Pięć tysięcy pracowników Miejskich Zakładów Autobusowych od 15 do 17 stycznia wyrazi swoją opinię na temat przeprowadzenia strajku. Referendum ma być ostatecznym ostrzeżeniem dla spółki, której kierownictwo jest głuche na oczekiwania płacowe załogi, a kolejne propozycje wywołują tylko irytację wśród kierowców.
Sytuacja kadrowa w warszawskim MZA jest delikatnie mówiąc nieciekawa. Brakuje chętnych do pracy, mimo, że ogłoszenia są kierowane również do obcokrajowców. m.in. w języku ukraińskim. – Każdego miesiąca liczba kierowców spadała. Mamy starą załogę. Ludzie młodzi jak przychodzą i dowiadują się, że będą pracowali za 2500-2700 złotych netto, to szukają innej, lżejszej pracy, która nie wiąże się z taką odpowiedzialnością – mówi w rozmowie z TVN Warszawa Leszek Grzechnik z Międzyzakładowej Komisji Związkowej „Solidarność”.
Kierowcy od miesięcy sygnalizują, że potrzebne są podwyżki. Zwracają uwagę, że kondycja finansowa spółki jest dobra i realizacja ich postulatu nie powinna stanowić problemu. – W zeszłym roku zarobiła ponad 50 milionów złotych. Chcemy żeby podzieliła się z pracownikami tymi pieniędzmi, które wypracowała. Szanujemy miasto i władze spółki, że wymieniają ten tabor, że komunikacja jest sprawna. W zamian za to, domagamy się, żeby zapewnić stabilne zatrudnienie. A ono wiąże się z wynagrodzeniem i warunkami pracy – podkreśla Grzechnik.
Co na to MZA? Operator najwyraźniej nie traktuje poważnie swoich pracowników. Propozycja, którą wystosował zarząd została uznana przez załogę za kiepski żart. – 100 złotych brutto, które proponuje pracodawca to jest niewielka kwota – wskazuje Zenon Kopyściński, przewodniczący Niezależnego Związku Zawodowego Kierowców w MZA.
W związku z tak lekceważącą postawą władz firmy, kierowcy, a także inni pracownicy spółki zrzeszeni w związkach zawodowych postanowili pokazać swoją siłę. 15 stycznia ma się rozpocząć dwudniowe referendum strajkowe. – Chcemy dać do zrozumienia, że załoga jest zdeterminowana i oczekuje bardziej radykalnych posunięć. Jeśli w wyniku prowadzonych negocjacji nie dojdziemy do konsensusu, ostatecznością będzie strajk – mówią związkowcy.
Co na to szeregowi pracownicy? – Jeśli ktoś mnie zapyta, czy jestem za protestem, to oczywiście go poprę. Nasza praca jest bardzo ciężka. Pracujemy całą dobę, przez siedem dni w tygodniu. Odpowiadamy za bezpieczeństwo ludzi, a wiadomo, jakie warunki drogowe panują w stolicy. Jeśli nie dojdzie do porozumienia, to ja i moi koledzy na pewno nie przyjdziemy do pracy. Warszawiaków będzie czekał paraliż komunikacyjny – powiedział TVN Warszawa jeden z kierowców.
Kierowcy domagają się, by minimalna stawka dla pracownika rozpoczynającego karierę w spółce wynosiła 4500 brutto, a ci z dłuższym stażem mieliby zarabiać 500 zł brutto więcej. Spółka uważa takie żądania za wygórowane i upomina związki zawodowe, wskazując, że referendum strajkowe nie będzie legalne, gdyż nie zostało poprzedzone odpowiednio poprowadzonym sporem zbiorowym.
Jedno jest pewne – walka w warszawskim MZA dopiero się rozpoczyna.
Przeciwko umorzeniu śledztwa w sprawie śmierci Jolanty Brzeskiej
Kilkaset osób demonstrowało 9 listopada w Warszawie pod Ministerstwem Sprawiedliwości w zw…