Czy władze samorządowe zdecydują się na system dopłat do miejskich systemów ciepłowniczych? Być może zostaną do tego zmuszone przez mieszkańców, których z pewnością nie uraduje kilkukrotny wzrost kosztów stałych, co ma się stać już niebawem.
W wielu polskich miastach system ciepłowniczy znajduje się obecnie w rękach prywatnych. W Warszawie w 2012 roku, mimo sporego oporu społecznego w ręce prywatnego kapitału przekazano Stołeczne Przedsiębiorstwo Energetyki Cieplnej. Skutki tego posunięcia mieszkańcy stolicy mogą odczuć w nadchodzącej dekadzie. Wzrosną bowiem koszty po stronie producentów energii, a więc prywatni właściciele będą windować ceny ciepła. W tej sytuacji ponowne przejście spółek ciepłowniczych w ręce publiczne powinno być środkiem służącym zapobiegnięciu drożyźnie.
Dlaczego wzrosnąć mają ceny ogrzewania? Po pierwsze – wynika to z wyraźnego wzrostu cen węgla na rynkach światowych. W ciągu ostatnich kilkunastu miesięcy ceny tego surowca poszybowały o 40-80 proc. Drugim czynnikiem są zwiększające się regulacje Komisji Europejskiej dotyczące opłat za emisje dwutlenku węgla. Obecnie taryfa wynosi około 9 euro za tonę CO2, co oznacza wzrost z 5 euro w porównaniu z 2017 rokiem. Docelowo, aby zachęcić producentów do porzucenia wytwarzania energii z węgla, KE zamierza wprowadzić stawkę 20 euro, co w przypadku Polski – państwa, które ma największy udział centralnych systemów ciepłowniczych opartych na węglu w Unii Europejskiej, oznaczać będzie znacząco wyższe koszty.
Piłka jest po stronie rządu i samorządów, które mogą zwiększyć dotacje na ciepłownictwo, zapobiegając w ten sposób przeniesieniu kosztów na przeciętnych Kowalskich. Do tego potrzebna jest jednak polityczna wola i presja społeczna. Więcej o pomyśle wyjęcia ciepłownictwa spod logiki komercyjnej we wtorkowym komentarzu dnia autorstwa Piotra Nowaka na Strajk.eu.
Przeciwko umorzeniu śledztwa w sprawie śmierci Jolanty Brzeskiej
Kilkaset osób demonstrowało 9 listopada w Warszawie pod Ministerstwem Sprawiedliwości w zw…