MSW Niemiec zdelegalizowało portal internetowy, który jego zdaniem był wykorzystywany do publikacji „sprzecznych z konstytucją treści skrajnie lewicowych”.
– Dalsze korzystanie z portalu linksunten.indymedia będzie odtąd traktowane jak przestępstwo – oświadczył niemiecki minister spraw wewnętrznych Thomas de Maiziere.
Dostawcy internetu w Niemczech zostali zobligowani do blokowania tej strony internetowej.
– Wydarzenia w Hamburgu pokazały, jakie skutki może mieć tego typu nagonka – uważa de Maiziere.
Decyzję władz o delegalizacji skrajnie lewicowego portalu związek zawodowy niemieckiej policji przyjął z zadowoleniem. Najpierw jednak policja przeszukała pięć lokali należących do działaczy skrajnej lewicy we Freiburgu w Badenii-Wirtembergii. Skonfiskowano w nich komputery i broń, w tym noże, pałki gumowe, rurki i proce. Nikogo nie zatrzymano.
Niemieckie MSW twierdzi, że działający od 2009 roku portal służył uczestnikom skrajnie lewicowych protestów podczas lipcowego szczytu G20 w Hamburgu. Ministerstwo uznało nawet linksunten.indymedia za „główną platformę komunikacyjną wśród skłaniających się ku przemocy przedstawicieli skrajnej lewicy”. Zdaniem władz niemieckich portal służył do wymiany informacji na temat metod protestowania z użyciem przemocy oraz do rozpowszechniania „niekonstytucyjnych treści skrajnie lewicowych”.
Przedstawiono zawierający siedem stron wybór tekstów z portalu, zawierający według niemieckiego prawa „treści karalne, przyznanie się do popełnienia czynów karalnych oraz treści sprzeczne z niemiecką konstytucją”.
– Niektóre wpisy dotyczyły bezpośrednio zamieszek podczas szczytu G20, np. apeli o atakowanie policjantów z użyciem środków pirotechnicznych. To wykracza poza granice dopuszczalnej kultury protestu – stwierdził szef niemieckiego MSW.
Przeciwko umorzeniu śledztwa w sprawie śmierci Jolanty Brzeskiej
Kilkaset osób demonstrowało 9 listopada w Warszawie pod Ministerstwem Sprawiedliwości w zw…
Nie używajcie terminu „lewicowy” w stosunku do pospolitych bandytów, bo to nijak nie służy lewicy.
Jeżeli coś dziwi w zamknięciu portalu „linksunten.indymedia”, to fakt, że zrobiono to dopiero teraz, a nie zaraz po jego powstaniu. Niemieccy publicyści wiążą to ze zbliżającymi się tam wyborami parlamentarnymi: władze rzutem na taśmę próbują wprowadzić elementarny porządek prawny. A rzeczony portal internetowy naruszał go wręcz demonstracyjnie.
elity się boją