Radość polskiej prawicy z światowych triumfów „trumpizmu” w polityce zagranicznej to radość karpi skrzykujących się na wigilijną wieczerzę.
To prawda, że sukcesy wyborcze kolejnych „trumpistów” odsuwają od władzy znienawidzone przez polską prawicę elity liberalne i socjalliberalne. Ale rządy „trumpistów” w USA, w Rosji oraz wzrost ich wpływów w Unii Europejskiej to powrót do światowej polityki zasad „koncertu mocarstw”.
Oczywiście taka polityka istniała od lat, także za rządów ustępujących teraz elit, rządów „wykształciuchowatego” establishmentu. Ale do tej pory mocarstwa grały swoje koncerty cichutko, preferując uspakajające opinie publiczne melodie. Główni wykonawcy dbali też o pozory wspólnie ustalanego repertuaru. O konsultacje z drugorzędnymi państwami, o przydzielania im krótkich partii solowych. Tworzenie wspólnot ideowych i politycznych.
Teraz „trumpiści” wprowadzą do koncertu mocarstw styl biznesowy. Tworzenia politycznych „deali” opartych na egoistycznych interesach głównych wykonawców, już bez maskowania ich politycznymi wizjami i wspólnotami idei.
Nie zdziwmy się, kiedy dwóch czołowych „trumpistów”, czyli prezydenci USA i Rosji, podzielą nasz świat na strefy swoich wpływów. Za swój sojusz w zwalczaniu islamskiego terroryzmu i blokowaniu chińskiej ekspansji gospodarczej.
Nie zdziwmy się, kiedy wzrost wpływów „trumpistów” w Unii Europejskiej doprowadzi do jawnego już, zinstytucjonalizowanego podziału Unii. Na Unię Europejską strefy euro i Unię resztę państw z własnymi, narodowymi walutami. Nietrudno zgadnąć, że wówczas Polska znajdzie się w grupie gospodarek politycznie drugorzędnych.
Nowa Jałta zapewne zapisze Litwę, Łotwę i Estonię do strefy „zachodniej”. Dzięki wcześniejszemu wprowadzeniu tam euro. Polska też zostanie do strefy zachodnich wpływów wpisana. Z zastrzeżeniem, że ma genetyczny kod „chorego człowieka Europy”.
Polska znowu zostanie cząstką Zachodu, ale za cenę jej bezwzględnego sojuszu z USA. Będzie dla Waszyngtonu wschodnią flanką przebudowanego NATO. W razie jakiegokolwiek konfliktu USA z Rosją, Waszyngton wezwie Warszawę do propagandowego ujadania na Kreml. A Rosja zanim uderzy w USA, wpierw profilaktycznie i ostrzegawczo trzepnie najbliższego, najwierniejszego sojusznika Waszyngtonu. Tak to Polska zyska ponowną szansę na kolejną wojnę, tym razem lokalną, zastępczą, hybrydową jedynie.
Wasalski sojusz z USA i nieobecność w strefie euro pogrzebie nadzieje „kaczystów” na przywództwo Warszawy w Europie Środkowo-Wschodniej. To koniec marzeń Jarosława Kaczyńskiego o „Międzymorzu”. Nie może być liderem tak zróżnicowanego politycznie i gospodarczo regionu drugorzędna politycznie gospodarka i państwo stale skonfliktowane z Rosją.
Najlepszym rozwiązaniem dla Polski w czasach Nowej Jałty byłaby reanimacja Trójkąta Weimarskiego. Wtedy Francja dałaby Polsce swój parasol nuklearny i wsparcie wojskowe, a Niemcy pomogłyby w wejściu do strefy euro, a Polska rozszerzyłaby wpływy trójkąta na wschód. Wtedy też USA nie musiały by być gwarantem polskiego miejsca w zachodniej Europie.
Ale to oznaczałoby zgodę Warszawy na rolę najsłabszego kąta w tymże Trójkącie. Na to się prezes wszystkich prezesów nigdy nie zgodzi. Nie będzie przecież Merkel pluć nam w twarz, ani żabojad uczył jedzenia widelcem. Nie po to Polska wstała z kolan. Już lepiej z Węgrami konie w Brukseli kraść.
Będzie się za to musiał pierwszy polski „trumpista” – prezes Jarosław Kaczyński – pogodzić z „trumpistyczną” Rosją, nowym sojusznikiem „trumpistów” z Waszyngtonu. Albo przynajmniej zrezygnować z antyrosyjskich gestów.
Zwłaszcza kiedy po podziale Nowej Jałty, Ukraina zostanie znowu wpisana do rosyjskiej strefy wpływów. Wtedy Rosja wyciszy antyzachodnią retorykę, zniesie swoje sankcje, oczekując w zamian zniesienia sankcji zachodnich i wyciszenia antyrosyjskiej retoryki.
Wtedy, naciskana przez Waszyngton, Warszawa będzie musiała zakończyć śledztwo smoleńskie, dogadać z Moskwą warunki zwrócenia wraku prezydenckiego samolotu. Otworzyć mały ruch graniczny z Kaliningradem i pobłogosławić pierwsze wagony polskich jabłek znowu wywożone na Syberię.
Najgorzej na światowym zwycięstwie „trumpizmu” i Nowej Jałcie wyjść może Ukraina. Jeśli Waszyngton przehandluje z Moskwą formalnie nadal ukraiński Krym i ograniczy polityczne wsparcie dla Kijowa, to państwa Unii Europejskiej, a zwłaszcza Warszawa, poczują się zwolnione z amerykańskiego obowiązku świadczenia bezwarunkowego sojuszu dla Kijowa.
I wtedy prawicowa Warszawa odreaguje na Kijowie swoje międzynarodowe upokorzenia i kompleksy. Wówczas w polskich mediach „rosyjski szowinizm” ustąpi czołowe miejsce „ukraińskiemu nacjonalizmowi”, a źli „komuniści” podstępnym „banderowcom”. Skrawany, niepoprawny politycznie anty ukrainizm stanie się już jawny, wręcz pożądany.
Tak silnie, jak pożądani będą przez polską gospodarkę ukraińscy pracownicy. Będzie ich w Polsce coraz więcej, będą coraz bardziej tu potrzebni, jak Meksykanie w USA.
I to poczucie posiadania swojego „Meksyku” osłodzi polskim „trumpistom” nowo brzmiący koncert mocarstw.
Para-demokracja
Co się dzieje, gdy zasady demokracji stają się swoją własną karykaturą? Nic się nie dzieje…
Gadzina, czy Pan jest głupi czy rżnie Pan głupa!!! Polska „post1989” założona przez „CIA” (a na pewno przez Sorosa o czym sam zinteresowany pisze a Naomi Klein powtarza) 'ustawiła się’ z wrodzonym 'antyrosyjskimi antykumunizmem” serwilizmem jako wasal US a jako wasal się nie ma nic do gadania. Tym bardziej, że zamiast „wysuniętego” przyczółka na wschód staliśmy się tym co zawsze: „terenem przejściowym” ale na UKRAINĘ a nie na Rosję. Jeżeli Tusk rozmawiając z Trumpem martwi się o Ukrainę nie wspominając o EU czy o Polsce to o czymś to świadczy. Polska „post1989” zawsze była marginalizowana i coś na ten temat może powiedzieć Sikorski ze swoim „sukcesem” jakim było „partnerstwo wschodnio-europejskie” co skończyło się zamachem na Ukrainie kosztem 5 mld USD a Victoria Nuland (dzisiaj przeczytalem, że „nie została poproszona aby pozostać w Dep. Stanu” i musi biedula szukać roboty). Chciałbym zwrócić Gadzinie uwagę, na rolę jaką na Ukrainie odegrali guru Urbana: Sierakowski i Snyder. A tak na marginesie: w czasie WWII rząd Mikołajczyka też został odstawiony na bok bo był tak samodzielny, że „zaczął przeszkadzać” Angolom i US w relacjach z ZSRR. Niestety, ale Kissinger powiedział, że „trzeba wszystko poukładać na nowo” i tera robi za doradcę Trumpa bo faktycznie trza wszystko na nowo poukładać. I jak dobrze się Gadzina zastanowi, to z całą pewnością dojdzie do 2 wniosków:
– dzisiaj nie ma NIKOGO, kto by nie „przeszkadzał” Kissingerowi
– a jedynym człowiekiem, który pomoże Kissingerowi (czyli Trumpowi) jest…..KACZOR, bo tylko on może zarządzić odwrót od 'religii smoleńskiej”. A może mi się chrzni?
Bronmy kobiet !!! dośc tego
http://www.bbc.com/news/world-europe-38717186
W zasadzie mówienie o „Nowej Jałcie” w chwili, gdy Polska już stała się częścią terytorium i gospodarki „Czwartej Rzeszy Niemieckiej”, kiedy nawet były premier Polski głosuje w centrali tej Rzeszy, w Brukseli, przeciw swojemu dawnemu Państwu – jest dość mocno spóźnione :(
To nawet lepiej, że skończy się maskowanie swych działań wizjami, czyli obłuda. Opowiadanie o walce ,, o wolność, demokrację, wojnie bohaterskich narodów z tyranami”. Tym jak wyjdzie Ukraina na ewentualnych zmianach nie należy za bardzo się przejmować. Polityka powinna być egoistyczna do bólu realistyczna, oparta też o biznes, przecież oto chodzi w eksporcie i handlu ogólnie.
Polska gospodarka potrzebuje w pierwszej kolejności likwidacji umów śmieciowych i zahamowania wyjazdu z kraju tych co właśnie się do tego sposobią, nie zaś imigrantów. Jak dotychczas politycy w Polsce utyskują tylko nad tym ilu Polaków wyjechało i o ich ,,powrocie”, teraz mają nową pieśn ,, pracownicy z Ukrainy”. Zahamowanie emigracji z Polski okazało się nie wykonalne.
Dla mnie wyjątkowy artykuł o niczym i nic nie wnoszący ,warty przeczytania by takich rzeczy nie robić.
w sensie nie pisać
pięknie bo muzycznie ale dywagacje typu co by było gdyby było