Około dwustu osób przeszło dziś w milczeniu przez centrum Warszawy, przypominając o mrocznych kartach działalności „żołnierzy wyklętych”. Pod IPN-owskim Przystankiem Historia pozostawiono świece i tablicę z nazwami miejscowości, w których „bojownicy o wolną Polskę” skierowali broń przeciwko cywilnym mieszkańcom.
Zaleszany, Zanie, Szpaki, Końcowizna, Dubinki, Wierzchowiny – i pseudonimy „wyklętych”, na rozkaz których spalono te miejscowości: „Bury”, „Łupaszka”, „Szary”. Zwięzłego i przemawiającego przekazu dopełniały świece, dokładnie 187 zniczy ku czci najmłodszych ofiar podziemia – tych, które nie ukończyły w chwili śmierci 14 lat. Imiona tych ofiar zostały odczytane, a Elżbieta Podleśna, działaczka Warszawskiego Strajku Kobiet, przypomniała, że historycy doliczyli się pięciu tysięcy cywilnych ofiar antykomunistycznego podziemia.
Spod Przystanku Historia manifestanci udali się w kierunku Aresztu Śledczego przy ul. Rakowieckiej. Zgodnie z intencją organizatorów ze Studenckiego Komitetu Antyfaszystowskiego szli w milczeniu, bez skandowania haseł i bez partyjnych emblematów. Kilkoro osób przyniosło czarne flagi, inni – tablice z nazwami miejscowości zniszczonych przez „wyklętych”, a także klepsydry żałobne. Na froncie pochodu widniały napisy „Ci są z ojczyzny mojej…” oraz „Paragrafami prawdy nie da się zabić”.
Przez Warszawę przeszedł milczący marsz pamięci ofiar „żołnierzy wyklętych” pic.twitter.com/VmJCwmQH16
— Strajk.eu (@strajkeu) 1 marca 2018
Po dojściu na miejsce głos zabrał Rafał Suszek, działacz Obywateli RP, który odczytał fragmenty wniosków z postępowania IPN w sprawie działań oddziału Romualda Rajsa „Burego” na Podlasiu, z konkluzją mówiącą o „znamionach ludobójstwa” w jego czynach wymierzonych w prawosławnych Białorusinów. Mówił o fałszowaniu historii, jakim jest uogólnianie i wprowadzanie fikcyjnej, odrzucanej przez historyków, specjalistów od powojennego podziemia, kategorii „żołnierzy wyklętych”.
W pewnym momencie członkowie ONR, którzy po przeciwnej stronie ulicy zbierali się na swój pochód, zaczęli głośną muzyką zagłuszać konkurencyjne zgromadzenie. Zareagowali obecni działacze lewicowi, socjaliści i anarchiści, wołając „Narodowcy, szmalcownicy, wypierdalać ze stolicy” i „Polska wolna od faszyzmu”. Były to jeden z najbardziej radykalnych momentów podczas tej demonstracji. Drugi nastąpił, gdy lewicowi aktywiści wołali do zbierających się skrajnych prawicowców „Armię Ludową pamiętamy” i „No pasaran!” w odpowiedzi na wychwalanie NSZ.
Obywatele RP próbowali następnie zakłócić zgromadzenie skrajnej prawicy. Zostali jednak usunięci przez policję z jezdni, na której się kładli, dwie osoby zatrzymano. Narodowcy z pochodniami przeszli spokojnie na Plac Trzech Krzyży.
Przeciwko umorzeniu śledztwa w sprawie śmierci Jolanty Brzeskiej
Kilkaset osób demonstrowało 9 listopada w Warszawie pod Ministerstwem Sprawiedliwości w zw…
Marsze z pochodniami to tradycja NSDAP i powinna być z konstytucji ścigana, niezależnie od zakazu otwartego ognia na ulicy, co policja powinna ugasić po 1. zapaleniu.
Władza dzieli Polaków, bo łatwiej nimi manipulować i rządzić!
PiS/PO/GMO jedno wielkie ZŁO!
Do refleksji!
Dobrze, że jeszcze istnieją tacy ludzie. Ale są na wymarciu.