Gabriela Lazarek, cieszyńska aktywistka po nocy w areszcie została wypuszczona. Policja postawiła jej absurdalne zarzuty znieważenia i napaści na policjanta, jak zwykle w takich przypadkach.
W trakcie wczorajszych protestów przeciwko ministrowi Czarnkowi, o których pisaliśmy tutaj, została zatrzymana Gabriela Lazarek, związana z partią Zieloni. Na protesty do Warszawy przyjechała jako matka, w obronie swojego syna, ucznia liceum.
W wyniku absurdalnej akcji policji została brutalnie zatrzymana, skuta i przewieziona na komendę przy Jagiellońskiej w Warszawie, gdzie spędziła całą noc. Dziś przed południem wypuszczono ją z zarzutami art. 226 KK i 224 par 2 KK, czyli znieważenie i napaść na funkcjonariusza. Rano pod komendą zorganizowano pikietę solidarnościową z zatrzymaną.
-Przeszliśmy spod MENu na Plac na Rozdrożu, tam była blokada policyjna, ludzie zaczęli się wycofywać. Jakaś kobieta podeszła do policjanta, pytając czy może przejść. Chyba nawet nie była uczestniczką manifestacji, po prostu chciała przejść. A policjant, że nie może. Podeszłam do nich, zaczęłam pytać, dlaczego nie przepuści tej pani. Poprosiłam, żeby się zachowywał jak policja, i odpowiadał na pytania. Zaczęła się pyskówka, nagle policjant mnie szarpnął, rzucił na ziemię i zaciągnął do radiowozu. To wszystko trwało sekundy, nawet nie wiem czy ktoś to zauważył. W radiowozie skuli mi ręce z tyłu, grozili, że założą mi kaftan bezpieczeństwa. W protokole napisali, że użyłam agresji wobec funkcjonariusza. Jak? Kiedy? Z rękami skutymi na plecach? W radiowozie zastanawiali się, gdzie mnie wieźć, miałam utrudniony kontakt z prawnikiem. Mogłam zadzwonić tylko do kogoś z rodziny albo do adwokata, który ma moje pełnomocnictwo. Absurd.
Już na Jagiellońskiej odnalazł mnie prawnik, ale policja poinformowała go, że już zakończyli czynności, co jest bzdurą, bo czynności wobec mnie trwały do północy. Mnie nikt nawet nie poinformował, że prawnik był na komendzie- opowiada Gabriela Lazarek w rozmowie z portalem Strajk.
Na „dołku” Gabriela była pierwszy raz. Kiedy rozmawiamy kilka godzin po jej wyjściu z aresztu nadal jest w szoku. Nigdy nie sądziła, że zostanie potraktowana jak niebezpieczna bandytka. Spędziła trzy godziny z rękami skutymi na plecach. W celi przejściowej pozwoli jej napić się wody w kranu w toalecie, zrobili rewizję osobistą. Po 12 godzinach od zatrzymania dostała wodę z kubka i przytulną celę z drewnianą pryczą.
Aktywistka wyszła dziś rano z aresztu z zarzutami znieważenia i naruszenia nietykalności osobistej funkcjonariusza. Czeka ją na proces sądowy. Postawiono absurdalne, niezgodne z prawdą zarzuty, co pokazuje jak każdy, dosłownie każdy dzisiaj może paść ofiarą policyjnych represji.
Przeciwko umorzeniu śledztwa w sprawie śmierci Jolanty Brzeskiej
Kilkaset osób demonstrowało 9 listopada w Warszawie pod Ministerstwem Sprawiedliwości w zw…