Demokratyzacji procesu negocjacyjnego domagają się trzy związki zawodowe działające w ramach irlandzkiego przewoźnika na terenie Włoch. Obecnie firma rozmawia wyłącznie z największą centralą, marginalizując tym samym głos setek pracowników skupionych w pozostałych organizacjach.
10 lutego część włoskich pracowników Ryanaira nie zjawi się w pracy. Przewoźnik informuje, że z ewentualnymi utrudnieniami lub nawet odwołanym lotem mogą liczyć się podróżujący 10 lutego z lub do Italii. Strajkować będą załogi w kilku miastach. Jest to kolejna fala protestów przeciwko antypracowniczej polityce prowadzonej przez irlandzkiego potentata na rynku tanich linii lotniczych. Niedawno zbuntowali się również zatrudnieni w niemieckiej filii, a także Irlandczycy.
Zatrudnieni w Ryanairze w 2017 roku w całej Europie walczyli o poprawę warunków płacowych. Nie wszędzie jednak strona pracownicza traktowana jest po partnersku. – Rozmowy na temat wynagrodzenia i poprawy warunków pracy muszą być prowadzone natychmiast dla wszystkich pracowników, a nie tylko dla części z nich. To nieakceptowalne, że firma wybiera, z którymi związkami negocjuje, jednocześnie lekceważąc najbardziej elementarną zasadę naszego prawa, według której pracownicy mogą dowolnie wybierać, kto będzie ich reprezentował – czytamy w komunikacie podpisanym przez związki zawodowe Filt Cgil, Fit Cisl i Uiltrasporti.
Strajk ma być ostatecznym sygnałem ostrzegawczym dla irlandzkiego kapitalisty. Związkowcy nie wykluczają kolejnych akcji protestacyjnych, w przypadku gdy firma nie zaprzestanie prowadzenia dyskryminacyjnej polityki.
Władze przewoźnika wiedzą, że zapowiedzi związkowców nie są pustosłowiem. We wrześniu strajk pracowników Ryanaira w kilku państwach doprowadził do odwołania ponad 20 tys. lotów.
Przeciwko umorzeniu śledztwa w sprawie śmierci Jolanty Brzeskiej
Kilkaset osób demonstrowało 9 listopada w Warszawie pod Ministerstwem Sprawiedliwości w zw…