Justyna Samolińska w swoim tekście popełnia coś gorszego niż zbrodnię – popełnia błąd polityczny. Ten sam, z którym lewica w Polsce boryka się, odkąd mamy procedury demokratyczne, a na Zachodzie – gdzieś tak od lat 60. Chodzi o negowanie dialogu z klasami niższymi.
Rozmowy, która nie byłaby dialogiem głuchych, ale byłaby zrozumiała dla obu stron. Do tego nie wystarczą słowa – potrzebna jest jeszcze wspólnota emocji. Tego nie można się nauczyć z książek.
A potem płacz i zgrzytanie zębów w niszowym czasopiśmie, że prawica i populiści odebrali nam lud. A przecież byliśmy tacy awangardowi, postępowi, fajni. Nie chcą na nas zagłosować? To tępe skurwysyny są; straszne z nich prostaki. A przecież przedstawiliśmy im taki fajny program, o patrzcie, tu mamy podpunkt dotyczący likwidacji umów śmieciowych. Nie to nie, niech zdychają!
Już wiele razy słyszałem te zarzuty: „uprawiacie chłopomaństwo, biedyzm’’. Rzekomo wyobrażamy sobie jakiś lud, a potem stajemy w jego obronie. Tworzymy mit, aby śnić o wielkiej, niezwyciężonej klasie robotniczej. A większość naszych krytyków w głębi ducha, czyli po czwartym piwie, byłaby gotowa przyznać to, co kiedyś mogliśmy usłyszeć z ust Krzysztofa Janika. Na pytanie dlaczego SLD nie zajmuje się sprawami biednych, jego odpowiedź brzmiała: bo biedni nie głosują. I dlatego ciągle słyszeliśmy (jeszcze w czasach „świetności’’ Zielonych): tylko postępowy sojusz klasy średniej z klasą niższą jest gwarantem odbudowy lewicy w Polsce. Czyli toczmy walki w łonie klasy średniej (jak zwykle), a tych biednych weźmy jako taki kwiatek do kożucha, w końcu jesteśmy ludźmi wrażliwymi. I pozwoli nam to dobrze się pozycjonować wobec „starej lewicy’’.
I tak na mapach politycznych naszego postępowego towarzystwa nie istnieją ludzie, którzy walą tłumnie do suteryny Kancelarii Sprawiedliwości Społecznej przy Jarocińskiej 23, z których – bez wygrania walki politycznej – możemy tak naprawdę pomóc jedynie jednostkom. Nie istnieją rolnicy ze związku zawodowego OPZZ, stanowiącego, cokolwiek by mówić, realny i zorganizowany ruch społeczny, na który prawilna lewica fuka, albowiem ten nie spełnia ich wysokich ideologicznych wymagań. Niech więc lepiej zdechną, zamiast robić obciach w Szkle Kontaktowym.
Samolińska zachowuje się jak typowy Janusz (tak się mówi na mieście), dowcipkując z nas i twierdząc, że wyznaczamy przynależność klasową za pomocą wąsa. Według wielkomiejskiej młodzieży bowiem posiadanie zarostu nad górną wargą jest wyrazem braku kultury. Ja bym sobie w owłosienie nie zaglądał. To zresztą ciekawe, jak ktoś wyczulony na uprzedzenia dotyczące na przykład mniejszości seksualnych, pielęgnuje te związane z przynależnością klasowo-kulturową.
Istnieje w naszym kapitalistycznym systemie wyznawana skrycie przez prawie wszystkich wiara w to, że skąd byś nie był, co byś nie przeszedł, jaka by nie była twoja droga – to i tak masz szansę, jeśli się tylko odpowiednio postarasz, osiągnąć indywidualny sukces. Możesz awansować, przeprowadzić się, ciężej pracować, kształcić się, a WIELKI SYSTEM ci to w końcu wynagrodzi. Jest w tym mała prawda (potwierdzana licznymi świadectwami ludzi tzw. sukcesu), ale i wielkie kłamstwo.
Postawiłbym tezę, że awans społeczny jako taki jest niemożliwy. I żeby to wiedzieć, nie trzeba czytać Pierre’a Bourdieu. Wystarczy dobra literatura np. Martin Eden. Nawet jeśli wyrwiesz się ze swojej klasy, stanie się to za cenę trudnych do przewidzenia strat na innych polach. Eden na końcu popełnia symboliczne samobójstwo.
Muszę sprostować pewną fałszywą informacje zawartą w tekście Justyny, a która osobiście mnie dotyczy. Zostałem tam wymieniony jako przykład osoby posiadającej wyższe wykształcenie i/lub wysoki kapitał kulturowy. Otóż, posiadam formalnie wykształcenie podstawowe i być może dlatego wysoki kapitał kulturowy (chociaż znowu nie przesadzajmy).
Dla mnie nasz ewentualny sojusz ze środowiskiem rolników, górników w ramach Ruchu Społecznego nie będzie chwilowym, fałszywym – jak to napisał Gombrowicz – „zbra…taniem się’’, lecz powrotem do swoich, do miejsca, z którego wyszedłem.
Nie rejterujemy, jak sądzi moja oponentka, ze stawiania własnych tez i przekonywania ludzi. Właśnie to będziemy robić. Ale nie będziemy robić tego z góry, lecz maszerując ramię w ramię. Tylko tak możemy poprawić swój los.
Para-demokracja
Co się dzieje, gdy zasady demokracji stają się swoją własną karykaturą? Nic się nie dzieje…
Te pisanie (i kolegi i koleżanki Samolińskiej) to zabójcze połączenie myślenia 19 wiecznego z niezrozumieniem o co chodzi lewicy (podpowiadam że o socjalizm). Inteligentowanie, chłopowanie- obecne czasy charakteryzują się tym że mamy i rolników z podstawowym wykształceniem którzy zarabiają więcej niż emerytowani nauczyciele dorabiający w ochronie i robotników-fachowców po zawodowym co zarabiają więcej niż absolwenci studiów wyższych co pracują na zleceniu fizycznie albo podobnie (takie np. call center czy handel).
Socjalizm rozumiem jak projekt uniwersalny. Ma on być wspólnym dziełem ochroniarza i nauczyciela które wspólnie da np. umowę o prace temu pierwszemu i np. wyższe wynagrodzenia drugiemu. Jak się zakłada że jedni wiedzą lepiej co dla drugich lepsze i mają się podporządkować to w istocie jest to niewiele lepsze od technokratycznych rojeń o rządach „specjalistów”.
Jeżeli usłyszę że to utopia to… jak nazwiecie sytuację że jedna frakcja lewicowa broni niby „inteligencji” druga niby „ludu” podczas gdy ani tzw. inteligencja się inteligencją nie czuje ani tzw. lud się ludem nie czuje? A cały spór wydałby się szerszym warstwom tak absurdalny że ciężko powiedzieć? To jest nie utopia?
Ps.
Nie zgadzam się generalnie z treścią i jednego i drugiego artykułu ale gdy przeczytałem w artykule koleżanki Samolińskiej lustrowanie jakie kolega Duszczenko ma wykształcenie to uznałem że jednak zawsze lewica jest w stanie zaskoczyć mnie czymś na minus.
A ów, mitologizowany nieraz, „lud roboczy” też nie jest w swej masie tak jednoznacznie socjalistyczny, jak niektórzy by tego chcieli.
ów „lud pracowniczy” jest w swej masie skrajnie prawicowy i wprost niesamowicie odporny na jakiekolwiek formy „uświadamiania”. dla mnie kontakt z kimkolwiek z „solidarności” bądź od rolników był zawsze traumatycznym przeżyciem – sympatia dla „ludu” znika po kilku godzinach bratania się z nimi. to po prostu żądne przywilejów bydło – w tym są identyczni jak nasi kapitaliści.
Różne rozłamowe grupki roszczą sobie prawo do monopolu na lewicowość i „bycie z ludem”, jednak mimo różnic estetycznych, żadna z tych grup nie jest na wskroś – tak jak w XIX-wiecznych lewicowych mitach i projekcjach – ludowa i robotnicza, a raczej są to różne odłamy inteligencji lub/i ew. biurokracji partyjnych. Ikonowiczowi także nie przeszkadzała estetyka „salonu”, kiedy współpracował z raczej neoliberalnym naówczas Palikotem i chciał budować (nieudolnie) jego lewą nogę.
Super, że Damian się dobrze czuje jednak retoryka Ikonowicza, że kto nie jest ze mną ten nie jest z ,,ludem roboczym miast i wsi” jest nieznośna.Nie sądzę by ludzie z Pracowniczej Demokracji jako socjaliści dali się omamić jednym artykulikiem w GW.A pozbywanie się mądrych sojuszników jak np. Filip Ilkowski oraz Pracownicza Demokracja i to w tak marnym stylu mówiąc im , że są inteligencikami,którym lud i jego onuce smierdzą to jest dopiero błąd.Polecam przeczytać:http://pracowniczademokracja.home.pl/autoinstalator/wordpress/?p=3600
Jak widać lud nie chce głosować ani na postępowych, awangardowych, ani na chłopomaństwo, więc o czym ta rozmowa? Może problem leży gdzie indziej?
jako „razemowiec” apeluje, żebysmy się nie obrażali. musimy ze sobą rozmawiać. nawet wtedy kiedy każdy idzie własną drogą. szanujmy się i dążmy do realizacji naszych lewicowych celów.
Zarzuty z „Gazety Wyborczej”. Standardowy hejt jaki neoliberałowie stosują wobec wszelkich działaczy chłopskich. Podobnie atakowano Andrzeja Leppera. Dość obciachowy styl polemiki, ale na niektórych działa. Gdyby Izdebski „miał za uszami” w sprawach węglowych nie byłoby z nami Sierpnia ’80.
Ci „swoi” to właściciel spółki handlującej węglem z Rosją, biznesmen działający w branży hurtowego handlu zbożem? Nie ma nic smutniejszego niż dopatrywanie się wyobrażonego „ludu” w losowym wąsaczu dysponującym pieniędzmi na kampanię wyborczą.
Dziękuję Damian za ten artykuł. Wreszcie ktoś tę prostą prawdę tu wyartyklulowal że RSS to ludzie a nie kawiarnia.
Prawda jest taka że „wykluczeni” zostali zepchnięci do głębokich piwnic gdzie nie dochodzi światło. Przez całą transformację tą mantrę recytował w TV na wszystkie sposoby kapitał i „autorytety”-lewicowe też (SLD to jeszcze lewica,czy tłuste czerwone misie?)
Punkt pierwszy długiej drogi to:
KRZYCZEC BEZ WSTYDU ŻE WSZYSCY ZAWIEDLI!
KLASA POLITYCZNA CHCE TYLKO DOBRZE ŻYC
WAŻNE JEST JEDNO -LEPIEJ JEDNOCZYC SIĘ W IMIĘ PRAWDY (CHOCBY SPYCHANEJ POD DYWAN I OŚMIESZANEJ) NIŻ TRWAC W KANAPOWYCH SOJUSZACH.
WYJŚCIE Z BIEDY TO TEŻ WYJŚCIE Z BIEDY…UMYSłOWEJ!