Jak szacuje Greenpeace, aż pół miliarda mieszkańców przemysłowych regionów północnych Chin jest narażonych na skutki katastrofalnego zatrucia powietrza. Coraz więcej z nich podejmuje decyzję o przeprowadzce.
Od zeszłego piątku w Pekinie i 21 innych miastach Chin ogłoszono czerwony alarm smogowy. Ludziom radzi się, żeby nie opuszczali domów, zamknięto szkoły, wstrzymano ruch samochodowy, a zakłady przemysłowe musiały zatrzymać albo ograniczyć produkcję. Jak wyliczył Greenpeace, śmiertelnie niebezpieczna warstwa trującego smogu zagraża obecnie populacji równej sumie mieszkańców USA, Kanady i Meksyku, czyli aż 460 mln ludzi.
On Weibo now: 400 students in Henan, Anyang, taking exams outdoors in heavy smog. #airpocalypse pic.twitter.com/KEomFLSlNh
— What’s On Weibo (@WhatsOnWeibo) 21 grudnia 2016
Wielu z nich postanowiło na stałe opuścić tereny, na których nie da się oddychać. Tylko jedna chińska agencja podróży, Ctrip, poinformowała o 150 tys. obywateli Chin, którzy w tym miesiącu wyjechali za granicę, żeby uniknąć zatrutych oparów. Cele podróży to przede wszystkim Malediwy, Australia, Indonezja i Japonia. Wiele osób migruje także w inne regiony Chin. Jakiekolwiek podróże są jednak mocno utrudnione – od kilku dni smog do tego stopnia ogranicza widoczność, że zamknięto wszystkie pekińskie lotniska, a także sparaliżował ruch samolotów w m.in. w Tiencinie i w Shijiazhuangu.
Jak mówią aktywiści Greenpeace, kryzysu spodziewano się od lipca i ekolodzy ostrzegali przed nim rząd, dla którego jednak ważniejsze były inne priorytety. – To co się dzieje to w dużej mierze efekt potężnej fali inwestycji rządowych, których celem była stymulacja gospodarki. W ich wyniku wzrosły ceny stali, przez co wzrosła produkcja w trującym przemyśle hutniczym – mówi Lauri Myllyvirta, mieszkający w Pekinie aktywista organizacji.
Przeciwko umorzeniu śledztwa w sprawie śmierci Jolanty Brzeskiej
Kilkaset osób demonstrowało 9 listopada w Warszawie pod Ministerstwem Sprawiedliwości w zw…