Czy w dzisiejszym świecie, gdzie migracje stały się zjawiskiem niemalże na porządku dziennym, osoba osiedlająca się w nowym państwie jest tylko czasowym rozwiązaniem ekonomicznym, czy ma szansę stać się członkiem wspólnoty? Przed Mazowieckim Urzędem Wojewódzkim w Warszawie – Wydziałem Spraw Cudzoziemców odbyło się artystyczne wydarzenie zachęcające do takiej refleksji.
Przeprowadzony przez Martę Romankiv, Ukrainkę ze Lwowa pracującą i studiującą w Polsce, Projekt Wybory/Elections symbolicznie „dawał prawo głosu” tym, którzy mieszkają i pracują nad Wisłą, ale nie mają prawa do pełnego uczestnictwa w życiu publicznym Polski. Przed budynkiem Wydziału ustawiono zainscenizowany lokal wyborczy z kotarą i urną, a migranci i migrantki mogli odebrać „kartę do głosowania” i zaznaczyć nazwisko polityka, którego poparliby, gdyby mieli polskie obywatelstwo i możliwość udziału w niedzielnych wyborach.
Na co dzień przed Wydziałem Spraw Cudzoziemców ustawiają się kolejki cudzoziemców z różnych krajów – niektórzy dopiero teraz doprowadzają do końca sprawy związane z legalnym pobytem i pracą w Polsce, które załatwiali jeszcze przed ogłoszeniem stanu zagrożenia epidemicznego. Inni szukają informacji, jak długo nie będą otwarte granice zewnętrzne UE i czy ich pobyt na terenie wspólnoty jest jeszcze legalny. 25 czerwca mogli dodatkowo wziąć udział w artystycznym projekcie. Wiele osób, które wrzuciło kartkę do symbolicznej urny naprawdę dobrze orientowało się w tym, kim są kandydaci na prezydenta Polski i co mają do zaoferowania społeczeństwu. Inni dopiero na miejscu dowiadywali się, jakie opcje polityczne są do wyboru.
Marta Romankiv, jak czytamy na stronie Biennale Warszawa, w swojej aktywności artystycznej „interesuje się różnego rodzaju mniejszościami, a zwłaszcza tematyką narodowości, obywatelstwa oraz związanymi z tym nierównościami społecznymi, problemami tożsamościowymi, jak i prawnymi”. W poprzednich dniach symboliczny „lokal wyborczy” pojawiał się również w Gdańsku, Białymstoku, Szczecinie, Lublinie, Poznaniu.
– Mieszkający w Polsce imigranci i imigrantki, mimo to, że prowadzą takie same życie jak obywatele: studiują, pracują, płacą podatki, nie mają żadnego realnego wpływu na politykę państwa. Brak stworzenia kompleksowego systemu włączenia do polskiego społeczeństwa już mieszkających oraz nowoprzybyłych obcokrajowców doprowadza do dyskryminacji i wykluczenia – czytamy w opisie projektu na Facebooku. Tablica informacyjna eksponowana obok „urny wyborczej” przypominała dodatkowo, że Polska jest jednym ze światowych liderów w przyjmowaniu zarobkowych imigrantów. Równocześnie „pozwalając na rezydenturę, obecny system jednocześnie wyklucza ich z możliwości realnego wpływu na politykę państwa, w którym mieszkają”.
Przeciwko umorzeniu śledztwa w sprawie śmierci Jolanty Brzeskiej
Kilkaset osób demonstrowało 9 listopada w Warszawie pod Ministerstwem Sprawiedliwości w zw…
Ci imigranci o których mowa, są trochę interesownymi gośćmi. Tolerujemy że interesowni, ale jako gości – w sumie to ich lubimy. Niemniej są „tylko” i „aż” gośćmi. A gość nie decyduje jak ma wyglądać dom gospodarza. No chyba że chce go przejąć…oby nie.