32 sklepy na terytorium Polski zlikwiduje w tym roku brytyjska sieć hipermarketów. Dla 1300 pracowników oznaczać to będzie konieczność znalezienia nowego zatrudnienia. Sieć obwieściła to jako dobrą nowinę.

Wyniki finansowe Tesco w pierwszej połowie 2018 roku faktycznie nie były szczególnie optymistyczne.  Ogólna sprzedaż, przy stałych kursach wymiany walut, spadła w tym okresie o 3,5 proc. Eksperci tłumaczą, że był to efekt wprowadzonego od marca ograniczenia handlu w niedziele. W całym regionie Europy Środkowej, sieć zanotowała jednak 59 mln funtów zysku, co oznacza, że strata poniesiona w Polsce mogła zostać zamortyzowana. Tak się jednak nie stało.

Sieć nie szuka również oszczędności w kieszeniach prezesów, czy managementu wyższego szczebla, ale oszczędza na podwyżkach dla personelu, o czym pisaliśmy na łamach naszego portalu. Płace u brytyjskiego kapitalisty, nawet po delikatnych podwyżkach wywalczonych przez pracowników w tym roku, nadal są najniższe w branży. Teraz dowiadujemy się również, że Tesco postanowiło zlikwidować część obiektów.

 „To część planu zmniejszania kosztów operacyjnych i poprawy konkurencyjności i zyskowności polskiego biznesu” – poinformowało radośnie w komunikacie. Do likwidacji wyznaczone 32 sklepy w 23 miastach.

Los ludzi, którzy stracą pracę nie był ważniejszy od chłodnych kalkulacji. „Stale analizujemy nasze placówki i podejmujemy odpowiednie decyzje, gdy nie widzimy możliwości poprawy rentowności sklepów. To decyzje trudne, ale niezbędne w sytuacji, gdy straty generowane przez te sklepy wpływają negatywnie na poziom zyskowności całej firmy w Polsce” – powiedział, cytowany w komunikacie, Martin Behan, dyrektor zarządzający Tesco Polska.

Sieć oświadczyła wydała co prawda lakoniczne oświadczenie, w którym zapewnia:”Naszym priorytetem jest zapewnienie odpowiedniego wsparcia dla koleżanek i kolegów, których dotyczyć będzie ten proces. Gdzie tylko to możliwe, będziemy starali się zaoferować inne, alternatywne stanowiska osobom skłonnym do zmiany miejsca czy stanowiska pracy”, jednak nie uspokoiło to związkowców. – Pracownicy martwią się o swoje miejsca pracy. Także o to, na jakich warunkach będą musieli odejść. Nie wiemy nic, bo dopiero zaczynają się konsultacje w sprawie zwolnień grupowych, a tak naprawdę pierwsze spotkanie w tej sprawie będzie 28 sierpnia – tłumaczy w rozmowie z money.pl przewodnicząca Komisji Zakładowej NSZZ Solidarność Tesco Polska Elżbieta Jakubowska, która dodaje również, że  w 2015 r w sieć zatrudniała jeszcze ok. 30 tys. pracowników. – W tej chwili jest ich ok. 20 tys. – wylicza działaczka związkowa.

Tesco przegrywa rywalizację na polskim rynku z konkurencją, mimo, że płaci swoim ludziom najmniej. Pracownik z trzymiesięcznym stażem zarabia obecnie 2600 zł brutto, czyli około 1870 zł na rękę. Najwięcej na stanowisku kasjera można obecnie zarobić w Lidlu. Niemiecki koncern informuje na drzwiach każdej placówki, że po dwóch latach pracy przy kasie można wyciągnąć nawet 4050 zł brutto, czyli 2888 zł netto. W porównaniu z Tesco znacznie lepiej płaci też Biedronka. W sklepach sieci Jeronimo Martins można zarobić nieco mniej niż w Lidlu – 3550 zł brutto (po 3 latach pracy). Początkujący może liczyć w portugalskim dyskoncie na zarobki rzędu 3250 zł brutto.

paypal

Komentarze

Redakcja nie zgadza się na żadne komentarze zawierające nienawistne treści. Jeśli zauważysz takie treści, powiadom nas o tym.

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Zobacz także

Przeciwko umorzeniu śledztwa w sprawie śmierci Jolanty Brzeskiej

Kilkaset osób demonstrowało 9 listopada w Warszawie pod Ministerstwem Sprawiedliwości w zw…