nich prawica – nie tylko PiS, ale też ugrupowania bardziej skrajne i populistyczne, z ruchem Pawła Kukiza na czele. Platformę pogrąża zaś wypowiedź Bieńkowskiej z „afery taśmowej”, w której obecna komisarz Unii Europejskiej bez ogródek podsumowuje styl zarządzania polskim górnictwem: – Były pieniądze, a oni wiesz pili, lulki palili, swoich ludzi poobstawiali, sam wiesz ile zarabiali i nagle pierdyknęło.
Ten wymowny opis uderza rykoszetem w PO, która pozwoliła na rozpasanie w branży. By ratować sytuację, premier Kopacz jedzie do Katowic, toczą się wielogodzinne rozmowy z górniczymi związkami zawodowymi. Chociaż Kopacz przedstawia podpisane w styczniu 2015 r. porozumienie ze związkami zawodowymi jako swój wielki sukces, powszechne jest odczucie, że PO gra na czas, byle tylko przetrwać do jesiennych wyborów. W październiku traci władzę, po raz pierwszy przegrywając wybory parlamentarne także na Górnym Śląsku, a niezrealizowany do końca plan konkurencji trafia na biurko ministrów Beaty Szydło.
Porozumienie ze stycznia 2015 r. zakładało przekazanie przeznaczonych wcześniej do likwidacji czterech najmniej rentownych kopalń, które generowały 80% strat, do nowej Spółki Restrukturyzacji Kopalń, której zadaniem byłoby znalezienie dla nich inwestora. Pracownikom tych kopalń zagwarantowano pakiet osłonowy: przeniesienia do innych kopalń (dla 6 tysięcy osób), urlopy górnicze i jednorazowe odprawy, aby zminimalizować negatywne skutki społeczne. Jedną nierentowną kopalnię przejąć miał Węglokoks, spółka zajmująca się handlem węglem. Pozostałe dziewięć kopalń KW trafić miało do Nowej Kompanii Węglowej.
Rząd PO-PSL nie zdołał już powołać nowej KW. W przeciągu kilku miesięcy część kopalń z SRK znalazła nowych inwestorów. Połączone kopalnie Bobrek i Piekary przejął Węglokoks, Brzeszcze trafiły do spółki Tauron Wydobycie. Spółki zapowiadają nakłady inwestycyjne i wzrost wydobycia. Widmo likwidacji zostało jak na razie oddalone. Bez inwestora pozostaje za to kopalnia Makoszowy. W kwietniu 2015 roku odłączono ją od kopalni Sośnica, która pozostała w Kompanii Węglowej. Jesienią wydawało się, że Makoszowy trafią do Polskiej Grupy Energetycznej, ale transakcja nie została sfinalizowana. Związkowcy z Zabrza czują się opuszczeni przez rząd PiS i boją się realizacji najgorszego scenariusza.
– W mojej długiej karierze związkowej nie spotkałem się jeszcze z czymś takim, żeby na tak ważne rozmowy minister przesyłał swoją sekretarkę – mówi Andrzej Chwiluk, przewodniczący Związku Zawodowego Górników w Polsce na kopalni Makoszowy. – Nigdy nie znajdzie się inwestor, póki rząd nie przedstawi jasno, jakie ma plany. A tu nie ma prawdziwego dialogu społecznego. Nasza delegacja zakładowa była w Warszawie, przyjęła ją minister Elżbieta Witek i obiecała wsparcie. Nic z tego.
Rząd priorytet przyznaje budowie silnej Nowej Kompanii Węglowej. W zasadzie PiS realizuje koncepcję Platformy. „Dobra zmiana” w tym przypadku sprowadza się do zmiany nowej spółki na Polską Grupę Górniczą. Udziały PGG mają zakupić spółka gazowa PGNiG i spółki energetyczne PGE i Energa. Wartość transakcji ma wynieść 1,5 mld. zł. Pomysł PO-PiS może jednak ściągnąć ze strony Unii Europejskiej oskarżenia o niedozwoloną pomoc publiczną. Co wtedy? Czy rząd ma plan B?
– Rząd niczego nie obiecuje i niczego nie mówi otwarcie – twierdzi Patryk Kosela, rzecznik prasowy Wolnego Związku Zawodowego Sierpień 80. – Nie wiemy, czy rząd zdąży z powołaniem PGG na czas. Nie ma „dobrej zmiany”. Co to za zmiana, jeżeli na stanowiskach prezesów i dyrektorów pozostaje stara ekipa? Został też minister Wojciech Kowalczyk. Wszędzie wszystkich wymieniają, a w górnictwie – nie? W dodatku powstają nowe problemy. Jeszcze nie ma PGG, a już jest spór zbiorowy w kwestii płac. Od czterech lat nie było podwyżek płac, jeżeli zmniejszone zostaną tzw. średniówki – średnie płace – to gdzie znajdziemy młodych chętnych do pracy, jeśli już dzisiaj na początek dostają na rękę 1800-2000 złotych.
Związkowcom nie podoba się, że premier Szydło odpowiedzialność za górnictwo scedowała na ministra energii, Krzysztofa Tchórzewskiego i jego zastępcę, Grzegorza Tobiszowskiego. Ci jednak nie sprawdzają się w dialogu społecznym. Zarówno Chwiluk, jak i Kosela wskazują, że rząd powinien pilnie zająć się kwestią obniżenia importu węgla z zagranicy.
Jakie perspektywy rysują się dla polskiego węgla? Jeżeli górę weźmie tak popularna wśród polskich polityków „mentalność księgowego”, będzie dążyć się do stopniowej likwidacji kopalń pod pretekstem nierentowności. Temu kierunkowi mogę przyklasnąć ekolodzy, wskazujący na zanieczyszczenie powietrza w polskich miastach i wymóg przeciwdziałania zmianom klimatycznym, który kształtuje unijną politykę energetyczno-klimatyczną. Jednak ograniczanie wydobycia węgla w Polsce nie przekłada się automatycznie na spadek zużycia węgla w produkcji energii, spadek emisji gazów cieplarnianych i wzrost udziału odnawialnych źródeł energii w miksie energetycznym. Wyobrażalny jest scenariusz, w którym Polska utrzymuje energetykę węglową na tyle, na ile pozwala jej na to UE i nie przeciwdziała niskiej emisji w miastach – różnica polega tylko na tym, że spala tańszy węgiel z zagranicy. Niewykluczone także, że rozwija energetykę atomową, co do której stanowisko PiS jest niejasne i dalej poszukuje łupków, z którymi partia rządzącą jeszcze wiąże duże nadzieje.
W scenariuszu prowęglowym energetyka, która czerpie zyski z niskiej ceny węgla, inwestuje w polskie kopalnie. Jest to wariant ryzykowny – z uwagi na sprzeciw UE – i krótkowzroczny, gdyż węgiel z przyczyn ekonomicznych, geologicznych i ekologicznych w perspektywie 30 lat zniknie z polskiego miksu energetycznego. Niestety rząd PiS zdaje się tego wszystkiego nie dostrzegać, pakując Polskę w ten nieprzemyślany kierunek.
W scenariuszu ekologicznym – raczej nieprawdopodobnym przy obecnym układzie politycznym – Polska ogranicza zarówno wydobycie, jak i zużycie węgla najszybciej, jak jest to możliwe, inwestując i stwarzając warunki dla rozwoju OZE, poprawy efektywności energetycznej i tworzenia zielonych miejsc pracy. Wątpliwości dotyczących kosztów społecznych tego scenariusza, w szczególności dla Górnego Śląska, nie można jednak zbyć myśleniem życzeniowym, że Polska stanie się potentatem w zakresie ekologicznych technologii. Kraj peryferyjny, o niskiej innowacyjności i nakładach na badania i rozwój, za to o taniej sile roboczej, musiałby przygotować strategię, która by na to pozwoliła.
Niewykluczone, że Polska mogłaby znaleźć scenariusz pośredni, który wziąłby pod uwagę i aspekt społeczny i zmiany klimatyczne i rozwój technologii i uwarunkowania międzynarodowe. Gdyby polski rząd zobowiązałby się na forum europejskim do ustąpienia z pozycji hamulcowego polityki energetyczno-klimatycznej w zamian za pomoc dla zbytu naszego węgla w UE, mielibyśmy czas na planowe i odpowiedzialnie społecznie wychodzenie węgla i rozwijanie ekologicznych i technologicznych alternatyw. Wspólnym problemem UE jest bowiem nadmierny import surowców energetycznych spoza państw członkowskich (aż 53% surowców pochodzi z zewnątrz). Chociaż energetyka węglowa w UE stale się kurczy, to mógłby ją zasilać polski węgiel. W zamian Polska mogłaby wreszcie postawić na OZE, otwierając się na duńskie turbiny wiatrowe czy niemiecką fotowoltaikę. Do realizacji tego scenariusza nie przysłuży się jednak ustanowienie ścisłej zależności między kopalniami a energetyką węglową. Nie wydaje się także, żeby zdolny był do tego niebudzący zaufania za granicą rząd PiS. Jedno jest pewne: warto obserwować cenę węgla i wyniki spółek węglowych. Bez „dobrej zmiany” na ich wykresach, w dół może polecieć także poparcie w sondażach. Przynajmniej na Górnym Śląsku.
Para-demokracja
Co się dzieje, gdy zasady demokracji stają się swoją własną karykaturą? Nic się nie dzieje…
Do @A ja w ogóle… Może już w tym roku w USA „dobra zmiana” ? Polecam link: biznesalert.pl/gaz-przescignie-wegiel-w-energetyce-usa/ Pyrsk z zadymionego (ale nie ideologicznie) Rybnika.
Można zamykać nierentowne kopalnie a pracowników przerzucać do innych perspektywicznych, z poszanowaniem ich praw nabytych.To są w większości kopalnie głębinowe, chce Pan za wszelką cenę fedrować każde złoże ? To przywiązanie do paradygmatu węgla i stali mnie niepokoi, świadczy o myśleniu kategoriami XIX wieku. A rozwój nowych technologii jak OZE, ocieplenia budynków, energooszczędność oraz tzw. mix energetyczny nie wpłynie na gospodarkę opartą rzekomo na węglu ? Ponadto koszty ekologiczne, Rybnik jest pełen smogu choć jest kolejna lekka zima a polska władza nie ma pomysłu na walkę z nim, bo samopoczucie górników i ich komfort jest ważniejsze od innych obywateli. Jeśli chce Pan gospodarki autarkicznej dobrze byłoby przedstawić otwarcie koszty społeczeństwu… PS na smog uczciwie przyznam, składa się też znaczna ilość samochodów.
Powiedz chłopie wieśniakom w USA, że pozostali w XIX wieku bo ich energetyka oparta jest na węglu… Smog W Rybniku musi mieć rzeczywiście szkodliwe stężenie…
Dziękuję za wnikliwy artykuł o problemach górnictwa śląskiego.Niestety jak uważam, nie jest to możliwe bez redukcji zatrudnienia zwłaszcza w działach nie związanych z wydobyciem.Według audytu występuje sprzeczność między poziomem wydobycia a zatrudnieniem-zbyt dużo ludzi korzysta z efektów pracy górników nie przyczyniając się do zysku kopalni jako elementu gospodarki rynkowej. Tak, wiem szkoda stabilnych i stałych miejsc pracy, ale czy firma taka jak kopalnia jest z niej wyłączona i stanowi tylko miejsce pobierania wypłaty ? Notabene po drugiej stronie granicy czeski koncern chce zwolnic 6 tysięcy górników, wśród nich jest wiele Ślązaków i Polaków z cieszyńskiego, chodzi mi o Zagłębie Karwińskie.Dekoniunktura może potrwać i 10 lat, będziemy ratować wszystkie górnicze miejsca pracy kosztem innych lub postawimy na inne, ale już mniej płatne ? Oto jest pytanie dla decydentów z Warszawy. Pyrsk z Rybnika.
proszę mi odpowiedzieć na jedno pytanie jak w gospodarce opartej na węglu można zamykać kopalnie skąd teraz bierzemy węgiel odp z Rosji i Ukrainy.