Dokładnie 150 lat temu, 22 kwietnia 1870 roku, w Symbirsku nad Wołgą urodził się Włodzimierz Ilicz Lenin. Czy to okazja do świętowania, zostawiam każdemu do prywatnej oceny. Jednak bez względu na wszystko – dzisiaj, w obliczu największego od lat globalnego kryzysu, cały ruch lewicowy może się z historii wodza bolszewików wiele nauczyć.

Przytłaczająca większość dyskusji i sporów, jakie toczą się wokół postaci Włodzimierza Uljanowa dotyczy rewolucji październikowej oraz późniejszego procesu budowy i umacniania Związku Socjalistycznych Republik Radzieckich. Bardzo niesłusznie umyka większa część jego życia i działań, kiedy nie był jeszcze przewodniczącym Rady Komisarzy Ludowych, a jedynie jednym z wielu rewolucjonistów włóczących się po Europie i obmyślających plany obalenia starego ładu. Tymczasem refleksja szczególnie wartościowa dziś mogłaby ogniskować się wokół wydarzeń roku 1914.

Imperialna rywalizacja dwóch obozów europejskich mocarstw sięgnęła zenitu. Zamordowanie arcyksięcia Franciszka Ferdynanda w Sarajewie i wypowiedzenie przez Austro – Węgry wojny Serbii rozpoczęło efekt domina, który w krótkim czasie wciągnął do konfliktu zbrojnego większość państw kontynentu. Społeczeństwa, manipulowane i podsycane nacjonalistyczną propagandą, ogarnął prowojenny amok. Europa pogrążyła się w mroku krwawej i bezwzględnej wojny imperialistycznej. Co jednak najbardziej przerażające, wszystkie te działania rządów spotkały się nie tylko z aprobatą, ale i wyraźnym poparciem głównych europejskich partii socjalistycznych. Kierownictwa największych partii II Międzynarodówki, takich jak Socjaldemokratyczna Partia Niemiec, Francuska Sekcja Międzynarodówki Robotniczej, brytyjska Partia Pracy czy rosyjska Partia Socjalistów – Rewolucjonistów, powołując się na ,,patriotyzm” ochoczo poparły zbrojne agresje swoich państw. Te, które miały parlamentarną reprezentację – głosowały za kredytami wojennymi dla rządów. Wielu znanych i powszechnie szanowanych działaczy marksistowskich, jak choćby Karl Kautsky czy Jules Guesde, stało się z dnia na dzień nacjonalistycznymi agitatorami prowojennymi. Młodzi proletariusze strzelali do siebie z przeciwnych stron okopów i dziesiątkami tysięcy ginęli w imię interesów arystokracji i bogatej burżuazji.

Tak głośno wznoszone jeszcze niedawno na licznych kongresach II Międzynarodówki hasło o solidarności i jedności europejskiej klasy robotniczej brzmiało teraz najwyżej jak ponury żart. Świat szybko pogrążał się w wielkim kryzysie, a ruch lewicowy był rozbity, bez planu działania, bez organizacji, zaś resztka działaczy prawdziwie wierna ideałom tylko błądziła po omacku i nie była w stanie zaoferować ludziom żadnej konkretnej alternatywy. Sytuacja dziwnie znajoma i aktualna, nieprawdaż?

Zdrada II Międzynarodówki była dla Lenina, który nie ukrywał swojego podziwu dla masowych i silnych partii robotniczych z zachodniej Europy, ogromnym szokiem. Tak jak większość socjalistycznych przywódców, był rozbity i kompletnie zdezorientowany. To jednak, co zrobił w tej sytuacji, zasługuje na naszą szczególną uwagę. Wycofał się całkowicie z aktywności politycznej i na jakiś czas zamknął się w berneńskiej bibliotece, by studiować dzieła Arystotelesa, Hegla, Feuerbacha, Marksa, Engelsa i innych myślicieli. Stwierdził, że trzeba jeszcze raz sięgnąć do źródeł i poważnie przemyśleć, co należy robić. Nie za wszelką cenę chaotycznie działać, ale zastanowić się, jaki naprawdę cel przyświeca lewicy i jaką wizję świata chce ona zaoferować społeczeństwom, a także w jaki sposób najlepiej do tego dążyć.

Historia pokazała, jak owocne były te przemyślenia.

Włodzimierz Iljicz bardzo dużo pisał – tak dużo, że wśród radzieckich uczonych krążył żart, iż do pracy na dowolny temat można znaleźć pasujący cytat z Lenina. W tytule jednej ze swoich książek zadaje pytanie, które mimo iż upłynęło ponad 100 lat od jej wydania ani trochę nie straciło na aktualności – ,,Co robić?”. Pytanie to najlepiej chyba opisuje problem dzisiejszej lewicy. Nie brak jej bowiem oddanych aktywistów i gotowych do poświęceń ludzi czynu. W obliczu obecnego kryzysu brak jej planu działania.

Przydałoby się więc odwrócić słynną jedenastą tezę Marksa o Feuerbachu („Filozofowie rozmaicie tylko interpretowali świat; idzie jednak o to, aby go zmienić”) i na nowo spróbować zinterpretować otaczającą nas rzeczywistość. W tym celu lewicowcy z całego świata powinni wziąć dzisiaj przykład ze skromnie ubranego rosyjskiego emigranta przesiadującego całymi dniami w publicznej czytelni w stolicy Szwajcarii i sumiennie przysiąść do lektury i refleksji. To jeszcze nie daje gwarancji powodzenia, ale daje przynajmniej szansę. Kapitalizm zniszczy cały świat, jeśli tego nie zrobimy.

patronite

Komentarze

Redakcja nie zgadza się na żadne komentarze zawierające nienawistne treści. Jeśli zauważysz takie treści, powiadom nas o tym.
  1. Niech na całym świecie wojna, byle szwicerlandisze wieś spokojna.
    Tokugawa Iejasu też potrafił czekać. I też, gdy nastał czas, to przy..dolił, aż konkurencji kapcie pospadały. I też tymi samymi metodami.
    Każdy by tak chciał, gdyby miał za co.

    1. To znaczy źle, że czytał i myślał, zanim zaczął działać, czy źle, że w Szwajcarii? Bo nie skumałem polskiej bazy…

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Zobacz także

Demokracja czy demokratura

Okrzyk „O sancta simplicitas” (o święta naiwności) wydał Jan Hus, czeski dysydent (w dzisi…